Czytamy: Pierwsza zasada punka
Kiedy myślicie literatura plus punk, kto wyświetla wam się w głowach jako jedna z pierwszych osób? Sylwia Chutnik, prawda? Nic więc dziwnego, że gdy wydawnictwo Zielona Sowa zakupiło prawa do książki Celii C. Perez pod tytułem Pierwsza zasada punka, przetłumaczenie jej na język polski zaproponowało właśnie Sylwii. Nie dajcie się zwieść: chociaż bohaterką książki jest dwunastolatka, która zmienia szkołę naoddaloną o tysiące kilometrów od domu i ojca, jest to opowieść dla każdego – dotyczy bowiem czegoś istotnego dla każdego z nas: walki o własne poglądy i przeciwstawienia się głupim schematom. Do tego punk rock, meksykańskie jedzenie, Chicago, ziny i girl power.
Agata Napiórska: Pierwsza zasada punka to twoja pierwsza przetłumaczona książka. Wydaje mi się, że wydawnictwo trafiło idealnie: nie dość, że jak pomyśli się o punku w literaturze, od razu kojarzy się z twoją różową grzywką, ale też główna bohaterka książki, podobnie jak ty, lubi własnoręcznie wyklejać ziny. Jak doszło do tej współpracy?
Sylwia Chutnik: Przyznam, że początkowo wydawało mi się to dość ryzykownym pomysłem ze strony wydawnictwa. To, że znam język angielski, nie oznacza, że mogę tłumaczyć książki. Kiedy jednak zaczęłam czytać oryginalny tekst, zrozumiałam, że byłoby wręcz dziwne, gdybym to nie ja zajęła się jego tłumaczeniem. Odnalazłam się w treści tej książki. Nie tylko dlatego, że główna bohaterka to pankówa. Przypomniały mi się też emocje i to, co było dla mnie ważne, kiedy byłam w jej wieku. Jako nastolatka odkryłam punk rocka. W wieku 15 lat zaczęłam chodzić na koncerty. Zawsze odróżniałam się wyglądem, który był dla mnie częścią tożsamości. Wyklejałam również ziny. Zdarza mi się robić to do tej pory. Pomyślałam więc, że zaryzykuję, i wzięłam się do pracy.
AN: Co przychodzi ci łatwiej – pisanie czy tłumaczenie? Ze swojego doświadczenia wiem, że tłumaczenie wymaga większego skupienia, wydaje mi się też cholernie odpowiedzialnym zajęciem. Też tak masz?
SCh: Bardzo doceniam pracę tłumaczy i tłumaczek. Pierwsze dni pracy były dość ciężkie, ale potem pomyślałam sobie, że mogę wykorzystać swój warsztat pisarski i po prostu dać się ponieść tekstowi. Stanowiło on dla mnie dodatkowe wyzwanie ze względu na hiszpańskie wstawki – bohaterka, a właściwie jej mama, jest Hiszpanką. Poradziłam sobie jednak z tym, a praca, szczególnie na ostatnim etapie, wciągnęła mnie na tyle, że byłam w stanie pracować nawet 10 godzin dziennie. Oczywiście gdybym miała wybrać pisanie czy tłumaczenie, wolałabym to pierwsze. Lubię dać się ponieść historii i wymyślać. W tłumaczeniu to raczej niemożliwe.
AN: Czy chciałabyś coś jeszcze przełożyć, czy to jednorazowa przygoda?
SCh: To była raczej jednorazowa przygoda. Bardzo lubię swoją pracę, tak też było z tłumaczeniem. Nie sądzę jednak, aby mój temperament pisarki i chęć wymyślania historii dało się połączyć z tłumaczeniem. Jednak eksperymentu nie żałuję.
