Zwykłe Życie to magazyn o prostym życiu wśród ludzi, miejsc i rzeczy.

Doświadczenie, pasja i otwartość, a do tego szczęście i upór godny podziwu. Z Olgą Urbowicz, założycielką sieci salonów Nailed It i popularyzatorką cool pazów, oraz Kate Kujko, artystką nail art, rozmawiam o czymś, o czym nie miałem do tej pory większego pojęcia – o paznokciach, pazach i pazurach. Bo muszę się wam do czegoś przyznać: jestem anonimowym obgryzaczem paznokci.

Mateusz Bzówka: Dziewczyny, powiedzcie, proszę, skąd u was zajawka na pazy?

Olga Urbowicz: U mnie zajawka na pazy zaczęła się już w liceum. Zawsze lubiłam robótki ręczne, więc praca nad paznokciami przypominała mi robinie na drutach czy szydełku. Jednak od klasycznych, monotonnych robótek robienie pazów różni się jedną zmienną – ludźmi. Niby robisz cały czas to samo, ale co godzinę masz do czynienia z nową osobą. Następuje więc zmiana konwersacji, zmiana tematów albo zapada całkowita cisza, co też jest super. Miałam szczęście, bo po liceum trafiłam na świetnych pracodawców, którzy tylko tę zajawkę podkręcali, dając mi dużo wolności, również do bycia niepokorną. Gdy pojawił się nail art, moja zajawka poszybowała i trwa już 18 lat.

MB: A jak było z tobą, Kate? ?

Kate Kujko: U mnie było podobnie, moja zajawka też zaczęła się w liceum. Bardzo chciałam nosić jakieś szalone pazy, ale nie było miejsca, w którym mogłabym zrealizować moją wizję. Do tego dochodził również brak kasy na tego typu wydatki w tamtym czasie. Musiałam nauczyć się sama. Kradłam mamie lampy i wszystkie niezbędne rzeczy, które miała w domu – co niedziela robiła sobie perfekcyjne paznokcie – i dłubałam. Najpierw sobie, później koleżankom, którym podobał się mój raczkujący styl. Wiedziałam, że chciałabym robić coś bardziej artystycznego niż zwykłe zadbane paznokcie. Postawiłam więc na tę kartę i już tak zostało. Bardzo to lubię, dużą przyjemność sprawia mi dawanie ludziom radości.

MB: Jak zatem doszło do tego, że zaczęłyście współpracować?

OU: Jakieś pięć, może sześć lat temu siostra Kate oznaczyła ją pod moim postem na Instagramie, gdzie opublikowałam ogłoszenie, że szukam osób do pracy w Nailed It. Tamten okres to był koszmar – dziewczyny, które aplikowały na to stanowisko, podczas rozmowy sprawiały wrażenie, że nie widzą przyszłości dla tego miejsca, że przestrzeń, którą sobie wymyśliłam, nie pyknie. Potencjalne kandydatki nie ufały mi, nie czuły tego samego flow co ja. A ja nie chciałam kolejnego bezdusznego i sterylnego miejsca, które bardziej przypomina gabinet dentystyczny niż miejsce, gdzie możesz się wyluzować. Wracając do Kate – ona oczywiście nie zareagowała na oznaczenie jej siostry. Odczekałam więc chwilę, dałam jej szansę na zgłoszenie, ale nie przychodziło, więc napisałam do niej, żeby wpadła na rozmowę, że pogadamy, żeby się nie bała, że będzie spoko. I po tej rozmowie już ze mną została, ta, w tamtym momencie, wystraszona maturzystka Kasia.

 

KK: Od razu muszę tutaj sprostować – to był mój początek z robieniem paznokci, nie czułam się w tamtym momencie jeszcze na tyle pewnie, żeby pójść pracować do profesjonalnego salonu. Przed spotkaniem z Olgą odmówiły mi dwa z trzech miejsc gdzie chciałam pracować, więc możesz sobie wyobrazić, jakie miałam w tamtym momencie myśli. Ale tak, po rozmowie zostałam, mało tego – rozmowa była w maju, a już w czerwcu pojechałyśmy we dwie na Hel, gdzie Olga postanowiła, że zbuduje własnymi siłami (ale na podstawie projektu od architektki, żeby nie było!) i otworzy mobilny manitruck. Zajarałam się tym pomysłem na maksa! Wyjazd miał trwać dwa tygodnie, a ostatecznie zostałyśmy nad Bałtykiem, pod namiotem, trzy miesiące!

MB: Domyślam się, że to była dla was dosyć wymagająca próba generalna, co?

KK: Trochę tak, ale też bez przesady. Totalnie z Olgą się dogadałyśmy i do tej pory dogadujemy. Nigdy nie wcisnęłabym się w kitel pani z salonu piękności, nie ma opcji. Olga dała mi możliwość bycia w pracy sobą, czułam od początku, że to „swój człowiek” – głównie dlatego, że podczas rozmowy Olga nie budowała na siłę dystansu, co było dla mnie miłą odmianą po dwóch poprzednich rozmowach w salonach, gdzie starałam się o pracę.

