Leniwa niedziela z Emilią Obrzut
Z całego wachlarza okołoniedzielnych przyjemności najbardziej kocham popołudniowe drzemki. Te szybkie i te dłuższe, na kocu nad jeziorem i na hamaku w domu rodziców na wsi. Macie swój sposób na spędzenie niedzieli? Co dwa tygodnie pytam o to ludzi związanych, mniej lub bardziej, z kulturą. Dzisiaj Emilia Obrzut – projektantka graficzna, założycielka Wysokiego Połysku, Wystawki i Patyny, odgrzebała i ocaliła od zapomnienia niejednego, porcelanowego kotka z Ćmielowa.
Jak wygląda zwykła niedziela Emilii Obrzut?
Niedziela to dzień, w którym biorę wolne od wszystkich swoich obowiązków i przyzwyczajeń. Ponieważ praca nad Patyną pochłania mnóstwo mojego czasu i energii, w niedzielę nagradzam się resetem totalnym. Jego gwarancją jest ucieczka z miasta – praktycznie każdy weekend spędzam poza Warszawą, a im dalej w las i mniejszy zasięg, tym lepiej. Jestem szczęśliwie zakochana w Podlasiu – możliwość zaszycia się w całkowitej głuszy w dwie godziny od wyjścia z domu uważam za jeden z największych plusów przeprowadzki do stolicy. W takich miejscach momentalnie łapię zdrową awersję do wszystkiego, co w tygodniu zaprząta mi głowę. Staram się zdrowo zmęczyć i nadrobić zaległości w czytaniu – liczę je w nieprzeczytanych Dużych Formatach; chwilowo nie jest źle, mam dwa.
Niedziela leniwa czy pracująca?
Od niedawna przeważa praca zdalna – w niedzielę odbywają się wszelkie targi staroci, a ostatnio także garażówki. Nawet jeśli sama się na nie nie wybieram, muszę być na dyżurze – czytelnicy Połysku podrzucają mi zdjęcia perełek, które mijają podczas zakupów, a moi przyjaciele, których zaraziłam miłością do niedzielnych poszukiwań, wysyłają mi MMSy z pytaniem “Brać?”. Nie tak dawno organizowałam oględziny ćmielowskich figurek na lubelskim targu staroci, siedząc w kajaku na środku Bugu – akcja się powiodła, choć mój telefon przypłacił ją kąpielą w rzece.
Co było Twoim pierwszym, świadomym wysokopołyskowym zakupem?
Znacznie ciekawsze są historie moich zupełnie nieświadomych strzałów. Na początku byłam zafascynowana różnorodnością asortymentu i kupowałam przeważnie te przedmioty, które wydawały mi się najbardziej odjechane – świadome wyławianie spośród nich perełek designu przyszło później. Moje kolekcjonerskie początki to amatorszczyzna – raz, że zupełnie nie znałam się na historii designu i przy wyborze przedmiotu kierowałam się głównie własnym gustem, a dwa, że o zakupie decydowały najczęściej względy praktyczne i niska cena. Tak stałam się posiadaczką kultowej gumotexowej zabawki projektu Libuše Niklovej (kupionej za 4 zł, wartej kilkaset), o czym dowiedziałam się… kilka lat po oddaniu jej znajomym. Kiedy poinformowałam ich o swoim odkryciu okazało się, że zabawka dawno stopiła się od wożenia jej na desce rozdzielczej. Dziś już mam znacznie bardziej wyrobione oko i od niedawna z pchlich targów wychodzę dosłownie objuczona siatami. Zauważyłam jednak, że kiedyś było mi znacznie łatwiej kupować przedmioty za grosze – teraz, gdy znam ich faktyczną wartość, z kupowania powoli przerzucam się na opowiadanie sprzedawcy o ich pochodzeniu i sugerowanie lepszej ceny, czym pogrzebuję swoje szanse na świetnie prosperujący biznes.
A gdzie składujesz te wszystkie wyszperane perełki? Na podstawie tego co mówisz, wyobrażam sobie, że twoje zbiory, nie dość że już są obszerne, to powiększają się o kolejną porcję nowości z tygodnia na tydzień!
