Zwykłe Życie to magazyn o prostym życiu wśród ludzi, miejsc i rzeczy.

Kolejna część serii „Odetchnij od miasta” – tym razem o podróżowaniu przez Polskę z dzieckiem. Tola Piotrowska wybiera miejsca przystępne pod różnymi względami, zadaje pytania gospodarzom agroturystyk, odwiedza hotele, pensjonaty i domki od morza aż do Tatr. Jeśli szukacie miejsc, w które chcielibyście się wybrać całą rodziną – nie znajdziecie lepszego przewodnika. Przeczytajcie fragment i sięgnijcie po całą książkę.

Jak pojawienie się dziecka wpływa na podróże? Bardzo różnie. Znam takie osoby, które nie zrezygnowały ze swoich planów, ale znam też takie, które poczuły, że chcą odpuścić wyjazdy. Wszystko zależy od twoich potrzeb, potrzeb twojego dziecka i całej twojej rodziny. Nie ma tu żadnych reguł. Jeśli wyjście z domu z wózkiem to dla ciebie wyczyn, to raczej nie będziesz myśleć o wycieczce w góry. Jeżeli dziecko nie lubi jeździć w foteliku w aucie, to trudno będzie wyruszyć gdzieś dalej niż na koniec miasta. Wiem jedno: nic nie jest dane na zawsze, a wraz z rozwojem malucha – wszystko się zmienia.

Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że w wieku dwóch lat mój syn zjedzie całą Polskę, tobym nie uwierzyła. Noworodek przyssany całą dobę do piersi, niemowlak, który na każdych czerwonych światłach darł się wniebogłosy, maluch z najczulszym układem nerwowym we wszechświecie – okazał się wspaniałym podróżnikiem. Każde miejsce żegnał słowami: „Podobało mi się tu”, a potem wsiadał do auta i pytał: „Gdzie teraz jedziemy?”.

GOŁĘBNIK

Ekologiczne gospodarstwo z własnym stawem kąpielowym. Perełka w województwie lubelskim. Ewa dba o żołądki gości, gotując regionalne potrawy, ale w autorskim wydaniu. Od śniadania po kolację nie będziecie chodzić głodni.

– To moje miejsce na Ziemi. Wcześniej nie wiedziałam, co to znaczy. Teraz już wiem – tak o Gołębniku opowiada Ewa. Wraz z mężem Tomkiem i dwójką dzieci przeprowadzili się tutaj

spod Warszawy. Wykorzystali dobry moment w swoim życiu zawodowym, żeby uciec na koniec świata, który odnaleźli między Nałęczowem a Kazimierzem Dolnym. Stworzyli ekologiczne gospodarstwo agroturystyczne o wdzięcznej nazwie pochodzącej od ich nazwiska – Gołąb.

Ewa jest architektem wnętrz, a Tomek – muzykiem. Ich wolne zawody sprzyjają tworzeniu swojego miejsca w Rzeczycy. Nie muszą być w biurze od 9 do 17, za to dzielą czas pomiędzy zlecenia a gospodarstwo, bez którego nie wyobrażają już sobie życia. Stary sad jabłkowy i gruszkowy oraz okoliczne wzgórza i wąwozy tworzą doskonałą mieszankę. Czuć tu klimat beztroski i dobrą energię. Artystyczna wizja, podejście do życia w rytmie slow, połączone z dużym wyczuciem estetycznym.

Goście mogą nocować w domu (jednym z dwóch), który został wybudowany ekologiczną technologią straw bale, innymi słowy – jego szkielet wypełniono kostkami żytniej słomy. Wnętrze jest surowe, minimalistyczne, ale pełne drewna i przyjaznych materiałów. W bungalowach są antresole, które będą atrakcją dla starszaków lub wytchnieniem dla rodzica, kiedy po całym dniu na powietrzu padnie z nóg. Czuć rękę architekta. Jest nowocześnie, ale bez przegięcia w żadną stronę.

Dom, w którym zamieszkali gospodarze, jest z bali. Przypomina domek na drzewie, w którym można schować się przed całym światem. Niżej stoi stodoła, która zyskała drugie życie. Z meblami vintage, drewnianymi stołami i klimatycznymi lampami, stała się miejscem spotkań, wspólnych posiłków i wieczornych rozmów przy winie z prywatnej winnicy. Na jej tarasie można zasiąść z książką i przez długie godziny nie patrzeć na zegarek. O ile dzieci nam pozwolą. Te będą zachwycone placem zabaw i kuchnią, w której można gotować zupę z liści i błota.

Tuż przy stodole powstał ekologiczny staw kąpielowy. To on jest największą atrakcją dla małych i dużych oraz oczkiem w głowie właścicieli. Brodzik przeznaczony dla dzieci cieszy się największym powodzeniem. Można szukać w wodzie kijanek lub żab skaczących po okolicznych listkach. Moczyć nogi przez cały dzień i wcale nie mieć dosyć. A o zachodzie słońca przepłynąć się wzdłuż basenu i zapomnieć o całym świecie. Nie trzeba się martwić o żadne podrażnienia, bo woda nie jest chlorowana, za to porównywalna z tą, która płynie w strumieniach. Warunki do odpoczynku? Idealne.

