Szklanka wody
Wystarczy odkręcić kran, żeby popłynął z niego lek na całe zło. Woda poprawia naszą koncentrację, jakość snu, figurę, trawienie i przemianę materii. Łagodzi ból głowy i stres, regeneruje mięśnie, reguluje ciśnienie. Chroni przed nowotworami, zaburzeniami nastroju, cellulitem. To tylko kilka z jej zalet, a mimo to, jak wynika z badań PBS, ponad 80% Polaków pije jej za mało. Gdy czujemy pragnienie, zwykle oznacza to, że organizm jest już odwodniony. Zapobiec można temu w bardzo prosty sposób – pilnując codziennej ilości wypijanej wody, która najogólniej mówiąc, wynosi około 2 litrów na dobę – nieco więcej latem niż zimą, więcej dla kobiet ciężarnych i karmiących piersią, ludzi chorych czy aktywnych fizycznie. Jedną czwartą roboty załatwia za nas dieta, wodę przyswajamy, jedząc nawet kanapkę z serem, choć dużo więcej jest jej oczywiście w warzywach i owocach. O noszeniu przy sobie butelki z wodą pamiętamy coraz częściej dzięki kampaniom informacyjnym oraz chociażby dlatego, że rynek gadżetów takich jak butelki, bidony i termosy znacznie się w ostatnich latach rozrósł. Kto chce żyć ekologicznie, nie musi już nosić ze sobą wysłużonej butelki po mineralce. Zamiast tego może przebierać wśród wielu rozmiarów, wzorów i rodzajów zastosowanej technologii w butelkach, które wodę oczyszczają, utrzymują jej temperaturę, dodają smaku, zapobiegają rozlaniu itd. O ile z domu można wyjść z pełną butelką, problem pojawia się, gdy wodę wypijemy i chcemy uzupełnić na mieście lub po prostu napić się do posiłku.
Warszawa pije wodę z Wisły
Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji w Warszawie codziennie uzdatnia 330 milionów litrów wody pobieranej głównie spod dna Wisły, a także z Jeziora Zegrzyńskiego. Zanim poleci z kranu do szklanki, przechodzi przez szereg procesów technologicznych i badań laboratoryjnych, które różnią się nieznacznie w zależności od tego, w którym z trzech zakładów obsługujących stolicę zachodzą. Według informacji zawartych na stronie przedsiębiorstwa w działających od 130 lat Filtrach woda jest na początku napowietrzana, co ułatwia usunięcie z niej związków żelaza i manganu. Następnie w procesie koagulacji i fluktuacji zbierane i usuwane są z niej cząsteczki, które wpływają na mętność i kolor. Filtrowanie wody przez żwir i piasek usuwa zawiesiny, a ozonowanie, czyli silne utlenianie, przygotowuje ciecz do oczyszczania węglem aktywnym. To kolejny etap – węgiel usuwa rozpuszczone związki organiczne i obniża zawartość zanieczyszczeń. Następnie następuje natlenianie i kolejny etap filtracji, znów przez warstwę węgla aktywnego, żwiru i piasku, gdzie woda powoli stabilizuje się chemicznie i biologicznie. Tuż przed opuszczeniem zakładu uzdatniania jest dezynfekowana niewielką i całkowicie bezpieczną dla organizmu ilością chloru, co zapobiega wtórnemu skażeniu w sieci wodociągowej. Im nowocześniejszy układ, tym mniej środka dezynfekującego trafia do wody, co poprawia jej smak i zapach. Na straży czystości wody w wielu przedsiębiorstwach stoją także ryby i małże, które błyskawicznie zamykają swoje skorupki, gdy tylko wyczują jakiekolwiek zanieczyszczenia. W efekcie woda w kranie, nie tylko warszawskim, jest w pełni zdatna do picia bez konieczności wcześniejszego przegotowania. Ba, gotowanie wody z kranu pozbawia ją cennych minerałów, takich jak magnez czy wapń. Zamiast usprawnić działanie naszego organizmu, osadzą się na ściankach czajnika. MPWiK wyraźnie jednak podkreśla, że odpowiedzialność bierze wyłącznie za wodę zimną – ciepłej nie powinno się pić, można używać jej tylko do celów gospodarczych. Wbrew temu, co twierdzą sceptycy, woda z kranu wcale nie sprzyja powstawaniu kamieni nerkowych, niełatwo też ją zanieczyścić czy zatruć, bo rury biegną pod ziemią. Minerały w niej zawarte są dokładnie takie same jak te w wodzie stołowej czy źródlanej – mineralna zawiera ich dużo więcej i gdyby płynęła z kranu, szybko dobiłaby nasze pralki, osadzając się na ich częściach. Kranówka nie jest więc wodą mineralną, ale w zupełności wystarczy do codziennego nawadniania organizmu. W piciu wody nie chodzi przecież o to, by naładować się minerałami. Żeby zapewnić sobie dzienny poziom magnezu, trzeba by wypić 54 litry mineralki, lepiej zjeść na obiad porcję kaszy gryczanej.