Na szczęście etap kompulsywnego zbieractwa szybko mi minął – wspomnienie układanek z mebli od podłogi aż po sufit jest na tyle wyraźne, że potrafię się powstrzymać. Przyjemność z poszukiwań zachowuję dzięki Wysokiemu Połyskowi, na którym swoimi znaleziskami dzielę się z innymi. Przyznaję jednak, że ostatnio zakupy robię częściej, bo Patyna jest do nich świetnym pretekstem – mam wygodną wymówkę, że wszystkie moje nowe nabytki będą stanowić jej asortyment. Choć już przeczuwam, że trudno będzie mi się z nimi rozstać.
Skąd w Tobie to zamiłowanie do staroci? Teraz ono już nie dziwi – zaczynamy doceniać polskie, nie tak znów stare wzornictwo, popularne stało się ratowanie różności po wystawkach i wstawanie skoro świt w niedzielę, aby wybrać się na targ staroci.
Chyba z ciekawości. Lubię historie – w ludziach, miejscach, rzeczach. Lubię je odkrywać (stąd Wystawka, która ma odtwarzać metryki posiadanych przez nas przedmiotów) i tworzyć własne – wydaje mi się, że dobre wspomnienie, związane z przedmiotem czy emocja, którą wzbudza, wpływa na odbiór przestrzeni, w której ten przedmiot się znajduje. Sama spędzam w domu sporo czasu, to mój azyl i miejsce pracy jednocześnie. Ważna jest dla mnie jego energia, którą tworzę przez otaczanie się tym, co dla mnie ważne i z czym się utożsamiam.
Swoją drogą słowo “starocie” w kontekście tych perełek, które wyszukujesz to jakieś haniebne nadużycie. “Artefakty przeszłości”? Też jakoś nie tak – zbyt pompatycznie i na wysokim koturnie. Jakie określenie najbardziej tutaj pasuje?
Dla mnie “wysoki połysk” to nie tylko piękne polskie wzornictwo, na które wraca moda – to także wszelkie artefakty z przeszłości, których wartość sentymentalna czy emocjonalna nierzadko przewyższa tę wizualną. Na potrzeby fanpage’a ukułam pojęcie “designu po przejściach”, które dość dobrze oddaje zakres tego, czym się dzielę. W odwodzie mam jeszcze “niski połysk” na określenie wyjątkowych brzydali.
Jeszcze kilka lat temu, gdy zaczynałaś prowadzić Wysoki Połysk (śledzę go na FB chyba od początku – myślę, że byłem w pierwszej setce lajkujących) temat “staroci” (ugh!) czy designu z epoki PRL był dosyć niszowy, zamknięty gdzieś w instytutach historii sztuki i na wydziałach wzornictwa na akademiach sztuk pięknych bo nawet nie w dużych instytucjach państwowych takich jak chociażby Muzea Narodowe. Skąd ta zmiana? Tęsknimy?
Pamiętam tę pierwszą setkę – długo wydawało mi się, że moje hobby to dość awangardowe dziwactwo i trzycyfrowa popularność mocno mnie zdziwiła. Faktycznie, PRL-owskie wzornictwo wraca do łask, ale taki jest cykl mód i trendów – to po prostu jego czas, który, nie oszukujmy się, również przeminie. Na razie jednak jesteśmy w fantastycznym momencie do rozpoczęcia przygody z kolekcjonerstwem – fakt, że polski design lat 50., 60. i 70. to świetne wzornictwo, jest już powszechnie znany, jego wartość wzrasta, a jednocześnie nadal możemy znaleźć je na śmietniku czy we własnej piwnicy.
Jesteś projektantką graficzną, prowadzisz Wysoki Połysk, dużo podróżujesz, wspólnie z STGU rozkręcasz Wystawkę, no i jest jeszcze Patyna, która ruszy, mam nadzieję, już niebawem. Skąd w Tobie tyle energii?
