Zwykłe Życie to magazyn o prostym życiu wśród ludzi, miejsc i rzeczy.

Był rok 1997, gdy Jacek zapragnął stabilizacji. Postawny Mazur, magister rekreacji ruchowej, chciał robić co kocha, więc wynajął i odremontował lokal o powierzchni niespełna dwustu metrów. To był początek „Sukcesu” – najdłużej działającej siłowni w poznańskiej dzielnicy Jeżyce.

Pierwszy Sukces

Gimnastyczna rzeczywistość Poznania końca lat dziewięćdziesiątych, znacząco różniła się od współczesnej. Poza miejskimi ośrodkami sportowymi, rekreacyjnie można było się poruszać w pojedynczych klubach fitness rozsianych w różnych częściach miasta. Domorośli kulturyści oraz body-builderzy skupiali się wokół lokalnych siłowni, znajdujących się najczęściej w piwnicach, bądź na tyłach zakładów przemysłowych. Środowisko ćwiczących było hermetyczne.

– Wtedy ludzie nie ćwiczyli tak jak dzisiaj. Przychodzili do mnie ciągle ci sami, głównie znajomi z okolicy i sąsiedzi. Ale właściciela lokalu to nie interesowało, chciał więcej pieniędzy – wspomina Jacek – na raz maksymalnie trzydzieści osób mogłem wpuścić, bo nie było miejsca. Gdy wchodziło więcej, to jeden drugiemu przeszkadzał. Chwilami było tak ciasno, że chłopaki się o siebie dupami ocierali, co nie wszystkim się podobało – śmieje się.

Cztery lata od rozpoczęcia działalności Jacek rozglądał się za innym miejscem. Znajomy z klubu taekwondo dał mu cynk, że dwa piętra nad nim znajduje się hala do wynajęcia. Warunki oraz przestrzeń okazały się dogodne, aby siłownia mogła się rozwijać. Dla „Sukcesu” zaczął się kolejny rozdział.

Drugi Sukces. Modena

W 1908 roku, pomiędzy ulicami Kraszewskiego, Jackowskiego i Wawrzyniaka powstał zespół koszar, w którym oprócz kwater i kasyna dla kadry oficerskiej, mieściły się Zakłady Umundurowania. W 1951 roku miejsce zostało upaństwowione i nazwane Poznańskimi Zakładami Przemysłu Odzieżowego im. Komuny Paryskiej. Szesnaście lat później zyskały przyrostek „Modena”. W ciągu blisko półwiecznej działalności, produkowano tam m. in., żołnierskie mundury, obuwie, bieliznę, waciaki, pokrowce na czołgi oraz damską konfekcję. Gdy w 2001 roku Jacek znosił tam swój sprzęt nie spodziewał się, że spędzi w Modenie następne dwanaście lat.

Pierwsza dekada nowego stulecia wybuchła strongmanami. Mariusz Pudzianowski prężył muskuły w prawie każdej reklamie, co napędzało Jackowi klientów, również spoza rodzimych Jeżyc. W 500-metrowej hali, obok tradycyjnych maszyn do ćwiczeń i sprzętu gimnastycznego, była sala z lustrami do lekcji tańca, aerobiku i fitnessu. Na ścianie Jacek namalował łaciński aforyzm „Mens sana in corpore sano”, czyli „w zdrowym ciele, zdrowy duch”. Wierzył, że sprawi, aby ludzie nie siedzieli w domu przed telewizorem na kanapach.

Cały czas coś się działo

Życie prywatne Jacka także nabierało rozpędu. Na siłowni poznał swoją trzecią i ostatnią – jak podkreśla – żonę, Katarzynę. Również tam wyprawili swoje wesele. Był nawet taki moment, gdy już jako państwo młodzi, po lekkim przemeblowaniu, zamieszkali w siłowni.

– Szatnie wywaliliśmy na dół, a my zajęliśmy pomieszczenie obok sali z lustrami. Zainstalowaliśmy małą kuchenkę gazową, wnieśliśmy normalne łóżko, telewizor, meble. Ciągle ktoś przychodził, ćwiczenia, imprezy i żadnych zmartwień. Dziesięć lat temu ulica żyła. Studenci balowali, krzyczeli, każdy ze swoją muzyką, przyjęcia na trzydzieści osób, wszyscy się składali na jedzenie i picie. Cały czas coś się działo. Było idealnie, ale wiedzieliśmy, że to nie będzie trwać wiecznie.

Miał rację. W połowie 2005 roku teren po Modenie wykupiła spółka TUP z Warszawy zajmująca się rewitalizacją. Projekt „Modena Park” zakładał, że obok odrestaurowanych, zabytkowych obiektów mieszkalnych powstanie duży teren zieleni. Kilka lat później TUP sprzedał projekt australijskiej grupie Opal Property Developments, która dokonywała kolejnych inwestycji i opracowywała nowe koncepty przebudowy kompleksu.

