Zwykłe Życie to magazyn o prostym życiu wśród ludzi, miejsc i rzeczy.

Wybija północ. DJ-eje w klubie przestają grać. Jakub, przebrany w stój królika z doczepionymi śmieciami, które znalazł chwilę przed koncertem, wychodzi na środek parkietu, w tłum, i zaczyna występ. Jeden mikrofon ma przy sobie, resztę rozdaje publiczności, która uczestniczy w tworzeniu jego noisowych koncertów. Na koniec rzuca się w publiczność

Jesus Is A Noise Commander

Do liceum chodzi w rodzinnym Rzeszowie. Tworzy muzykę. Noise jest najbardziej ekstremalną formą dźwiękową, właśnie dlatego decyduje się go produkować. Z sukcesem.

Występuje. Najpierw w Polsce, potem czeskiej Pradze, Londynie, Berlinie, Kopenhadze, Amsterdamie. Jest tylko jeden problem – Kubę stresują wystąpienia publiczne, dlatego się przebiera. Zakłada strój królika, który kupił kiedyś w Nowym Jorku, i dodaje do niego to, co znajdzie przed występem. Ma też pseudonim – Jesus Is A Noise Commander. Potem, już jako Too Empty To Poo, w masce niemowlaka gra jako DJ. – „Zawsze zależało mi też na kontakcie z ludźmi. To, co wtedy robiłem było formą performance’u ” – mówi.

Co się stało, że przestałeś występować? – pytam.

– Poczułem, że ten projekt się wyeksploatował, Że każdy występ wydawał mi się podobny do poprzedniego. Grać w klubach jako DJ przestałem, bo było to związane z używaniem sporej ilości narkotyków. Byłem przeorany tą sytuacją. Od tego wszystkiego zacząłem tracić słuch.

Jakub dostaje się na Akademię Krakowską. Tam też robi licencjat. Na studiach praktycznie nie maluje. Imprezuje. Robi działania, które łączą muzykę z performancem. Do współpracy zaprasza zaprzyjaźnionego muzyka, z którym tworzy jako Jakub Gliński & PURGIST. On maluje na dwumetrowych płótnach, przyczepia do nich kontaktowe mikrofony, które na żywo wyłapują każdy malarski gest, a PURGIST generuje z nich pejzaże dźwiękowe. – „Podczas aktu tworzenia zdawałem się na intuicję. Bywało, że robiłem sobie krzywdę, było w tym sporo destrukcji i autodestrukcji. Do tego stopnia, że po kilku perfoaktywnych działaniach wylądowałem na SOR-ze” – opowiada.

Ważną serią performance’ów, którą robi już sam, jest „Wrócę do domu w urnie”. Przebrany w śmieci znów niszczy i okalecza się. Pierwszy raz Jakub pokazuje go w Krakowie na Iamesh Ephemeral Art Meeting, potem w Berlinie, Londynie, a ostatnio w białostockim Arsenale i warszawskiej Królikarni. „- Ten projekt pomagał mi radzić sobie ze złością i agresją. Dziś lepiej radzę sobie z emocjami, więc zawiesiłem go” – tłumaczy.

Są jeszcze filmy. Kupuje kamerę na kasety VHS i sam kręci – siebie i innych. Sam też montuje i tworzy do nich muzykę. To kolejne medium do wyrażania siebie – nagrywa przypadkowe sytuacje, które go ciekawią, ale też siebie w autodestrukcyjnych scenach. Są też filmiki urodzinowe, które od ośmiu lat powstają jako forma podziękowania za życzenia.

Pracownia w garażu

Przez kilka lat wynajmuje przestrzeń przy Senatorskiej w dawnym banku Wilhelma Landaua – jednym z niewielu budynków, które w całości przetrwały drugą wojnę światową. Tam mieszka i pracuje. – „Żyłem w tym miejscu dwa i pół roku. Współtworzyłem znajdujący się tam Park Miniatur – warszawskich obiektów, jak Pałac Saski, Pałac Kronenberga, Wielki Salon i Giełda Warszawska, które już nie istnieją” – wspomina.

Później jest jeszcze pracownia w Perunie na Pradze. Tutaj też poznaje Dominika Jałowińskiego i Nikodema Baisera, z którymi współtworzy Galerię Śmierć Frajerom. Z założenia galeria ma charakter nomadyczny. Towarzyszą im DJ-skie sety i performance’y, na które przychodzą tłumy. Śmierć Frajerom pokazuje takich artystów, jak Monika Drożdżyńska, Jan Możdżyński, Stach Szumski, Karolina Jabłońska, czy Zuzanna Bartoszek.

