To nie jest widzimisię miastowego
Rano Zebrano powstało z prostej, ale trudnej do zaspokojenia potrzeby: żeby lepiej i zdrowiej jeść. Wprawdzie Przemek Sendzielski zainicjował całą rzecz ponad trzy lata temu, ale dopiero teraz, zachęcona widokiem furgonetki z namalowanymi warzywami, która co czwartek parkuje na mojej ulicy, postanowiłam zapytać go, jak się prowadzi taki biznes.
Agata Napiórska: W kwietniu miną trzy lata, od kiedy powstało Rano Zebrano. Jak to się zaczęło?
Przemek Sendzielski: Szukaliśmy z bratem nowego pomysłu na życie. On był ogrodnikiem, ja pracowałem w NGO. Braliśmy pod uwagę różne rzeczy, którymi lubimy się zajmować. Do założenia Rano Zebrano doszedłem pod wpływem kilku różnych czynników. Po pierwsze, często odwiedzałem ekologiczne gospodarstwo pod Olsztynem, należące do rodziny mojej partnerki. Przywoziłem stamtąd warzywa i nabiał, który smakował zupełnie inaczej niż to, co można było znaleźć w sklepach w Warszawie. Po drugie, jako rodzina jemy wegetariańsko i zwracamy uwagę na to, co jemy. Po trzecie, kiedyś w Irlandii pracowałem w ekologicznym gospodarstwie. Po czwarte, lubię przyglądać się nowym technologiom. Wiedziałem, że chcę się zająć biznesem. I ostatnia rzecz – wiedziałem, że rolnicy mają duży problem ze zbytem produktów dobrej jakości.
AN: Czyli ekologicznych?
PS: Nie tylko. Hasło „ekologiczny” bywa mylące. Żeby produkt był ekologiczny, musi być certyfikowany. Gospodarstwo rolne zobowiązane jest zgłosić się do jednostki certyfikującej, złożyć odpowiednią dokumentację, przestać stosować pestycydy i herbicydy. W zależności od rodzaju gospodarstwa proces trwa od dwóch do trzech lat i wiąże się z wniesieniem opłaty rocznej. W rolnictwie ekologicznym dopuszczalne są tylko niektóre środki ochrony roślin i nawozy: kompost, kreda, naturalne minerały. W efekcie pola są bardziej zachwaszczone i trzeba je pielić ręcznie, co podnosi koszty produkcji, początkowo może też spaść wielkość plonów. Certyfikaty dostaje się na określoną liczbę kilogramów, na przykład na 500 kilogramów jabłek. Regularnie w każdym okresie wegetacyjnym przeprowadzane są kontrole. Wiele dobrych produktów nie ma certyfikatu, a powstają w ten sam sposób co certyfikowane produkty ekologiczne. Certyfikaty są ważne i potwierdzają jakość, ale produkty bez nich też mogą być równie wartościowe i powstawać przy zachowaniu zasad ekologii.
Certyfikaty są ważne i potwierdzają jakość, ale produkty bez nich też mogą być równie wartościowe i powstawać przy zachowaniu zasad ekologii.
AN: Skupiacie wyłącznie gospodarstwa ekologiczne?
PS: Nie. Skupiamy lokalnych dostawców z Mazowsza, którzy produkują żywność wysokiej jakości. Chcemy umożliwić bezpośredni kontakt klienta z miasta z produktami prosto od rolników. Kiedy zacząłem szukać dostawców, odkryłem, że istnieje cała masa ludzi, którzy produkują wysokiej jakości żywność, bez chemii, ale zwyczajnie nie chce im się bawić w biurokrację związaną ze zdobyciem certyfikatów. Rano Zebrano ma więc podejście zdroworozsądkowe – to my jesteśmy gwarantem wysokiej jakości. Sami weryfikujemy gospodarstwa, rozmawiamy z rolnikami na temat stosowanych przez nich metod uprawy czy produkcji żywności. Wymagamy zaświadczeń związanych z dopuszczeniem produktów do obrotu przez sanepid i służby weterynaryjne, ale certyfikat ekologiczny jest opcjonalny. Na naszej stronie opisujemy produkty i określamy, czy mają certyfikat ekologiczny oraz kto je wytwarza.
