Zwykłe Życie to magazyn o prostym życiu wśród ludzi, miejsc i rzeczy.

Przygotowuje zmarłych do pochówku – czesze, maluje i ubiera, ale czasem klei, łączy, zszywa, wymienia krew na płyn balsamujący. Wszystko po to, by podczas ostatniego pożegnania wyglądali, jakby spali. O zawodzie balsamistki i tanatokosmetolożki, braku lęku przed zmarłymi i zawodzie, który jest dla niej powołaniem, rozmawiam z Dworą Krawczyk, certyfikowaną balsamistką zwłok, członkinią Polskiego Stowarzyszenia Pogrzebowego i bractwa żydowskiego Chewra Kadisza, której największą pasją i hobby są piękne zapachy.

Ewelina Klećkowska: Jak to się stało, że zostałaś balsamistką, i kiedy zdecydowałaś, że właśnie taki zawód chciałabyś wykonywać? Studiowałaś polonistykę.

Dwora Krawczyk: Mam kilka fakultetów. Oprócz polonistyki studiowałam higienę stomatologiczną, zrobiłam uprawnienia do wykonywania balsamacji zwłok, ale też od lat prowadzę pracownię rękodzieła, w której wykonuję przeróżne przedmioty z wełny. To nie koniec moich zainteresowań. Chociaż te rzeczy pozornie wydają się od siebie odległe, w rzeczywistości są sobie bardzo bliskie i myślę, że są naturalną koleją rozwoju moich predyspozycji. Polonistyka, ponieważ jestem osobą z totalną dysleksją, była dla mnie wyzwaniem, dzięki któremu miałam pokonać własne słabości. Jednocześnie literatura była moją pasją od dzieciństwa. Większość moich wspomnień z tego okresu oraz czasu nastoletniego wiąże się z czytaniem książek i zatapianiem się w fikcyjny świat. Bardzo chciałam pogłębić tę pasję i udało mi się to zrealizować. Z kolei higiena stomatologiczna to zawód, który towarzyszy mi od 11 lat i zawsze dawał mi dużo satysfakcji, chociaż w ostatnim czasie mniej mam z nim do czynienia, więcej czasu spędzam na cmentarzu w prosektorium. O zawodzie balsamisty zwłok dowiedziałam się w trakcie nauki w liceum i byłam totalnie zafascynowana tą profesją. Czułam, że moja specyficzna wrażliwość oraz poczucie estetyki pozwolą mi realizować się w tym zawodzie, który łączy ze sobą wiedzę anatomiczną, medyczną, cierpliwość oraz umiejętności plastyczne niezbędne do rekonstrukcji zwłok. 

Czyli polonistykę potraktowałaś hobbystycznie, zawód higienistki stomatologicznej wykonywałaś zarobkowo, a balsamacja to wynik twoich fascynacji? Połączenie hobby z zajęciem zarobkowym?

Studia polonistyczne były dla mnie czymś, co miało związek z moim rozwojem osobistym. Chciałam się sprawdzić i przełamać tabu, że osoba z dysleksją nie może takich studiów skończyć. Moją pasją jest literatura i miałam wewnętrzną potrzebę rozwoju w tej dziedzinie. Zawsze byłam osobą bardzo wrażliwą, jako dziecko próbowałam pisać wiersze, opowiadania, mam je cały czas, schowane gdzieś głęboko. Polonistykę studiowałam, gdy miałam 22 lata, już męża, ale jeszcze nie dzieci i czas na takie rzeczy. Byłam wtedy higienistką, pracowałam w gabinecie dentystycznym. Ciężko też powiedzieć jednoznacznie, że zawód higienistki wykonywałam tylko zarobkowo, bo ta praca również stanowiła moją pasję, zawsze dawała mi sporo satysfakcji. Balsamacja zwłok to już zupełnie inny świat, nie nazwałabym tego tak do końca hobby, bo to trochę dziwnie brzmi, gdy zna się charakter tej pracy. Balsamacja zwłok to świadomy wybór, który był i jest konsekwencją moich naturalnych predyspozycji. W pewnym momencie życia po prostu odkryłam, że mogę to robić, bo mam takie cechy, które mi na to pozwolą. To trochę jak powołanie. Niezależnie od tego, czy jest ono miłe czy nie, po prostu to robimy, bo czujemy, że to jest właściwa droga. Kiedy odkryłam ten zawód, zainteresował i zafascynował mnie, a kiedy odkryłam, że jest on zbiorem czynności, które przychodzą mi w większości z łatwością, uznałam, że trzeba to sprawdzić.