Jakub długo szuka odpowiedniej pracowni. Modernistyczna willa, w której dziś pracuje, znajduje się w żoliborskiej kolonii Profesorskiej, projektu Kazimierza Tołłoczko. To też dom rodzinny Zuzanny Janin, artystki, i córki surrealistki Marii Anto. Pracownia mieści się w dawnym garażu, specjalnie przystosowanym do pracy twórczej. Są tu trzy przestrzenie – biurko z komputerem, miejsce do malowania, a od niedawna stół z maszyną do szycia. Pod sufitem wisi szalik napisem: „Come Get Some AIDS/SUPER AIDS”, który nawiązuje do tauatorskiego projektu Kuby. I choć aktualnie nie tatuuje, w specjalnym zeszycie ma już długą listę chętnych.

Ufanie intuicji

Malować zaczyna dopiero po studiach. Czerpie z kultury trashowej, sztuki ulicznej, tatuażu, ale też z dziecięcych rysunków. Przełomowym momentem w jego malarstwie jest odkrycie areografu, którego używa zamiast farb i pędzli – te służą mu tylko do malowania tła.

Zaraz po po pierwszym lockdownie w galerii lokal_30, razem z Jankiem Możdżyńskim, pokazują „Gliński, Możdżyński: Wypowiadam się jako nikt konkretny”, na której pojawiają się ich wspólne płótna. Nieco ponad rok później, jesienią, podczas Warsaw Gallery Weekend, w Gunia Nowik Gallery Jakub otwiera wystawę indywidualną „YOU ARE TOO CLOSE”. Prezentuje obrazy, w których przepracowuje lęki i poblokowane emocje, nad którymi pracuje w terapii.

Nie myśli wcześniej o tym, co znajdzie się na obrazie. To właśnie ufanie intuicji jest kluczem do jego sukcesu.  

Nie myśli wcześniej o tym, co znajdzie się na obrazie. To właśnie ufanie intuicji jest kluczem do jego sukcesu.

Wymaga to też zaufania ze strony kuratora czy galerii, bo Jakub nie jest w stanie pokazać im niczego w trakcie pracy. – „Nad wystawą u Guni pracowałem najpierw około czterdziestu godzin w pracowni. Przetransportowałem prace do galerii, i znowu pracowałem około czterdziestu godzin. W dużej części zamalowywałem i przemalowywałem płótna od nowa. Te osiemdziesiąt godzin to i tak długo. Każda moja indywidualna wystawa powstaje w galerii. Bywało tak, że przyjeżdżałem na miejsce ze zbitymi deskami i zrolowanymi, jeszcze nie zagruntowanymi płótnami. Cała wystawa powstawała w trzy dni” – opowiada.

Zobacz Instagram Jakuba Glińskiego

Figurki małpek i popiersie Jana Pawła II

Co więc robi pomiędzy pracą nad wystawami? Dziś znów zajmuje się muzyką. Ma audycję „Przestać jęczeć, przysnąć i umrzeć” w Radio Kapitał, zainwestował w syntezatory i wraca do produkcji. Dziś, już jako Fundacja Galerii Śmierć Frajerom, zajmuje się też sztuką NFT. – „Otwieramy zaraz wystawę, którą zaprezentujemy w metaversum arium.xyz. Pokażemy na niej prace Dominika Jałowińskiego, Ethernal Engine, Stacha Szumskiego, Tissue Hunter, Justyny Górowskiej, Rafała Dominika, Rafała Dominika, Piotra Kopika Gregora Rozanskiego, Prioembriona, Izy Koczanowskiej, Marcina Kalińskiego, Cornika, Bartka Jurka”- mówi.

Jakub zajmuje się też modą. Stąd maszyna do szycia. Kiedyś tworzył pojedyncze ręcznie malowane t-shirty z wzorami na sitodruku, aktualnie pracuje z Anią Kuczyńską nad kolekcją jedwabnych chust.

W pracowni uwagę zwracają przedmioty, które kupuje na targach staroci i znajduje w śmietnikach. Można się na nie natknąć na każdym kroku – figurki małpek i papużki, klosz podwieszony pod sufitem, samochodziki, czy popiersie Jana Pawła II – „Lubię je kupować, tłumaczę sobie, że kiedyś wykorzystam je w moich instalacjach. Myślę, że niedługo się uda”

Materiał powstał w ramach projektu Miejsce Artysty, dzięki stypendium z Funduszu Popierania Twórczości ZAiKS.