AN: Sprawdzacie wszystkich producentów?
PS: Tak, bardzo istotny jest szczególnie początek współpracy. Jeździmy do gospodarstwa, oglądamy pola i sady, próbujemy plonów, smakujemy wyroby. Potem te produkty oceniamy jeszcze z kilkoma osobami, które znają się na rzeczy. A później ta wysoka jakość podtrzymywana jest przez dwa czynniki – po pierwsze, nasz osobisty kontakt z producentem, utrzymywanie bliskich relacji, po drugie, przez oceny klientów, którzy na bieżąco te produkty zamawiają.
AN: Czyli jak produkt straci na jakości, po prostu nikt go nie kupi.
PS: Albo my wycofamy go z oferty ze względu na niskie oceny kupujących. Wśród naszych klientów są też osoby o specjalnych potrzebach: nie mogą czegoś jeść, mają alergie na chemię itp. Buble więc nie przejdą. Jedna negatywna opinia trafia do tysięcy użytkowników. Takie historie więc się właściwie nie zdarzają. Wybieramy rolników, którym zależy, którzy są uczciwymi, dobrymi ludźmi. Ja spotykam się z nimi osobiście. Zdarza się, że w trakcie wizyty w gospodarstwie zapraszają, żeby dołączyć do rodzinnego stołu. Dzięki temu znam całe wielopokoleniowe rodziny naszych gospodarzy. Gdy chodzę po podwórzu, czasem pytam: „A ten baniak to po co tu stoi?”. To zupełnie inny rodzaj relacji niż w przypadku jednostki certyfikującej, bardziej otwarty i prawdziwy. Najcenniejsze jest dla nas zwykłe obopólne zaufanie. W małych miejscowościach tak to przecież działa: wszyscy wiedzą, u kogo są najlepsze jaja, u kogo twaróg, a kto piecze najlepszy chleb.
AN: A jak to technicznie wyglądało od początku?
PS: Mam w głowie taki obrazek: zimowy słoneczny dzień, minus piętnaście stopni, słońce właśnie wstaje, śnieg skrzypi pod butami. Jestem na targu w Wyszogrodzie, obrazek jak z XIX wieku: chłop, koń pod kocem, wóz. Chłop mówi, że od 3 rano na ten targ jechał, bo konno 40 kilometrów musiał przejechać. Każdy chce, żebym czegoś spróbował. Brałem od tego pięć jajek, od tego pięć i robiłem potem w domu jajecznicę z jaj od różnych sprzedawców. W notesiku miałem te jaja opisane. I tak to wyglądało tydzień w tydzień przez kilka miesięcy. Musiałem się nauczyć współpracy z tymi ludźmi, oni musieli nabrać do mnie zaufania. Chciałem, żeby nasze relacje miały zwykły, ludzki wymiar, a nie czysto biznesowy. Niektóre osoby nigdy mi nie zaufały albo nie chciały założyć sobie internetu, który przy tej skali współpracy jest konieczny.
AN: Czyli dzisiaj rolnik codziennie dostaje mejla z zamówieniem?
PS: Tak, dzień wcześniej dostaje informację, co ma na rano przygotować. W sezonie letnim po produkty ruszają z Warszawy o 6 rano trzy samochody. Mają trasę wyznaczoną tak, żeby wszystko było po drodze. Koło 13 są z powrotem w siedzibie Rano Zebrano. Z przywiezionych produktów kompletujemy zamówienia dla poszczególnych klientów. Produkty o dłuższej dacie przydatności, takie jak kasze, przetwory, oleje, mamy w magazynie. Koło 17 samochody ruszają w miasto. Zakupy rozwozimy między godziną 18 a 22 do domów warszawiaków lub zostawiamy w coolomatach. To takie chłodzone maszyny do przechowywania żywności, z których można odebrać zakupy samodzielnie między 18 a 11 następnego dnia.