MB: Z ciekawości sprawdziłem, ile razy hasztag nail art i pokrewne został użyty na Instagramie. Padłem. Ponad 165 milionów! To już nie zwykła zajawka, to fenomen. Z czego to wynika? Skąd ta popularność?

OU: Dziewczyny, choć nie tylko dziewczyny, generalnie ludzie, a już szczególnie u nas, w Polsce, nie są zbyt odważni, jeśli chodzi o wygląd. Zakładając na siebie taką czy inną rzecz, obawiamy się oceny innych. Wydaje mi się jednak, że paznokcie nie są czymś, co wybija się na pierwszy plan, to tymczasowa i nieinwazyjna metoda na podkręcenie wizerunku. Dlatego dużo łatwiej zdecydować się na jakieś szalone paznokcie, gdy wiesz, że to chwilowa sytuacja.

KK: Ja chodziłam do liceum, gdzie dziewczyny nosiły pełen make-up, wszystkie były wyszykowane na tip-top, a ja nigdy nie lubiłam wstawać rano, więc szykując się do szkoły, gdy miałam świeży dres, to było git. Ale pazury zawsze były zrobione, bez tego elementu nie czułabym się sobą. Pazury to dla mnie taki power beauty item, na który każda osoba może sobie co jakiś czas pozwolić.

MB: Jeszcze kilka lat temu na hasło „pazy” stawała mi przed oczami „typowa tipsiara”. Dzisiaj pazy to jedna z najbardziej cool rzeczy.

OU: Żeby nie było: my wciąż mówimy na siebie tipsiary. Ale wiem, o czym mówisz, to stereotyp. Pamiętam, jak w latach 90. moja mama nosiła granatową szminkę i granatowe paznokcie. Moja mama miała również jako pierwsza wśród swoich koleżanek fryzurę na Peggy Bundy i po chwili wszystkie już tak latały. I przez to długie i odpicowane paznokcie nigdy nie kojarzyły mi się z czymś obciachowym czy w złym guście. Brzmi to może nieco ekstrawagancko, ale tę formę kiczu kupuję w stu procentach. Z pazami jest jak z każdą ingerencją w ciało – to dodatek do osobowości.

MB: Dodatek, który może być również statementem.

KK: Według mnie nail art pokazuje to, kim jesteś. Może być dodatkiem, jak mówi Olga, ale dla mnie jest uzupełnieniem wizerunku i wyrażeniem siebie: takie mam pazy, taka jestem!

OU: Nailed It to przestrzeń otwarta dla wszystkich osób, niezależnie od płci czy orientacji. Swego czasu przychodziły do nas dziewczyny z Fundacji Trans-Fuzja, to niewiarygodne jak taki prosty, z naszej perspektywy, zabieg jak zrobienie paznokci może psychicznie wesprzeć osoby w trakcie procesu uzgadniania płci. To niby coś małego, a jednak jest to coś, co pozwala poczuć się takim osobom dużo lepiej – wypielęgnowane dłonie i ten przysłowiowy „frencz” mogą być „przypieczętowaniem” kobiecości. Super, że możemy w tym uczestniczyć i na swój sposób wspierać i pomagać. Moja idolka ze świata paznokci – Sharmadean Reid, założycielka salonu WAH-NAILS w Londynie, na pytanie, co jest takiego wyjątkowego w jej salonach, że ludzie walą do nich drzwiami i oknami, odpowiedziała, że paznokcie w tym wszystkim są najmniej ważne – to tylko paznokcie. Ważne jest to, żeby się spotykać, rozmawiać, nawiązywać relacje, żeby sama obecność w salonie była przyjemnością i żeby wchodząc do salonu, czuć się w nim po prostu dobrze, a paznokcie zrobić przy okazji, jak u dobrej kumpeli z sąsiedztwa. Totalnie się z tym zgadzam, to taka moja „filozofia paznokcia”

MB: W takim razie to chyba dobry moment, żeby zapytać was o to, co czeka na waszych gości oprócz pięknie ogarniętych paznokci.

KK: Nasz salon na Oleandrów to miejsce, gdzie nie tylko możesz sobie wypielęgnować paznokcie dłoni i stóp. To również miejsce otwarte na różne inicjatywy. Organizujemy wystawy prac zaprzyjaźnionych z nami artystów i artystek (prezentowane prace można u nas kupić), jest też kącik z kosmetykami do pielęgnacji, olejkami CBD i akcesoriami do jogi czy wieszak z ubraniami od projektantów czy marek, m.in. Jacoba Buczyńskiego czy Vanity Nap. Nasza przestrzeń świetnie się sprawdza jako miejsce warsztatów, z czego również chętnie korzystamy, organizując spotkania tematyczne dla naszych klientek.

OU: Chcemy, żeby ta przestrzeń żyła i stała nie tylko paznokciami, więc jeśli ktoś z czytelników i czytelniczek ZŻ ma pomysł na jakieś fajne działanie w naszej przestrzeni – zapraszamy!

 

Nailed It
ul. Oleandrów 5
Warszawa

Rozmowa ukazała się w numerze WODA, który można zamówić TUTAJ