Leniwa niedziela z Wojtkiem Pusiem
Z całego wachlarza okołoniedzielnych przyjemności najbardziej lubię popołudniowe drzemki. Te szybkie i te dłuższe, na kocu nad jeziorem i na hamaku w domu rodziców na wsi. Macie swój sposób na spędzenie niedzieli? Ciekawi was jak spędzają niedziele inne osoby? Co dwa tygodnie pytam o to ludzi kultury. Dzisiaj Wojtek Puś – artysta sztuk wizualnych, filmowiec i scenograf, Łodzianin od urodzenia i wykładowca w tamtejszej szkole filmowej.
Jak wygląda zwykła niedziela Wojtka Pusia?
Wstaję późno, jem owsiankę, piję kawę z jedną łyżeczką miodu akacjowego. Odpisuję na maile. Myślę. Nagrywam pomysły na dyktafon. Rozwijam matę i ćwiczę jogę 50-60 minut. Jeżdżę samochodem bez celu – dobrze mi się wtedy myśli i w niedzielę nie ma ruchu. W innych dniach często jeżdżę nocą. To mnie wprowadza w dobry stan.
Niedziela leniwa czy pracująca?
To u mnie się nie wyklucza. Pracowicie leniwa.
Twoja ostatnia solowa wystawa miała miejsce w Galerii Leto – jeszcze w starej lokalizacji i już jakiś czas temu. Było to niezwykle delikatne, sensualne, dwukanałowe wideo o bliskości dwóch osób. Nad czym teraz pracujesz?
Mam kilka równoległych projektów, w różnych fazach zaawansowania. Teraz mocno cisnę scenariusz nowego filmu i przygotowuję się do swojej pierwszej wystawy solowej poza Polską. Za moment mam deadline oddania projektów scenografii do Deutsches Schauspielhaus w Hamburgu i Opery Narodowej w Warszawie.
W swojej twórczości często wykorzystujesz neony. Dlaczego? Chodzi o ambiwalencję tego materiału? Jego plastyczność ale jednocześnie wrażliwość? Czy może chodzi o światło?
Dla mnie neon ma wymiar kinematograficzny, jest trochę jak stopklatka w filmie. Zamraża to co morficzne, tak myślę o tym materiale.
Jesteś artystą sztuk wizualnych, scenografem a do tego wykładasz na łódzkiej filmówce. Co sprawia Ci największą radochę? Skąd masz na to wszystko silę no i przede wszystkim czas?
Najbardziej jestem pochłonięty rozwijaniem pomysłów, które do mnie przychodzą. To jest dla mnie jak bliski taniec, czy przytulanie się do kogoś z kim fajnie jest się przytulać. Mam też radość z sukcesów moich studentów. Jest to bardzo satysfakcjonujące. Siłę czerpię z przyjaźni i jogi, a czas… no po prostu to wszystko wypełnia mi cały czas, więc on jakby sam się znajduje.
Dużo słyszę ostatnio o Łodzi. O tym że się rozwija i że się zwija, że się buduje i że popada w ruinę, że panuje tam niepowtarzalny klimat i że nie ma w niej nic do roboty. Festiwal opinii! Jak to jest z tą Łodzią?
Łódź jest bardzo, bardzo mroczna i to w niej dla mnie jest najciekawsze. Od jakiegoś czasu jest w megaprzebudowie i myślę, że za 5-10 lat będzie bardzo zwykła i sformatowana “pod linijkę”, więc jeśli odwiedzać Łódź, czy pomieszkać w niej, to teraz, bo jest nieprzewidywalna…
Musi paść pytanie o drzemki. Zdarzają Ci się takowe?
Nigdy. Ale często zdarza mi się śnienie na jawie, daydreaming. Kiedy palę na balkonie i płynę sobie z czymś w słuchawkach i nagle mam takie tsunami polinkowanych sytuacji realnych i tych wyobrażonych, wszystko się łączy.
Sezon wakacyjny powoli się kończy. Byłeś gdzieś na wakacjach?
Wiesz, te wakacje upłynęły mi pod znakiem summertime sadness – czasu wyprowadzki z Leto i kilku cudownych, letnich, letowych nocy i poranków z przyjaciółmi, ludźmi mi bliskimi. Dużo czasu spędzam na werandzie w domu mojej prababci na wsi i pływam w stawie. Jeżdżę tam na kilka dni w tygodniu od czerwca do października. I jaram się, bo za moment jadę na Berlin Atonal.
Jest niedziela wieczór, kładziesz się do łóżka i myślisz…
…że chyba czas na lavender blonde. Muszę się w końcu odważyć.