Zwykłe Życie to magazyn o prostym życiu wśród ludzi, miejsc i rzeczy.

Napiszę szczerze: zamknięcie w domu nie bardzo mi służy. Poza oczywistymi lękami, które ma każdy z nas: obawa o zdrowie, pracę, niepewną przyszłość, bardzo doskwiera mi osiadły tryb życia. Lubię miasto, dlatego mieszkam w Warszawie, lubię ludzi, dlatego robię to, co robię. Widok pustych ulic mnie smuci, a monotonia w czterech ścianach, dołuje. Jak nie zwariować?

Musiałam sobie zadać to pytanie, gdy zauważyłam, że dochodzę do ściany (dosłownie i w przenośni). Po pierwsze: nie mam wypływu na obecny stan rzeczy. To frustrujące, ale może też być wyzwalające. Skoro nic nie mogę zrobić, postaram się odpuścić złość i odnaleźć przyjemności dnia codziennego, na które w szaleństwie minionych (nie bezpowrotnie!) czasów nie raz nie było czasu.

Zasada numer jeden: ubierz się. To dobra rada dla każdego, kto pracuje w domu. Niby fajnie: można wziąć kompa do łóżka i cały dzień pracować w pidżamie, podczas połączenia video nałożyć na rozciągniętą koszulkę chłopaka, pierwszą lepszą bluzę bez plamy w widocznym na obrazie kamerki miejscu, a na tłuste włosy zaciągnąć kaptur. Tylko, że po paru dniach braku imperatywu założenia ubrania czuję, że dni mi się zlewają, a ja zlewam się z pościelą, którą też już wypadałoby zmienić. Karolina Limbach, stylistka polskiego wydania ELLE, na swoim Instagramie zaczęła świetną akcję „Strój się na homeoffisie„, fajnie się to ogląda, wiele dziewczyn się dołączyło, ale umówmy się – mi nie starczyłoby ubrań nawet na tydzień takiego strojenia. Poza tym dom to jednak dom, liczy się wygoda. Szukam złotego środka i szykuję sobie „szykowne” zestawienia w ramach domowego luzu.

Kimono od Yellow Meadow wygląda jak sukienka i przyznam, że parę razy użyłam go w tej funkcji do wyjścia na zewnątrz. W domu czuję się w nim dobrze i ładnie. Nie bez znaczenia jest też materiał. 100% bambusowa tkanina dobrej jakości jest miła w dotyku i ma antyseptyczne właściwości. Na stronie pojawiły się też prościutkie sukienki, które mogą też służyć jako nocne koszule.

Kombinezony od Elementów, jak zresztą większość rzeczy od tej super spójnej marki to szyk, styl i prostota w jednym. Są super wygodne, więc noszę je do pracy przy biurku i do zabawy. Elementy mają teraz nową kolekcję Basic, która na stronie marki, wygląda świetnie.

Zasada numer dwa: dbaj o siebie. Na codzień nie poświęcam zbyt wiele czasu zabiegom pielęgnacyjnym. Teraz, oprócz tego, że dbam, żeby się nie „zapuścić”, ekstra czas poświęcam na ekstra zabiegi.

Zaczęłam od masażu twarzy. Nosiłam się z tym zamiarem od dawna, ale, wiadomo, nie było czasu. Póki co przetestowałam Gadgetlily. Mam absolutną słabość to tej wspaniałej youtube’rki. A jej motto: „simple skincare, simple makeup, simple life” mnie przekonuje.

Czas kwarantanny to czas samodzielnego mani i pedi. Nie jestem w tym zbyt dobra, ale co robić. Ulubioną częścią zabiegu stóp są długie kąpiele: ciepła woda + sól himalajska + 5 kropelek lawendowego olejku eterycznego, a w dłonie, które dostają teraz bardziej w kość niż zwykle, wsmarowuje wszystkie zalegające na dnie szuflady oleje i olejki zaczynając od tych, które mają najkrótszą datę przydatności. Na poprawę humoru mam ulubiony lakier Pants on Fire! od OPI, a na wyczekiwaną wizytę w Nailed It już wybrałam sobie dwa super nowe kolorki: Suzi’s Slinging Mezcal i My Chihuahua Doesn’t Bite Anymore.

Włosom też się należy. Raz w tygodniu wieczorem nakładam maskę RE.STORE Kevin Murphy. Oczyszcza i odbudowuje, dzięki z pochodnym enzymów ananasa i papai i proteinom zielonego groszku. Trzymam ją jakieś 20 minut. Włosy myję rano. Robiąc porządek w łazience znalazłam porzuconą odżywkę Radical. Używam jej teraz codziennie i mam wrażenie gęstszej i mocniejszej czupryny.

Przy okazji podzielę się jeszcze moim odkryciem, jeśli chodzi o codzienną pielęgnację twarzy. Wspaniały preparat do mycia, który bardzo skutecznie zwęża pory od japońskiej marki KEANA. Przywiozłam go z Tajlandii, ale można też upolować na Allegro (niestety w dość zawyżonej cenie).

Zasada numer trzy: czytaj. Nadrabiam zaległości. Wróciłam do hitów, które zaczęłam i porzuciłam: „Małe życie” Hanyi Yanagihary i „Niksów” Nathana Hilla. Odświeżam klasykę: powtarzam sobie Italo Calvino i Flannery O’Connor. A wczoraj przyszła książka „Less Waste” – przewodnik Agnieszki Bukowskiej, która po sukcesie „Coffee Spots Polska”, postanowiła spróbować swoich sił i uwrażliwić Polaków na bardzo naglący problem ekologii.

W książce udzielają się znajomi. Eliza Mórawska-Kmita (White Plate) pokazuje, że ruch społeczny mający na celu ograniczanie odpadów, to nie chwilowa moda, a Alicja Rokicka (Wegan Nerd) opowiada o tym, jak pozytywny wpływ na przyszłość naszej planety może wywrzeć wegetarianizm. Grzesiek Łapanowski tłumaczy jak działa światowa gospodarka żywnościowa, a Małgosia Minta (Minta Eats) przedstawia  inspiracje ze świata. Krzysiek Rzyman, właściciel dwóch zielonych warszawskich kawiarni Stor, radzi właścicielom punktów gastronomicznych, jak być less waste. Na razie palcem po mapie, przygotowuję się do wycieczki z przewodnikem pod pachą, gdy nadejdą lepsze czasy.

Zasada numer cztery: zamawiaj online. Choć ciężko mi to przychodzi, staram się ograniczać przemieszczanie po mieście i wychodzenie z domu, więc dużo rzeczy zamawiam online. Jakiś czas temu skorzystałam z cyklicznej wysyłki tamponów i wkładek Your Kaya, dzięki której można „zapomnieć o pamiętaniu”. Teraz sprawdza się lepiej niż kiedykolwiek. 🙂

O Your Kaya pisaliśmy już nie raz, ale jeśli ktoś jeszcze nie słyszał, to z całego serca polecam ich produkty, bo są dobre dla ciała i dla środowiska. Ich skład to 100% organicznej bawełny, a owijki wkładek i podpasek są w pełni biodegradowalne. Płyn do higieny intymnej ma naturalny skład, a zamknięty jest w butelce z „bioplastiku” z trzciny cukrowej, której produkcja pozostawia ujemny ślad węglowy. Dodatkowo 10% przychodu z moich zakupów marka przekazuje na zbiórkę środków potrzebnych na wyposażenie szpitali i placówek zaangażowanych w walkę z koronawirusem. Nic dodać, nic ująć.