Zwykłe Życie to magazyn o prostym życiu wśród ludzi, miejsc i rzeczy.

Po dłuższej przerwie powracam z Leniwą! Z moimi bohaterami niezmiennie rozmawiam o tym jak spędzają niedziele, co robią, z kim się spotykają i czy lubią drzemki. A naszym rozmowom towarzyszy Wojtek Affek, fotograf. Dzisiaj rozmawiam z Olgą Święcicką – autorką wywiadu rzeki z Maciejem Nowakiem Mnie nie ma. Olga publikuje w „Wysokich Obcasach”, „Tygodniku Powszechnym” i „Aktiviście”, gdzie pracuje jako redaktorka.

20160125_WA_ZŻ_Olga_14

Jak wygląda zwykła niedziela Olgi Święcickiej? 

Trudno o „zwykłą niedzielę”, bo od ponad roku jestem w rozjazdach między Warszawą a Krakowem. Gdziekolwiek jednak nie wyląduję, staram się spędzać czas z bliskimi. W Warszawie w niedzielę najczęściej jestem u rodziców. Na obiad wpadają tam wszyscy, obie siostry z dziećmi i brat. Czasem nawet przewija się 15 osób. Trudno tam o odpoczynek, bo panuje straszny harmider, ale mam do niego wyjątkową słabość.

A jak jesteś w Krakowie? 

To jest spokojniej. Zawsze w niedzielę wpadam do Dymu. W Krakowie łatwiej o rytuały.

Masz takie, które odprawiasz niezależnie od miasta, w którym jesteś?

Lubię wstawać o świcie, ale nie wiem czy to rytuał. Całe dzieciństwo rodzice trenowali mnie na wczesne pobudki i zostało mi to we krwi. Dzięki temu rano mam czas na gazety, które jako typowa dziennikarka, czytam tylko od święta.

I dlatego umiera prasa…

Na swoją obronę mogę powiedzieć, że Magda Cielecka, z którą robiłam ostatnio wywiad, wyznała mi, że nie dość, że nie czyta gazet to jeszcze przestała kupować te, w których ma okładkę. Ja przynajmniej nie mam takich dylematów…

Jakiś czas temu trafiłem na twój tekst o polskim rynku prasy w kontekście nowych, „ekskluzywnych” i niszowych tytułów, gdzie wspominasz między innymi o ZŻ. Nie byłaś „hurra optymistką”. 

Obok tytułu zapewne jest napisane „dawno dawno temu”. Na szczęście wszystkie moje teksty, które napisałam dla naTemat od pewnego czasu mają taką adnotację. Pamiętam tylko że w tym tekście przyczepiałam się do ceny magazynu, która wtedy wydawała mi się wysoka. Dziś mogę śmiało powiedzieć, że od kiedy rzuciłam pracę w portalu, stać mnie na magazyn „Zwykłe Życie”. A tak serio, mimo sympatii do waszego tytułu, nadal nie jestem optymistką. W stosunku do całej ambitnej prasy.

20160125_WA_ZŻ_Olga_57

A w stosunku do książek? Jesienią ukazała się twoja rozmowa z Maćkiem Nowakiem pt. Mnie nie ma. Ten wywiad to był twój pomysł?

Poniekąd. Wydawnictwo zgłosiło się do mnie z propozycją napisania wywiadu rzeki. Powiedzieli, że chcą „rozpoznawalnego, bywającego w telewizji bohatera, który ma coś do powiedzenia i jest po 40stce”.

Trudne zadanie.
O dziwo nie tak bardzo. Trudniej by było, gdyby mieli być przed 40stką. Wysłałam im listę 20 nazwisk.

No i wybrali Nowaka. 

Ku mojemu zaskoczeniu, bo miałam poczucie, że to dość ograna postać. Jeszcze z naTemat pamiętałam, że jak się wplotło Nowaka do tekstu, to się dobrze klikało. Często po niego w takim celu sięgaliśmy. Nie specjalnie jednak mnie to wszystko przejęło, bo i tak byłam pewna, że Maciek mi odmówi.

Ale się zgodził. 

