Zwykłe Życie to magazyn o prostym życiu wśród ludzi, miejsc i rzeczy.

Chyba powinniśmy przeznaczyć w Zwykłym Życiu oddzielną rubrykę na opowiadanie o małych markach prowadzonych przez duety przyjaciółek. Jest ich sporo, co chyba udowadnia, że powiedzenie, iż nie powinno się łączyć przyjaźni i biznesu możemy uznać za mit. Dziś, przy okazji przygotowań do zbliżającego się Niech Żyje Papier! w Krakowie, przepytuję Kasię Kopacz, która w imieniu swoim i przyjaciółki-wspólniczki Marzeny Wawrzon opowiada mi o Mazzal. Jeśli uważnie śledzicie nasze media społecznościowe, powinniście kojarzyć ich pocieszne pieski i świnki, które trafiają na papier i tekstylia.

Marta Mach: Mazzal to duet, przedstawcie się proszę i opowiedzcie, jak to się stało, że zaczęliście wspólnie tworzyć.

Kasia Kopacz: Nazywamy się Marzena Wawrzon (Mazi) i Kasia Kopacz. Znamy się od pięciu lat Mazi jest architektką, ja (Kasia) ilustratorką. Najprościej mówiąc, śmieszą nas i wzruszają bardzo podobne rzeczy i to okazało się główną przyczyną powstania naszego duetu. Często pokazywałam Mazi swoje rysunki, zaczęłyśmy wspólnie kombinować jak można je wykorzystać.

MM: Jak dzielicie się obowiązkami?

KK: Mazi dodatkowo pracuje w zawodzie dlatego musimy zgrabnie dysponować czasem. Ja większość dnia spędzam przy biurku na rysowaniu. Wszystko robię ręcznie, po kilkanaście wersji jednej postaci. Mazi przejmuje te szkice, wychwytuje najlepsze i zajmuje się całą pracą na komputerze i przygotowaniem do druku.

MM: Zaczęło się od notesów, a skończyło na bluzach. opowiedzcie o początkach i rozwoju studia Mazzal.

KK: Wszystko zaczęło się dwa lata temu. Mojemu wujkowi umarł ukochany pies. Zrobiłam kilka ilustracji z tym kundelkiem i pokazałam je Mazi, która złożyła je w kalendarz. Ten tribute dla pieska bardzo szybko rozszedł się wśród znajomych, a po kilku miesiącach wysyłałyśmy nasze kalendarze do małego butiku w Tokio. Od początku byłyśmy otwarte na nowe pomysły i robimy różne rzeczy, od małych notesików po aranżacje wnętrz.

Mazzal na Instagramie

MM: Mazzal to produkty, ale również studio projektowe. Jak wygląda Wasza praca na codzień?

KK: Zdecydowanie nie działamy jak wzorcowa pracownia projektowa. Pracujemy bardzo intuicyjnie, mamy do siebie nawzajem zaufanie i akceptujemy dziwne pomysły. Wszystkie papierowe rzeczy składamy ręcznie, często przy tym wpadamy na nowe rozwiązania. Zwykle pracujemy wieczorami.

MM: Jak docieracie do swoich odbiorców?

KK: Słówko Mazzal oznacza „szczęście”. Mamy go dużo, bo marketing i zarządzanie to nie są nasze mocne strony, mimo to udało nam się zjednać skromną, ale bardzo fajną grupę odbiorców. Od początku bardziej przypominało to społeczną wymianę niż biznes. Główną rolę odegrali tu znajomi no i oczywiście Instagram.

MM: Jakie macie plany na rozwój i przyszłość?

KK: Marzy nam się lokal, który nie będzie tylko pracownią, ale miejscem w którym możemy pogadać z ludźmi i wyeksponować nasze rzeczy. Mamy poczucie, że to cały czas początek i jeszcze sporo musimy się nauczyć, ale to będzie bardzo fajna nauka.

Niech żyje papier!