Trzeci Sukces. Poznańskie Zakłady Papiernicze

Pod koniec lata w 2012 roku, wszystkich najemców byłej ZPO poproszono do budynku administracji. Tam w obecności notariusza, każdemu wręczono list z wypowiedzeniem. Kilkanaście podmiotów gospodarczych, w tym siłownia Jacka, miała niespełna kwartał, aby się wynieść.

– Jeździliśmy, szukaliśmy, ale wszystko było albo za małe, albo za daleko. A my nie chcieliśmy do innej dzielnicy i zaczynać wszystkiego od zera. Tu był klimat i tu mieliśmy ludzi. Stanęło na budynku dawnych Poznańskich Zakładów Graficznych. Hala wyglądała na starszą niż Modena, klimat był ponury, ale nie straciliśmy klientów. Zamknąłem siłownię dosłownie na dwa dni, ponieważ tyle przenosiliśmy sprzęt. Ci sami ludzie, którzy machali żelazem w piątek, machali nim w poniedziałek, ale sto metrów dalej. Przez jakiś czas nawet nie było aż tak źle – wspomina.

Do 2016 roku stały poziom wiernych klientów pozwalał Jackowi i Kasi funkcjonować. Cios zadała dyrekcja zakładów, która stwierdziła, że podatek  od nieruchomości jest niewspółmiernie większy niż przychody z wynajmu hal, więc lepiej, żeby stały puste i nie generowały kosztów.

Miałem już, kurwa, dosyć. Robisz i oddajesz, robisz i oddajesz, byle tylko przetrwać. I tak w kółko – powiedział Jacek.

Jeszcze przed drugą eksmisją Jacek zachodził do Modeny. Trochę z tęsknoty, a trochę z ciekawości. Odkąd teren przejął syndyk, pojawiły się plotki, możliwości i nadzieje. Jacek zaryzykował jeszcze raz.

– Co mnie trzymało? Nie wiem, złość może. Pokazać, że się nie dam i się utrzymam. Jakbym sam zamknął to co innego, ale nie poddać się. Jak bym wygrał w totolotka to może bym o tym pomyślał, ale nie, że ktoś mnie wyrzuca i ja mam się wynosić – powiedział.

Życie od wiosny do wiosny, czyli zapach spalanego propanu

Zima 2019 roku. Modena trwa niewzruszona, ponieważ obiekt jest zabytkiem przemysłowym i nie można go zburzyć. Na teren byłego ZPO wróciło kilkoro najemców, a pośród nich siłownia „Sukces”.

– Już zaraz wiosna i będzie dobrze – powtarzał Jacek i włączył nagrzewnicę gazową. Gdy dmuchnęło ciepłe powietrze o zapachu spalanego propanu, kilku siłowników podniosło ręce w geście podziękowania. W środku było kilkanaście stopni, ale zdarzały się dni, gdy każdy widział własny oddech. I tak miało być, ponieważ nikt nie przyszedł tutaj na relaks. Filip, lokalna wschodząca gwiazda boksu, kończył trening interwałowy na bieżni. Gdy stanął w miejscu łapiąc oddech, parował, jakby za chwilę miał zapłonąć.

– W chwilach kryzysowych ich dogrzewamy, ale czasami zdarzało się, że nie dało rady na kiblu usiąść, bo tak szczypało z zimna – śmiała się Kasia.

Odkąd „Sukces” wrócił do Modeny, ogrzewanie nie jest głównym problemem Jacka. W ciągu ostatnich kilku lat w Polsce nastąpił wysyp sieci siłowni działających jak korporacje. Ćwiczenie i bycie fit stało się modne, a przede wszystkim dochodowe. Sieciówki z zagranicznym kapitałem jak „McFit” i „Fitness24Seven” przebiły cenę konkurencji o połowę, doprowadzając do upadku lokalne siłownie.

– Jak ludzie mają przychodzić, gdy gdzie indziej mają dwa razy taniej – pyta Jacek retorycznie – kiedyś przyjeżdżali do mnie nawet spod Poznania, ale zbudowali im pod nosem galerie z siłownią, to przecież nie będą marnować godziny na dojazd.

Na siłowni „Sukces” nie ma zajęć typu „Bodypump”, „Power cardio” czy „Zdrowy kręgosłup”. Obecni na sali nie robią relacji na Insta Story w odzieży active-wear. Znacznie łatwiej dostrzec skupione spojrzenia w przetartych dresach i trampkach. Rozmawiają, wymieniają się ćwiczeniami, jak trzeba asekurują, gdy ktoś leci na życiówkę.

– Najbardziej żałuję, że nie dopiąłem tego stowarzyszenia – żachnął się Jacek – miałem już wypełniony wniosek, ale cholera, jakoś zrezygnowałem. Jestem prywatną firmą i codzienne trzeba walczyć. Ciężko cokolwiek zaplanować, gdy nie wiesz co będzie w najbliższej przyszłości. Ale trudno. Póki co jest dobrze, a jak dociągniemy do dwudziestu pięciu lat, to zrobimy coś dużego – stwierdził.