Potrzebujemy powietrza: Paulina Klepacz
Od dwóch dni aborcja w Polsce jest praktycznie nielegalna, tym samym mamy najostrzejsze prawo antyaborcyjne w całej Unii Europejskiej. Trwają protesty, trwa piekło kobiet. Nasze rozmowy z aktywistami i aktywistkami, którzy wzięli udział w portretowej sesji Bartka Wieczorka w numerze „Powietrze”, są niezmiennie i boleśnie aktualne. W cyklu „Potrzebujemy powietrza” przepytujemy Paulinę Klepacz, dziennikarkę, założycielkę magazynu „Girls”, autorkę i współautorkę książek (ostatnia „Sexy zaczyna się w głowie”) i podcastu „Samomiłość”.
Skąd bierze się twoja potrzeba działania? Co cię motywuje?
Moja potrzeba działania wzięła się chyba z domu rodzinnego, który był domem bardzo otwartym. Moi rodzice uczyli mnie, że seksualność jest sprawą naturalną, z której można się cieszyć. I mam tu na myśli radość zarówno ze swojego ciała, jak i z samej seksualności. Bardzo szybko, w zderzeniu z koleżankami z podstawówki zauważyłam, że w innych domach podchodzi się do tych kwestii inaczej. Wcześniej byłam pewna, że wszędzie jest tak, jak w moim domu. Dojrzewając i widząc jak wygląda sytuacja edukacji seksualnej w Polsce, widząc duże nierówności w jej dostępie, stwierdziłam, że warto szerzyć wiedzę. I znowu mam wrażenie, że przyczynili się do tego moi rodzice. Uczulili na to, że warto pomagać innym.
Z obserwacji ludzi i świata wiem, że związki rozpadają się przez brak komunikacji. Ludzie nie rozmawiają nie tylko na temat seksu, ale też o tym, jakie mają potrzeby, jaką mają wizję związku. Zakładamy, że monogamia jest w nas zaprogramowana. Nie zakładamy innych opcji. Jako dziennikarka postanowiłam dzielić się wiedzą na temat związków i seksu, pokazywać spektrum doświadczeń. Szybko zauważyłam, że ludzie tego potrzebują. Magazyn „Girls”, który założyłam z koleżankami to było medium, którego nam brakowało – miejsca, gdzie dziewczyny
będą mogły podzielić się swoimi doświadczeniami i nauczyć się o tym rozmawiać.
Co jest dla Ciebie największą satysfakcją w pracy?
Największym szczęściem jest to, gdy osoby, które mnie czytają lub słuchają, mówią, że faktycznie czegoś nie wiedziały, że dzięki mojemu przekazowi, zaczęły rozmawiać na temat seksualności, pracować ze swoim ciałem, odkrywać przyjemność na własną rękę i się uniezależniać pod seksualnym względem: akceptować swoje ciało, rozumieć to, że seksualność jest czymś dobrym, a ich wcześniejszy negatywny stosunek to nie
jest ich wina, tylko tego, że dorastali w niesprzyjających warunkach. To mnie bardzo cieszy, że ludzie łagodniej, przyjemniej zaczynają spoglądać na tę kwestie. Nawet jeżeli dotrę tylko do garstki osób, to część z nich przekaże dalej i powstanie efekt domina. Ten feedback daje mi napęd, żeby działać. Czasami wydaje mi się, że mówię podstawowe rzeczy, i że już wszyscy to wiedzą, ale jednak – często nie wiedzą.
Jak radzisz sobie z krytyką, hejtem czy nienawiścią?
Częściej spotykam z seksizmem. Mówiąc o seksualności bywam opacznie odbierana. Często ośmiela to, zwłaszcza mężczyzn, żeby wysyłać mi niechciane wiadomości o podtekście erotycznym. Ja oczywiście kasuję te wiadomości, staram się nie karmić negatywnymi emocjami. Podobnie jest z hejtem – trzeba szybko wyrywać chwasty. Zanim jednak usunę taką niepożądaną wiadomość, staram się napisać odpowiedź uświadamiającą, że zanim w ogóle osoba coś takiego do mnie napisze, warto zapytać, czy mam na ochotę – nie znamy się, to jest naruszenie moich granic. Radzę sobie z tym dobrze, bo mam z tematem obycie. Gorzej mają dziewczyny, która nie zajmują się tematem seksualności na co dzień. Problem nękania w mediach społecznościowych jest powszechny. Nie chcę tutaj nikogo usprawiedliwiać, ale to jest głównie kwestia tego, że my jako naród, jako społeczeństwo, jesteśmy niewyedukowani, nie wiemy co nam wolno, a czego nie powinniśmy robić i mówić. Ogólnie nie rozumiemy, że słowa mają swoje konsekwencje i mogą ranić. Im więcej dostaje negatywnych wiadomości, tym bardziej czuję, że muszę działać, bo brak seks edukacji rani.
Jakie rady dałabyś młodym ludziom, którzy chcieliby się zaangażować społecznie? Od czego zacząć?
Myślę, że zaangażowanie społeczne daje duże poczucie sprawczości i że mamy wpływ na świat, a przynajmniej na swoje otoczenie – nie tylko narzekamy na tę rzeczywistość, ale ją zmieniamy. Przestrzegam jednak, że aktywizm bywa trudny i obciążający. Trzeba dbać o siebie i pamiętać o swoich granicach, wchodzić w działania małymi krokami. Bardzo łatwo się „zajechać” i wypalić. To nie jest dobre ani dla nas, ani dla sprawy, której się poświęcamy. Trzeba mieć siebie na uwadze. Aktywiści na pracę społeczną poświęcają dużo swojego prywatnego czasu, bo niejednokrotnie jest ona dodatkową, poza pracą dającą dochody. Ważne, by nie oceniać się zbyt surowo.
O jakiej Polsce marzysz?
O Polsce takiej, w której wszyscy ludzie szanują siebie wzajemnie. Potrafią się ponad różnicami jednoczyć i działać w słusznych sprawach. Gdzie płeć, orientacja, rasa, wyznawana religia nie mają znaczenia. O Polsce, w której wygląd nie ma znaczenia – patrzysz na drugiego człowieka i chcesz go poznać, nie chcesz oceniać po okładce. Otwartość ciekawość, a nie wrogość, strach czy dyskryminacja. Marzę więc o Polsce kolorowej, przyjaznej, równej, pełnej szanujących się ludzi, gdzie słabszym się pomaga, gdzie jest edukacja seksualna i
równościowa, gdzie pokazuje się, jak dbać o swoje granice, ale też jak dbać o innych.