Gdy przyjeżdżamy, Ewa krząta się w kuchni. To ona gotuje dla gości. I muszę przyznać, że wychodzi jej to wspaniale. Po produkty idzie do własnego ogródka (dawno nie jadłam tak słodkich pomidorów!) lub do zaprzyjaźnionych gospodarzy (obłędne kozie sery). Stawia na kuchnię regionalną, ale autorską. Czuć, że wkłada w to serce.

– U nas nie ma zasięgu, więc jeśli będziecie potrzebowali zadzwonić, musicie wspiąć się na

górkę – tłumaczy Ewa. To dość istotna informacja, która początkowo zaskakuje. – Goście są

zdziwieni, ale przy wyjeździe mówią, że ten brak  kontaktu ze światem dobrze im zrobił – dodaje gospodyni.

Sama łapię się na tym, że wyciągam telefon, żeby po chwili zorientować się, że wcale nie jest mi on potrzebny. Jesteśmy tu i teraz. W Gołębniku – ukrytym między wąwozami, z jabłkami spadającymi z drzewa i widokiem na staw, który zachwyca zielenią i liliami wodnymi. Totalne odcięcie od rzeczywistości.

Gdy po kilku dniach wracamy do domu, okazuje się, że świat się nie zatrzymał, życie toczy się dalej, nic nas nie ominęło, a my jesteśmy bogatsi o doświadczenie bycia razem, bez scrollowania Internetu i mediów społecznościowych. Trudno czasem z tego zrezygnować, a tutaj nie ma wyjścia. Za to jest rozmowa, bycie blisko natury. Każdego dnia z uśmiechem wita nas Luka, suczka właścicieli. Czasem przemknął jakiś kot, przeleciał bocian. Na trawie można było szaleć do woli. Rozłożyć koc, pozbierać patyki, zbudować wieżę z kamieni. Poszukać w stawie żab ukrytych między roślinami.

Pary bez dzieci całe dnie odpoczywały na leżakach z książką (pozazdrościłam im tego!). Rodzice ganiali za maluchami wokół stawu i wystawiali twarze do słońca, jednym okiem zerkając na brodzik pełen dzieciaków. Ktoś się pohuśtał, ktoś zrobił babki z piasku. Wieczorem wszyscy poszliśmy zobaczyć kozy u sąsiada. Wiejskie życie pełną gębą. Przyjemne, relaksujące, zdecydowanie potrzebne.

Mój syn w koszulce z napisem Dreamers take it all zdecydowanie wpisał się w klimat Gołębnika. Ewa i Tomek spełniają swoje marzenie o życiu na wsi, o swoim miejscu. Ich starania widać na każdym kroku. Z szacunku do natury tworzą przestrzeń przyjazną każdemu stworzeniu. Ekologiczne są nie tylko basen i domy, ale przede wszystkim jedzenie. Ciało i dusza wracają stąd do domu nakarmione – pięknem, przyrodą, najsłodszymi pomidorami.

W OKOLICY:

Nadwiślańska Kolejka Wąskotorowa

Jedyna taka kolejka w województwie lubelskim. Jej trasa liczy 50 kilometrów. Przebiega przez najbardziej urokliwe miejsca tego regionu. W sezonie letnim oprócz przejażdżki kolejką warto wziąć udział w wielu imprezach towarzyszących, takich jak kino plenerowe, zlot starych samochodów i motocykli czy zwiedzanie stacji kolejowej w Karczmiskach.

Kazimierskie Muzeum Klocków Lego

Dla fanów klocków, ale też samego Kazimierza. Miłośnicy miasta będą mogli zobaczyć najważniejsze miejsca i zabytki w wersji Lego. Pomysłodawcą jest pasjonat Mateusz Kustra, który zawodowo zajmuje się tworzeniem makiet.

Magiczne Ogrody

Multum atrakcji dla dzieci. Można tu spędzić cały dzień, na zmianę bawiąc się i odpoczywając. Dzieci spragnione atrakcji oszaleją ze szczęścia. Krasnoludzki gród z drewnianymi mostami linowymi, tunelami i ze specjalnymi konstrukcjami zachwyci starszaków. Tarasy widokowe na drzewach spodobają się rodzicom. Dla najmłodszych – ścieżki wzdłuż strumieni, niezwykłe istoty spotykane po drodze, baśniowe place zabaw.

Tola Piotrowska – fotografka rodzinna i portretowa, autorka bloga tolala.pl, na którym dzieli się swoim podejściem do uważnego macierzyństwa, podróżami z dzieckiem oraz sesjami fotograficznymi pełnymi czułości i wrażliwości. W wolnych chwilach stara się nie zapominać o sobie, najlepiej z książką w jednej ręce, a ciepłą kawą w drugiej. Razem z mężem i synem najchętniej spędza czas w miejscach z widokiem na wodę. Właśnie ukazała się jej pierwsza książka „Odetchnij od miasta. Podróże z dzieckiem”.

Tutaj kupisz książkę