To kwestia dobrej organizacji – po prawie dekadzie pracy na własny rachunek nabyłam kilka czaso- i energooszczędnych nawyków. Mimo to chyba po raz pierwszy w życiu cierpię na chroniczny niedoczas – mam jednak nadzieję, że z chwilą startu Patyny wszystko wróci do normy. Muszę przyznać, że tęsknię już za projektowaniem, którym wcześniej zarabiałam na chleb – być może zatem pasja właśnie staje się moim zawodem, a dawna praca – czystą przyjemnością.
Wszystkie projekty, mimo że okupione potwornym zmęczeniem, dają mi ogromnego kopa – nawet najlepsze zlecenie nie równa się satysfakcji z tworzenia od podstaw własnej inicjatywy, a ja mam to szczęście, że mogę wykorzystać przy niej swoje zawodowe doświadczenie. Nie jest jednak różowo – niełatwo po latach bycia niezależną zapożyczać się i prosić o niezliczone przysługi. Jednocześnie skala bezinteresownej pomocy i wiary w powodzenie i sens moich projektów, z którymi spotykam się na każdym kroku, utwierdza mnie w przekonaniu, że ta życiowa wolta to dobra decyzja.
Pewnie pytają cię o to wszyscy, ale czy mogłabyś zdradzić jakieś miejscówki, gdzie najlepiej szperać? Może nie te najlepsze – zrozumiem jeśli zachowasz je w tajemnicy, ale może chociaż te tuż za podium?
Bezdyskusyjnie internet, choć trzeba wiedzieć, gdzie i jak szukać. Najlepszą metodą jest przeczesywanie archiwów strona po stronie – to żmudna i nużąca robota, ale przynosi efekty. Polecam Etsy, czyli międzynarodową platformę ze sporym działem vintage – sama jestem wielka fanką sekcji “moda vintage”, gdzie zdarzyło mi się już zrujnować na wielkie nazwiska. Pocieszam się jednak (choć bez przekonania), że to dobra inwestycja i kiedyś odsprzedam je z zyskiem. Na szczęście większość oferowanych na Etsy przedmiotów nie kosztuje wiele, a nam wyda się piękna choćby przez fakt, że u nas ich nie znajdziemy. Ważne – uwaga na cło!
Jak co dwa tygodnie musi paść pytanie o drzemki. Jesteś na tak?
Niestety sen to dla mnie obecnie trudno dostępny towar, ale na tym polu normę za dwoje spokojnie wyrabia mój pies, znany ze swoich niesamowitych drzemkowych asan.
Wybierając wakacyjne, urlopowe destynacje sprawdzasz czy są tam targi staroci?
Jeśli wybieram się do dużego miasta, to tak, choć biorę ze sobą jedynie bagaż podręczny, który mocno ogranicza mój wybór. Ostatnio bardziej ciągnie mnie na odludzie, tymczasem takie miejsca również pełne są designu z dawnych lat – to przykurzone rodzinne pamiątki czy przedmioty codziennego użytku, często drugiej kategorii. Tego lata dwukrotnie zdarzyło mi się jeść jajecznicę “na Drostach”, czyli talerzach jednego z najznakomitszych polskich projektantów szkła użytkowego, Jana Sylwestra Drosta, które właściciele gospodarstw agroturystycznych bez żalu wykorzystują jako zastawę dla swoich gości.
Jest niedziela wieczór, kładziesz się do łóżka i myślisz…
…że to był dobry tydzień. I że moje życie jest niezwykłe. To zresztą paradoks, że pojawia się w magazynie o zgoła odmiennym tytule. Zdaję sobie sprawę z tego, że zmiana miejsca zamieszkania, zawodu, możliwość realizacji swojej pasji i opowiadania o niej to luksus, uzyskany w równym stopniu dzięki pracy, umiejętnościom i najwyraźniej zwyżkującej mocy socjologicznej, co szczęściu, przypadkowi i pomocy innych. Wierzę, że aby nie odlecieć, warto pielęgnować w sobie pokorę wobec tego, na co nie mamy wpływu. Ale też potrafić podziękować sobie za całą resztę.