Jednak wciąż ciekawi mnie, dlaczego młoda dziewczyna tak zainteresowała się spędzaniem czasu wśród zwłok, w prosektoriach i na cmentarzach. Może miały na to wpływ książki albo filmy? Oglądałaś film Moja dziewczyna?

Nie oglądałam tego filmu, być może uda mi się to nadrobić. Oczywiście, jak każdy, miałam swoich dziecięcych idoli. Oglądałam namiętnie Archiwum X, byłam totalnie zafascynowana agentką Scully. Introwertyczna postać inteligentnej oraz utrzymującej spory dystans kobiety była moim wzorem przez dłuższy czas. No i oczywiście jej praca lekarza medycyny sądowej. Drugim starym serialem, który bardzo mocno odcisnął piętno na moim poczuciu szeroko rozumianej estetyki, był serial Twin Peaks, w którym przeplatały się motywy mrocznego lasu, zwłok, tajemnicy oraz sił ponadnaturalnych, a wszystko w konwencji abstrakcyjnego snu. Być może w stereotypie o pracy balsamisty jest ziarno prawdy, ale pomimo wszystko romantyzowanie tematu śmierci, zawodu przedsiębiorcy pogrzebowego oraz obraz balsamisty zwłok, który jest introwertycznym samotnikiem, zaczytanym w mrocznej literaturze, żyjącym we własnym świecie, to trochę niebezpieczne. Kiedy mówimy o pracy balsamisty, warto zawsze podkreślać, z czym ta praca się wiąże i jak jest ciężka. Jeśli ktoś buduje swoje fascynacje zawodowe na fikcyjnych historiach, może się boleśnie rozczarować. Kilka lat temu udzielałam wywiadu na temat balsamacji zwłok dla magazynu muzycznego skupionego na tematyce muzyki metalowej. Wtedy dość mocno został poruszony motyw romantyzowania śmierci. Po wywiadzie otrzymałam mnóstwo listów od osób, tak naprawdę tylko mężczyzn, którzy podążali za takim wyobrażeniem o mnie. To, że spędzam dużo czasu na cmentarzu, nie wynika z chęci szukania jakichś specjalnych wrażeń czy moich upodobań, po prostu prosektorium, w którym przygotowuję osoby zmarłe, mieści się na terenie cmentarza i siłą rzeczy muszę na ten cmentarz przyjeżdżać. A praca balsamisty nie polega na malowaniu zmarłych, robieniu ładnych pośmiertnych makijaży, dobieraniu koloru szminek, zawiązywaniu krawatów i układaniu bukietów w trumnach. To ciężka praca z ciałami osób, które często są po długim pobycie w szpitalu, mają odleżyny, stopy cukrzycowe, cały czas mamy do czynienia z kałem, wymiocinami, krwią. Nie wspominając o ciałach osób, które zginęły w wypadkach komunikacyjnych, czasem są to ciała połamane, innym razem obdarte ze skóry w wyniku kontaktu z asfaltem. Wszystko to balsamista składa, klei, łączy, szyje. Po sekcjach zwłok wyjmuje wnętrzności, uzupełnia brakujące fragmenty ciała, czaszki. Mnóstwo rzeczy, których nie ma w żadnym znanym mi filmie. Chyba, że gore… ale tego typu filmów już tym bardziej nie należy traktować poważnie.

Balsamista nie może się niczego brzydzić. Obrzydzenie do zmarłego jest w jakiś sposób równe z traktowaniem go przedmiotowo, a przecież przygotowując ciało do pochówku, uczestniczy się w bardzo delikatnym i intymnym momencie istnienia tego człowieka, zmarły nie może się bronić i wszystkie czynności należy wykonywać z należytym szacunkiem. Uczucia takie jak strach, obrzydzenie, mdłości, lęk przed robactwem czy odorem uniemożliwiają godne traktowanie osoby zmarłej.

Całość artykułu możecie przeczytać w numerze „Ziemia”

który znajdziecie tutaj