Nowa twarz wody
Jak widać, wody z kranu wcale nie trzeba się bać – jest czysta i, jak oceniają Polacy, smaczna. Według statystyk sięgamy po nią coraz częściej, nie tylko odkręcając kran – w przestrzeni miejskiej pojawiają się poidełka i źródełka, przy których można zaspokoić pragnienie, uzupełnić własną butelkę czy bidon. Skorzysta z nich także osoba niepełnosprawna, dziecko czy zwierzak, którego prowadzimy na spacer. Sporo jest ich w Warszawie, gdzie kształtem przypominają Grubą Kaśkę, największą w Europie stację filtracyjną, która pobiera wodę dla praskiej stacji uzdatniania od 50 lat, ale przybywa ich także w innych dużych miastach w Polsce – Krakowie, Katowicach, Wrocławiu czy Poznaniu. Źródełka są także instalowane w szkołach i na lotniskach.
Naukowcy z Politechniki Łódzkiej zbadali, że tylko 15% wód w butelce dostępnych na polskim rynku ma lepszą jakość niż ta z kranu. Amerykańska organizacja Food and Water Watch w 2018 roku opublikowała z kolei raport, z którego wynika, że ponad połowa wody w butelkach to zwykła kranówka, czerpana z tego samego ujęcia, z którego korzystają miejskie wodociągi, i sprzedawana jako źródlana. To fakty, ale do kranówki nadal trzeba ludzi przekonywać. W 2016 roku piło ją 46% Polaków (TNS Polska na zlecenie marki Brita) i choć ten procent stale rośnie, w sieci nadal znaleźć można masę argumentów przeciwko wodzie z kranu. Tymczasem kranówka zyskuje kolejnych ambasadorów – pije ją Rafał Trzaskowski, prezydent Warszawy, a także prezydenci Wrocławia, Katowic i Wałbrzycha. Dobry PR wody z kranu wspomagają nie tylko inwestycje w jej czystość, lecz także działania marketingowe samorządów miejskich. Warszawska Kranówka, Kranowianka w Krakowie. Kranówka Katowicka czy DomoVita, marka wody z kranu stworzona przez Otwockie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji, ale planująca „ekspansję” na cały kraj to swoiste kampanie reklamowe, które pomagają przekonać Polaków do słuszności picia wody z kranu. Jest ona zdatna do picia już od lat, a strach niektórych wynika z miernej jakości wody, która płynęła w kranach na przykład w PRL-u. Starsze pokolenie pamięta jeszcze, jak pachniała (chlorem) i jaki miała kolor (żółtawy, rudy, brązowy, szary) w latach 80., dziś musi ona spełnić dużo bardziej rygorystyczne wymagania niż wtedy. Normy zaostrzyły się w momencie wejścia Polski do Unii Europejskiej. Wbrew opinii sceptyków woda badana jest nie tylko w stacjach uzdatniania, lecz także podczas transportu miejską siecią wodociągową, a im większy wodociąg, tym częściej. Jedynym odcinkiem, na którym za wodę nie odpowiada jej producent, jest instalacja wodociągowa w budynku. Tu odpowiedzialność leży po stronie zarządcy, który powinien regularnie sprawdzać, czy z rurami jest wszystko w porządku. Oprócz norm unijnych polska kranówka spełnia także warunki określone w Rozporządzeniu Ministra Zdrowia oraz normy zalecane przez WHO.