AN: Fajne jest to, że dostarczacie produkty w kartonach, które są na wymianę.
PS: Dążymy do jak najmniejszej liczby opakowań, wraz z producentami przechodzimy ewolucję świadomości. Bo na wsi papierowe torby czy kartony nie są tak łatwo dostępne. Sprowadziliśmy szklane butelki na mleko z Czech i pobieramy za nie kaucję. Staramy się przecierać szlaki. Wiem, że na świecie są materiały do pakowania wytwarzane ze skrobi kukurydzianej. W Polsce nie ma jeszcze producentów takich opakowań. Chcielibyśmy doprowadzić do tego, by stały się bardziej dostępne także u nas.
Rano Zebrano, a wieczorem podano! Zamów warzywa już dzisiaj!
AN: Co jest dla ciebie najtrudniejsze w prowadzeniu tego biznesu?
PS: Nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo wielowymiarowy jest ten biznes – począwszy od kwestii biurokratycznych, a na logistyce skończywszy. Trzeba zadbać o naprawdę wiele rzeczy, aby ten biznes był zrównoważony. Trzeba mieć łeb jak sklep.
AN: Najprzyjemniejszy jest pewnie kontakt z rolnikami?
PS: Tak, i z klientami. Czasem sam rozwożę paczki, żeby wiedzieć, kto u nas kupuje. Chcę być obecny w całym procesie. Raz na miesiąc jeżdżę też do rolników. Kontakt osobisty jest najważniejszy. Żeby nie było, że to wszystko to jakieś widzimisię miastowego. Dowiaduję się wielu rzeczy na temat ich postrzegania świata, wyciągam wnioski, usprawniam nasze procesy.
AN: Masz poczucie misji?
PS: Nie. Mam potrzebę tworzenia świata, w jakim chcę, żeby żyły moje dzieci. Chcę, żeby gospodarstwa rolne, w których można pogłaskać krowę, istniały dalej. Chcę wiedzę o biznesie i ekologii wykorzystywać w mojej pracy. Siłą rzeczy pomagam różnym innym podmiotom. Niektórzy nasi dostawcy dziś rozkwitają, podczas gdy jeszcze dwa lata temu decydowali się na współpracę z nami dlatego, że byli bliscy zakończenia działalności. Dzięki nam znaleźli rynek zbytu w stolicy. Moim celem jest to, żeby nie zniknęli ludzie, którzy wykonują dobrą robotę. Wiele osób kupuje żywność w supermarketach, bo nie mają czasu, pieniędzy albo zwyczajnie świadomości, że gdzieś indziej istnieje dobre jedzenie. Jeśli kupienie czegoś wysokiej jakości jest bardzo trudne, ludzie będą kupować łatwo dostępne byle co.
AN: Skracacie łańcuch między konsumentem a producentem.
PS: Staramy się być jedynym ogniwem. Jest różnica w smaku pomidora, który rano został zerwany, a wieczorem trafia do twojej sałatki. Pamiętam taką sytuację, jak przyjechałem odebrać towar, a gospodyni jeszcze stała na polu i wycinała główki sałaty.
AN: Opowiedz, proszę, o kilku waszych producentach. Z kim współpracujecie?