Zgodził się. I do tej pory nie wiem czym go przekonałam. Nie byłam ani młodym, atrakcyjnym chłopcem ani starą dziennikarską wygą. Poza tym na wstępie Maciek powiedział mi, że ma trzy inne propozycje, więc myślałam, że jestem na straconej pozycji. Wylałam na siebie kawę, niezręcznie dałam mu książkę i opowiedziałam o swoim pomyśle. Byłam wtedy na fali entuzjazmu po skończeniu Instytutu Reportażu, więc może zadziałała pewność siebie. Nie zdziwiłabym się, gdyby się zgodził na książkę ze strachu. Podczas rozmów wielokrotnie mówił mi, że się mnie boi…

20160125_WA_ZŻ_Olga_120

Ile czasu, tak się nawzajem  straszyliście? 

Spotykaliśmy się z Maciejem jakoś przez pół roku. Raz, czasem dwa razy w tygodniu. To był świetny czas, bo Nowak mnie dokarmiał. Śmiałam się, że zajada mną stres.

Muszę ci się przyznać, że Mnie nie ma poleżała u mnie chwilę w “czyśćcu” zanim po nią sięgnąłem. Ale jak to już zrobiłem, wciągnąłem ją niemal za jednym razem. Było to bardzo miłe zaskoczenie! 

To nie brzmi najlepiej, ale dla mnie ta książka też jest zaskoczeniem. Kiedy siadałam do pierwszej rozmowy z Maćkiem, nie byłam pewna czy uda mi się go naprawdę poznać. Problemem Nowaka jest jego „gęba”. Ludzie mają wyrobioną o nim opinię i nie zadają sobie trudu, żeby poznać go lepiej. A on wcale nie jest pyszałkowatym grubasem, tylko nieśmiałym, niezwykle empatycznym a przede wszystkim mądrym gościem.

Zaprzyjaźniliście się? 

Trudno tak to nazwać, bo od miesiąca Nowak nie odpisuje mi na smsa, ale w czasie pisania rzeczywiście byliśmy blisko. Wyznaję zasadę „historia za historię”. Skoro mój bohater się przede mną otwiera, to powinnam w zamian dać mu swoją szczerość. Dużo rozmów przeprowadziliśmy z wyłączonym dyktafonem i była to dla mnie świetna psychoterapia. Nowak otworzył mi głowę na wiele spraw. Do tej pory w trudnych sytuacjach myślę o jego „niespinaniu dupy” i patrzeniu na wydarzenia z 10letniej perspektywy.

Dupa. No właśnie. Tego rozdziału zdecydowanie brakuje w książce. W końcu jest tu i „rozum” i „usta”..

A wiesz, że nawet raz ta „dupa” się pojawiła. Maciek, chyba dla żartu, w wersji do korekty przerobił tak tytuł rozdziału „dusza”. Ponieważ nie należę do najpilniejszych uczennic to przegapiłam ten fakt. Kiedy książka trafiła do mojej świetnej, ale jednak bardzo wiekowej, redaktorki to podniósł się raban. Dla niej „pedał” to były zbyt wiele a co dopiero rozdział „Dupa”.

Rzeczywiście w niektórych momentach ma się wrażenie, że wypowiedzi są ułagodzone. Dla mnie mogłyby być bardziej niegrzeczne.   

Na początku było, ale musiałam trochę odpuścić. Pani Magda Petryńska, moja redaktorka, ma wieloletnie doświadczenie i na pewno wie co robi. „Dupy” pozostały więc między nami.

20160125_WA_ZŻ_Olga_178-3

A jak u Ciebie z drzemkami?

Jestem królową drzemek! Na Instagramie Aktivista, w którym na co dzień pracuję, jest cała seria moich śpiących zdjęć. Potrafię zasnąć bez wstydu pod biurkiem w pracy. Dzień bez drzemki, jest dla mnie dniem straconym. Mam swój ulubiony kocyk, w którym mama wyniosła mnie ze szpitala mroźną zimą 1987 roku i raczej się z nim nie rozstaję.

Ostatnia sprawa: Jest niedziela wieczór, kładziesz się do łóżka i myślisz…

Że zaraz będę musiała się obudzić. Od kilku dni na potrzeby dziennikarskiego eksperymentu ćwiczę sen polifazowy, więc śpię tylko po cztery godziny. Ratuje mnie fakt, że oprócz tego przysługują mi trzy 20 minutowe drzemki. A te, jak wiesz, kocham nad życie!

//

Warszawa, 25.01.2015