Zwykłe Życie to magazyn o prostym życiu wśród ludzi, miejsc i rzeczy.

Życie zwolniło i okazuje się, że wcale nie tak łatwo jest wszystko przewidzieć i zaplanować. O tym, czy związek z Teatrem na odległość jest możliwy, o odpoczynku od codziennej konsumpcji i zwykłym życiu opowiada reżyserka Julia Szmyt.

Jaki jest Twój związek z Teatrem? Czym się zajmujesz?

Jestem reżyserką, bywam też aktorką. Czasami piszę scenariusze, częściej adaptacje tekstów. Mój związek z Teatrem jest bardzo burzliwy i niezwykle wierny, przynajmniej z mojej strony, mimo że teraz żyjemy na odległość.

Nad czym pracowałaś, kiedy zaczęła się pandemia?

Pod koniec marca miałam zacząć próby do ekranizacji dramatu „Dorosło” Beniamina Bukowskiego dla Teatroteki, która działa przy Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych w Warszawie. Na kwiecień zaplanowany był plan filmowy. Termin realizacji został oczywiście przełożony.

 

 

To jak spędzasz czas, kiedy Teatr jest w przymusowej izolacji?

Odpoczywam ile się da, staram się nie martwić (chociaż nie zawsze to wychodzi), zadziwiam się, że tak nagle cała moja praca potrafiła zniknąć z powierzchni Ziemi. Zostałam nauczycielką na podwójnym etacie – mam dwóch synów i przerabiam z nimi cały materiał na poziomie klasy V i I podstawówki. Jest to spore wyzwanie – szczególnie z hiszpańskiego, którego nie znam i matematyki, za którą nie przepadam. Na szczęście nie mają jeszcze fizyki i chemii.

A co robisz dla siebie?

Bardzo dużo czytam – nadrabiam zaległości z wielu miesięcy, z czego się bardzo cieszę. Codziennie, albo prawie codziennie ćwiczę jogę, na co nie miałam tyle czasu wcześniej i więcej jeżdżę rowerem. To jest bardzo ciekawe, bo pandemia budzi we mnie niezwykle skrajne emocje – z jednej strony cieszę się z tego, jak życie zwolniło i wcale nie chcę wracać do wcześniejszego pędu, z drugiej jestem przerażona, bo nie wiem, czy poradzimy sobie finansowo, czy firma mojego męża to przetrwa, kiedy ja będę mogła wrócić do pracy w teatrze? A może będę musiała się przebranżowić?

Bardzo dziwny to czas, pokazuje jak mało możemy przewidzieć i zaplanować.

 

A jednak wielu z nas odnajduje plusy w tym, że wszystko zwolniło…

Dokładnie. Jest teraz dużo czasu na wspólne, rodzinne działania – angażuję więc moje dzieci do projektów artystycznych. Miałam pod koniec marca robić warsztaty dla dzieci w Ambasadzie Szwecji w Warszawie związane z 75 urodzinami Pippi Pończoszanki, warsztaty zostały odwołane, ale pojawił się pomysł, żeby stworzyć w zamian jakieś działanie online dla dzieci. I zrobiliśmy z Chłopcami teatrzyki o Pippi. Takie sobie tu wymyślamy atrakcje na czas izolacji.

A myślisz, że Teatr Online może być formą podtrzymania relacji ze sztuką?

Może być jej namiastką. Streamingi spektakli, kiedy teatry nie mogą działać pewnie są lepsze, niż brak teatru. Pytanie tylko o jakość techniczną prezentowanego materiału, bo to jest szalenie trudne zadanie, pokazać przedstawienie, które jest przygotowane na scenę, za pomocą kamery. Zwykłe rejestracje video są na dłuższą metę nudne, a to głównie taki materiał mają teatry. Mało, który teatr ma dobre nagrania swoich spektakli. Niektórzy zaczęli streamingować spektakle na żywo – taka sytuacja daje szansę pomyśleć, jak zagrać spektakl specjalnie dla kamery. W zasadzie powinien to być złoty czas dla Teatrów Telewizji, ale chyba nie jest i to nie ze względów artystycznych… Według mnie największą siłą Teatru jest bezpośredni kontakt widza z aktorem, ich wzajemna obecność – to jest niemożliwe online, niezależnie od tego, jak będziemy się starali.

Za czym tęsknisz w tym dziwnym czasie?

Tęsknię za krajem, w którym politycy nie zachowują się, jak rozwydrzone bachory, które cały czas zwracają naszą uwagę na siebie przez idiotyczne zachowania. Chciałabym, żeby sobie przypomnieli, że ich praca polega na służbie ludziom, a nie na narcystycznej prezentacji swojego widzimisię. Ta banda nie ułatwia życia podczas pandemii, a powinna. Tęsknię za poczuciem bezpieczeństwa.