AN: A jak znalazłaś na to czas pośród swoich tysięcy zajęć? Piszesz, prowadzisz spotkania, działasz społecznie, recenzujesz książki…
SCh: Sama nie wiem. Jestem pracoholiczką. Robię to, co kocham, a ponadto cały czas coś nowego i miłego. Mam setki pomysłów i nie mam ochoty z nimi czekać na lepsze, spokojniejsze czasy. Życie dzieje się tutaj i teraz, dlatego też staram się realizować swoje zamierzenia. Jestem zdyscyplinowana i zorganizowana, może to pomaga, a może po prostu jestem w gorącej wodzie kąpana i zawsze chcę robić wszystko od razu.
AN: Przeczytałam Pierwszą zasadę punka z przyjemnością. Poza tym, że sporo w niej muzyki, książka porusza wiele problemów, z którymi borykają się nastolatki na całym świecie: rozwód rodziców, wyprowadzka do miejsca z dala od domu, zawieranie nowych znajomości, samotność… można by wymieniać i wymieniać. Komu szczególnie poleciłabyś tę książkę?
SCh: Kiedy czytałam ją jako osoba prawie czterdziestoletnia, całkowicie dałam się porwać historii dwunastolatki, czy raczej sentymentowi do czasów młodości. Chociaż książka adresowana jest do osób w wieku od 9 do 11 roku życia, mam wrażenie, że i dorośli znajdą coś dla siebie w tej historii. Nieraz warto przypomnieć sobie zdrowy silny bunt, który bierze się z głębi trzewi, a nie z naszego intelektu czy kalkulacji.
AN: Jak to było w twoich czasach? Jaką byłaś nastolatką?
SCh: To był początek lat dziewięćdziesiątych, kiedy zaczynał się grunge, a zatem obserwowaliśmy powrót piercingu, dziwnych ubiorów. Natomiast dla mnie był to dość ciężki czas. Na ulicach słyszałam niewybredne komentarze, miałam problemy w szkole. Nie byłam akceptowana jako punk. Z perspektywy czasu uważam, że było to dla mnie ważne doświadczenie – teraz niewiele obchodzi mnie hejt, bo byłam hejtowana before it was cool. Jednak absolutnie nie żałuję tego, kim byłam. Do tej pory mam swoje pamiętniki, wiersze, żenujące listy. To moja osobista historia, moje dziedzictwo. Lubię przypomnieć sobie, jak zaczynałam. Gdy patrzę na zdjęcia i widzę odrobinę zawstydzoną, ale zbuntowaną nastolatkę to mogę sobie co najwyżej dziękować i przybić piątkę. Pogratulować sobie, że to wszystko wytrzymałam.
AN: Jesteś też mamą już starszego nastolatka. Czy masz wrażenie, że dzisiejsi nastolatkowie mają podobne problemy jak my, kiedy byłyśmy w ich wieku?
SCh: Mój syn jest inny niż ja, słucha hip hopu. Ale nie ma potrzeby buntu, co nie znaczy, że jego pokolenie jest takie jak on. Mam wrażenie, że zwykle wartościujemy nasze doświadczenia. Nie chciałabym wyjść na starego pryka gadającego o tym, że kiedyś to były ideały, a teraz zostały na bruku. Współcześnie dzieciaki też mają wiele pracy. Z przyjemnością patrzę na strajk klimatyczny i młodych ludzi, którym chce się działać na rzecz Ziemi.
AN: Czy możemy zdradzić, jaka jest ta pierwsza zasada punka według Celii C. Perez. Zgadzasz się z nią?
SCh: Zdradzę zasadę, ale obiecajcie, że przeczytacie całą książkę! Otóż chodzi o to, aby być sobą. I choć jest to w obecnych czasach hasło dość skomercjalizowane, to ma ono głęboki sens. Bycie sobą rozumiem jako wewnętrzną wolność. Zawsze wiąże się ona z konsekwencjami. Musimy bowiem wiedzieć, że nie każdy będzie zachwycony naszą postawą. Mimo wszystko uważam, że warto zaryzykować – być totalnym dziwakiem w społeczeństwie. Właśnie na tym oparłam swoją tożsamość. I nie żałuję żadnej decyzji. Tej odwagi nauczył mnie właśnie punk rock.