PS: Współpracujemy z około pięćdziesięcioma producentami. Całą plejadą gwiazd! Wytwarzają oni wszystko, czego potrzebujesz na co dzień – począwszy od owoców i warzyw, przez nabiał, pieczywo, mięso, na olejach skończywszy. Rano Zebrano ma stanowić rzeczywistą alternatywę dla codziennych zakupów. Jeśli nie szukasz coca-coli, to możesz u nas dostać wszystko inne, nawet ryby, garmażerkę, wyroby cukiernicze i sypkie. Ludzie mają wyobrażenie, że jeździmy do chłopa z dziada pradziada i odbieramy wór ziemniaków. Rzeczywistość jest o wiele bardziej różnorodna. Mamy wśród dostawców człowieka, który wrócił do Polski po latach prowadzenia biznesu za granicą i teraz produkuje sery. Mamy wielopokoleniowe rodziny. Współpracujemy z polsko-włoską rodziną, która z polskiego mleka wytwarza mozzarellę w oparciu o tradycyjne włoskie receptury. Mamy panią, która jest tłumaczką przysięgłą, a u nas sprzedaje owoce.
AN: Czyli jest też parę historii ludzi znudzonych miastem, którzy wyjechali na wieś…
PS: I też takich osób, które decydują się zostać na wsi, bo zaczynają widzieć w tym szansę na prowadzenie nowoczesnego biznesu.
AN: A klienci? Ilu ich macie? Co jest dla nich ważne?
PS: Za pośrednictwem Rano Zebrano mniej lub bardziej regularnie zakupy robi około pięciu tysięcy osób. Jedni raz na jakiś czas kupują słoik miodu, inni zamawiają u nas regularnie co tydzień. Odpowiadając na pytanie, co jest dla nich ważne – wielu z nich to bardzo świadomi konsumenci, którzy decydują się raczej na jedzenie wysokiej jakości sera niż kupno nowego telewizora. Czynnikiem decydującym jest świadomość.
Wielu klientów to młodzi rodzice, którzy wraz z pojawieniem się dziecka chcą zmienić przyzwyczajenia żywieniowe. Poza tym to zwyczajni ludzie, którzy lubią i cenią dobre jedzenie.
AN: Jakie masz plany związane z Rano Zebrano?
PS: Chcemy pomagać klientom w podejmowaniu właściwych decyzji. Chcemy być najwięksi w Warszawie, a potem rozpocząć działalność w innych miastach. Widać, że coraz więcej osób chce produkować żywność. Dzwonią do nas ludzie, którzy założyli własny młyn, piekarnię, zaczęli wytwarzać kiszonki…
AN: Jak myślisz, dlaczego tak jest?
PS: Chyba stajemy się coraz bardziej majętnym społeczeństwem i dojrzeliśmy do tego, że możemy robić to, co nas interesuje, że jest więcej dróg życiowych niż tylko studia i praca w biurze.
AN: A myśleliście o założeniu sklepu stacjonarnego?
PS: Bardziej o miejscu, w którym można byłoby zobaczyć, powąchać i sprawdzić nasze produkty „na żywo”. Upewnić się, że pomidory rzeczywiście wyglądają tak jak na zdjęciach na stronie i przede wszystkim, że smakują tak dobrze, jak na nich wyglądają. Dzisiaj wiem, że jeśli ktoś raz spróbuje naszych produktów, zazwyczaj po nie wraca.
AN: Czujesz, że w Polsce rośnie grupa świadomych klientów?
PS: Tak, rozmawiałem ostatnio z panem po pięćdziesiątce, budowlańcem z brzuszkiem, który stołuje się w klasycznym barze z polską kuchnią. Takim, który serwuje flaki, dewolaje, pierogi. I ten facet bardzo świadomie mówi do mnie: „Panie Przemku, a pan wie, że te kurczaki są nafaszerowane antybiotykami?”. Czyli on wie, że to, co zamawia, nie jest dobrej jakości, ale nie bardzo ma alternatywę. A ludzie potrzebują alternatywy, żeby nie byli skazani na brak opcji. I to jest właśnie nasze zadanie.
—
Materiał opublikowany w 14 numerze magazynu Zwykłe Życie #ojczyzna. Dostępny TUTAJ.