A po drugie bardzo tęsknię za podróżami, które uwielbiam. Kiedy granice zostały zamknięte dostałam ataku klaustrofobii. Nie cierpię być nigdzie zamykana, nawet jeśli obszar zamknięcia jest tak duży, jak cała Polska.

I jeszcze trzecia rzecz: tęsknię za samotnością. W naszej domowej izolacji jest bardzo głośno i intensywnie.

Czy jest coś nowego, czego dowiedziałaś się o sobie właśnie teraz?

Że jestem już gotowa, żeby zamieszkać w środku lasu, daleko od miasta i ludzi. Niestety jeszcze przez jakiś czas nie będę mogła tego zrobić ze względu na moje dzieci, które potrzebują rówieśników i socjalizacji. I że z wielu rzeczy bardzo łatwo zrezygnować, chociaż wcześniej wydawało się to niemożliwe, albo bardzo trudne.

Czyli np. z czego?

Z pójścia do fryzjera – sama obcięłam sobie włosy, z wizyty u kosmetyczki, z robienia zakupów co 2 dni – okazuje się, że można to zaplanować i zrobić raz na tydzień lub nawet dłużej. Z jedzenia mięsa – nie zrezygnowałam całkowicie z jedzenia mięsa, ale jem go zdecydowanie mniej. Z takich rzeczy, które związane są z konsumpcją, w którą się szalenie zapędziliśmy. Tak dość przewrotnie okazuje się, że rzeczy, które mają ułatwiać nam życie, faktycznie je komplikują.

A Czy czas izolacji wypracował nowe rytuały?

Maciej, mój mąż odreagowuje stres gotowaniem. Zawsze lubił gotować i robi to świetnie, a teraz gotuje jeszcze więcej i jeszcze lepiej. W związku z tym mamy dużo pysznego jedzenia w domu. Jedzenie jest więc ważnym i bardzo przyjemnym rytuałem w czasie izolacji.

Zmienił się też plan dnia – inaczej układają się obowiązki. Od rana do wczesnego popołudnia w domu jest szkoła. Potem różnie – zależy co jest do zrobienia. Ale dzięki temu, że szkołę można zacząć później, niż przed pandemią, rano mam czas na jogę. Od jakiegoś czasu, chyba jeszcze przed pandemią, bardzo kultywuję weekend – staram się nie zajmować pracą. Teraz, w izolacji, jest to szalenie ważne – weekend jest czasem na przyjemności i relaks.

 

Co teraz czytasz i oglądasz?

Właśnie skończyłam oglądać „Kalifat” – serial szwedzkiej produkcji o nastolatkach, które uciekają ze Szwecji do Syrii, żeby zasilić szeregi ISIS. To bardzo dobry serial z ciekawymi zwrotami akcji, obnażający stereotypy – bardzo często młodzież, która postanawia dołączyć do ISIS pochodzi

z liberalnych rodzin, a nie, jak się powszechnie uważa z tradycyjnych i dogmatycznych. Ci młodzi ludzie nie widzą dla siebie przyszłości w Europie, czują, że są gorzej traktowani, mają mniejsze szanse i status obcego. Fundamentalizują się, bo szukają wartości, które ukonstytuują ich bycie w świecie i świata, który pozwoli im być kimś wartościowym.

A czytam „Zamek” Kafki, który wyłonił się dla mnie ponownie po latach, z rozmowy Petera Haffnera z Zygmuntem Baumanem w książce „Bauman. Czynić swojskie obcym.” Bauman potrafi inspirować nawet zza grobu.

Co będziesz robić jutro?

Czekają już na mnie sadzonki. Wracam, po 6 latach do hodowania warzyw. Uwielbiam to robić, a przez ostatnie maje, bo w maju najlepiej zasadzić warzywa, nie miałam na to czasu. Więc jutro łopaty i grabie.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

BIO

Julia Szmyt – reżyserka, aktorka, coach. Absolwentka Reżyserii w Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza w Warszawie, absolwentka Kulturoznawstwa na Uniwersytecie im. A. Mickiewicza w Poznaniu, absolwentka Podyplomowego Studium Coachingu w Laboratorium Psychoedukacji i w Wyższej Szkole Psychologii Społecznej w Warszawie. Dwukrotna stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Stypendystka Marszałka Województwa Wielkopolskiego. Jako aktorka i reżyserka realizuje przedsięwzięcia artystyczne z dziedziny teatru, happeningu i filmu skierowane do widzów dorosłych i dzieci.