Kropla przelewa czarę
Nadal jednak nieco boją się jej restauratorzy – mimo że miejsc serwujących kranówkę wciąż przybywa, nadal można spotkać się z konsternacją obsługi lub różnie argumentowaną odmową. Wymówkę, jakoby zaserwowanie kranówki było niemożliwe ze względu na brak pozwolenia przez jej niezdatność do picia, można od razu włożyć między bajki – woda, którą serwują restauracje i bary, jest jeszcze pewniejsza niż ta z naszych osobistych kranów. Kontroluje ją sanepid, który nie dopuści do otwarcia lokalu gastronomicznego, jeśli będzie miał wątpliwości dotyczące jej czystości. Niestety, restauracjom i barom serwowanie darmowej wody po prostu nie do końca się opłaca. Największe zyski lokale gastronomiczne czerpią bowiem właśnie z marży nakładanej na napoje, która średnio wynosi 60–80% – kupując butelkę wody w hurtowni za 1,50 zł, w menu życzy sobie za nią 8 zł. Mylą się jednak ci, którzy uważają, że zbiednieją, serwując gościom karafkę wody z kranu. Ludzie nie decydują się na nią z oszczędności – czasy, gdy klient wchodził do lokalu, zamawiał szklankę wody i siedział trzy godziny już raczej minęły. To wybór związany ze świadomością ekologiczną. Zazwyczaj przecież do zamówienia dochodzą jeszcze inne napoje, soki, drinki czy kawa. Darmowa woda jest więc tylko drobnym gestem, ale jak to z drobnostkami bywa, potrafi zachęcić do powrotu lub wpłynąć na ogólną ocenę doświadczenia restauracyjnego. Nie trzeba być wojującym ekologiem ani wyjątkowym dusigroszem, żeby zirytować się na widok mikroskopijnych, zbyt drogich buteleczek koncernowej wody. Na szczęście coraz więcej restauracji idzie z duchem czasu i wychodzi naprzeciw chęci picia kranówki. Na stronie inicjatywy społecznej pijewodezkranu.org, która działa od 2013 roku i zbiera na Facebooku prawie 20 tysięcy fanów, można znaleźć listę kilkuset takich lokali w całej w Polsce – takich miejsc przybywa na tyle szybko, że listę ciężko na bieżąco aktualizować. Znajdują się na niej także niektóre urzędy, muzea, salony urody i siedziby organizacji pozarządowych. Nawet jeśli nie widzimy nigdzie stosownej naklejki lub informacji w menu, o kranówkę warto pytać, chociażby po to, żeby wywołać presję, która może przyczynić się do zmiany postrzegania tego zjawiska.
Na zachodzie bez zmian
We Francji prawo ustanowione w 1967 roku mówi, że klientowi, który zamawia posiłek, restauracja ma obowiązek podać karafkę darmowej wody, tak samo jak sztućce czy chleb. W Wielkiej Brytanii od 2014 roku wszystkie lokale posiadające koncesję na sprzedaż alkoholu, a więc nie tylko bary i restauracje, lecz także kluby nocne, teatry, niektóre kina i urzędy, są zobowiązane przez prawo do tego, aby zapewnić swoim klientom wodę do picia, gdy ci o nią poproszą. W Stanach Zjednoczonych nie ma żadnego prawa, które nakazywałoby serwowanie kranówki, ale i tak często pojawia się na stołach, z wyjątkiem Kalifornii i innych stanów ubogich w wodę, gdzie obsługa nie zaserwuje kranówki nieproszona. W szwedzkich i duńskich restauracjach wodę można dostać bez problemu, ale czasami do rachunku doliczona zostanie symboliczna opłata za związany z nią serwis, chociażby umycie szklanki.
Z serwowaniem darmowej wody do picia świat zachodni raczej nie ma więc problemu, podobnie sprawa ma się z uzupełnianiem bidonów czy butelek. W aplikacji Refill można znaleźć lub oznaczyć miejsca, w których istnieje możliwość uzupełnienia wody we własnej butelce. Najbardziej znana jest w Wielkiej Brytanii i to tam zadziała najlepiej, ale na mapie widać także całkiem sporo miejsc do uzupełnienia wody we Włoszech, Niemczech, Francji, Grecji czy Bułgarii. W Polsce naniesiono do tej pory tylko dwie takie lokalizacje, ale jest ich o wiele więcej. O dolewkę wody do bidonu można na przykład poprosić w każdej kawiarni sieci Starbucks.
Plastikowa fala
Musi upłynąć 500 lat, żeby plastikowa butelka po wodzie uległa rozkładowi. Co roku na polski rynek trafia ich 4,5 miliarda. Mimo że politereftalan etylenu, czyli PET, to materiał do recyklingu, ponad 80% butelek, które kupujemy, wcale nie trafia do ponownego przetworzenia, tylko ląduje w polskich lasach, rzekach, na mniej lub bardziej dzikich wysypiskach czy w piecach. Jednak butelki PET zanieczyszczają nie tylko środowisko, lecz także napój, który się do nich wlewa. Badania przeprowadzone m.in. przez naukowców z Johann Wolfgang Goethe University wykazały, że z butelek uwalnia się substancja chemiczna o działaniu zbliżonym do żeńskich estrogenów – bisfenol A (BPA). Może on namieszać w gospodarce hormonalnej organizmu, prowadzić do bezpłodności, zachorowania na nowotwory i zaburzyć rozwój płodu w łonie matki. W pojedynczej butelce są go śladowe ilości, ale z politereftalanu etylenu produkowane są także inne opakowania – te na jogurty, twarogi czy różnego rodzaju folie – a także jednorazowe naczynia. Do tego wszystkiego do wyprodukowania jednej plastikowej butelki potrzeba aż 26 litrów wody, a kupując zgrzewkę, marnujemy jej tyle, ile przeciętna osoba wypija w miesiąc. Przy tym produkujemy kolejne śmieci, które z pewnością nas przeżyją, falami zalewając plaże na całej planecie. Jak więc zmienić świat, złagodzić nieco depresję klimatyczną i zadbać o swoje zdrowie? Wystarczy sięgnąć po szklankę wody z kranu.