Kultura: W połowie drogi
Jeszcze kilka lat temu nikt by nie przypuszczał, że sezon festiwalowy będziemy rozpoczynać w Białymstoku. W najbliższy weekend startuje kolejna edycja festiwalu Halfway. Nie możemy się już doczekać! Z tej okazji rozmawiamy z czwórką, z piątki duchów sprawczych całej sytuacji: Arturem Mrozowskim, Iloną Karpiuk, Gosią Kun oraz Sylwią Lubiniecką.
Mateusz Bzówka: Słowo „halfway” znaczy„w połowie drogi”, ale oznacza też kompromis. Jak ta nazwa ma się do festiwalu? Co się pod nią kryje?
Artur Mrozowski: W połowie drogi to doskonały punkt wyjścia by bez zbędnego napięcia kontynuować wędrówkę. W którąkolwiek stronę. Daje to nam więc niemal nieograniczone możliwości! Zawsze można zawrócić, ale można też pójść dalej. Dlatego na naszym festiwalu można spotkać artystów ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, ale także ze Skandynawii, Wysp Owczych, Argentyny, Grenlandii, Islandii, Białorusi czy Estonii.
Sylwia Lubiniecka: Dla mnie Halfway to połowa drogi miedzy pracą a pasją.
Gosia Kun: To na tyle elastyczna nazwa, że każdemu może przywodzić na myśl coś innego. Od oczywistych „geoskojarzeń” po spotkania światopoglądów czy gustów muzycznych. Dla mnie Halfway to jedyny taki czas, kiedy działam na najwyższych obrotach, a dusza ma swoje katharsis.
Ilona Karpiuk: Bycie w pół drogi to dość niejednoznaczny stan, który pozwala na wykonywanie różnych ruchów, pozostawiliśmy sobie więc tą twórczą furtkę jako klucz do myślenia i kreowania festiwalu.
MB: Kto stoi za jego organizacją?
AM: Halfway Festival to autorski pomysł, który udało się zrealizować dzięki temu, że od lat, od samego początku tworzy go ten sam zespół ludzi. Niewielki, liczący raptem kilka osób. Co ważne każdy i każda z nas wnosi coś swojego do festiwalu, ale jednocześnie gramy zespołowo i patrzymy w tym samym kierunku. Co prawda nie ma ludzi niezastąpionych, ale wiadomo że jedna wyciągnięta cegła może zapoczątkować poważny proces erozyjny, czyli na przykład zmiany w formule festiwalu, a mamy wrażenie, że właśnie formuła naszej imprezy jest jednym z jej atutów.
IK: To również mała grupa ludzi, która wierzy, że po pierwsze: kultura to pojemne słowo, aczkolwiek warto walczyć o jakość tego, co ludziom oferujemy; a po drugie, że jest mała grupa ludzi, która odnalazła się w ramach dużej instytucji i poczuła, że czasem warto o coś zawalczyć.
AM: Dokładnie. Bo właściwym, instytucjonalnym organizatorem festiwalu jest Opera i Filharmonia Podlaska Europejskie Centrum Sztuki. Prawdopodobnie jesteśmy jedyną operą na świecie, która organizuje tego typu festiwal. Jest to możliwe dzięki wsparciu i wyrozumiałości dyrektora Opery, który często głęboko wzdychając wspiera nasze czasami kosztowne działania. W końcu podstawowym statutowym działaniem opery jest zgoła inne koncertowanie.
GK: Trzeba też wspomnieć o wolontariuszach, bo ci są nieocenioną pomocą!
MB: Białystok robi się coraz fajniejszy i nie samą muzyką człowiek żyje. Co zobaczyć, gdzie pójść podczas kacowych festiwalowych poranków?
IK: Białystok ma przygotowanych kilka szlaków turystycznych, dających wyobrażenie o jego kulturze, a jest sporo do odkrywania. W sobotni poranek warto udać się w okolice? Supraśl jest blisko, to bardzo klimatyczne uzdrowisko, Białystok ma też swoją plażę i zalew na Dojlidach, czyli relaks na piachu blisko centrum. A w niedzielę warto udać się na nasz targ śniadaniowy.
SL: Zielone tereny Białegostoku to mus! Festiwalowa muzyka pięknie komponuje się z naturą.
GK: Tych miejsc jest bardzo dużo, zarówno jeśli chodzi o lokale, jak i parki, rezerwaty, czy Supraśl, który ma miano uzdrowiska, a to w przypadku kacowych poranków może okazać się zbawienne. Nie sposób wymienić wszystkich miejsc, ale służymy radą podczas festiwalu.
AM: Warto również wpaść na nasze panele dyskusyjne.
MB: Lineup obfituje w ciekawych wykonawców, ja od gimnazjum jestem fanem zespołu Low. Powiedzcie, czyjego koncertu absolutnie nie można opuścić? Macie jakiś swoich ulubionych?
IK: Każdy jest dla nas odkryciem, wiem, że niektórzy czekają na Low, ja też, na Villagers, na Orchestre Tout Puissant Marcel Duchamp XXL, wszystko to będzie szarpać nasze najdelikatniejsze struny. Ja czekam na każdy występ, również ten otwierający w wykonaniu Seasonal, naszego kolegi z białostockiego podwórka, ale wiem, że za gardło ściśnie mnie ostatni koncert w wykonaniu The Besnard Lakes.
GK: Moje doświadczenie z Halfway’em dowodzi, że często muzyka, która na słuchawkach brzmi po prostu dobrze, na żywo urzeka i kradnie serce. Domyślam się, że tak też będzie w tym roku, dlatego wyczekuję każdego koncertu tak samo.
AM: Halfway to kameralny festiwal. Co roku zapraszamy do Białegostoku mniej więcej tuzin wykonawców. Możemy więc sobie pozwolić na komfort zaproszenia tych, których lubimy, a nie tych którzy przyciągną „miliony”. Nie mamy nic przeciwko takim wykonawcom (bo są wśród nich także tacy, których cenimy), ale są inne festiwale, które z pewnością robią to lepiej od nas. Jeśli coś ogranicza nasze wybory to oczywiście budżet, ale może właśnie dlatego zapraszamy do Białegostoku tylko naszych ulubionych wykonawców. Kto wie, może gdybyśmy mieli inne gusta to musielibyśmy pomyśleć o rozbudowaniu Amfiteatru. Ale na razie przywiązani jesteśmy do naszej kameralnej koncepcji.
SL: No właśnie. Rozmawiając o tegorocznej edycji Halfway’a można mówić o najbardziej oczywistych punktach programu – Low czy Villagers. Ale przez ostatnie kilka lat, rokrocznie, potwierdzało się to, że nasze typy, headlinerzy, często ustępowali miejsca na rzecz innych znakomitych wykonawców. I tak kilka lat temu było na przykład z koncertem .K z Białorusi. Chłopak uwiódł publiczność swoją autentycznością, mocnym, prawdziwym brzmieniem. Nie pamiętam takich pokładów szczerości z żadnego z dotychczasowych koncertów. Tylko on. Jeden człowiek z gitarą.
MB: Wasz festiwal niejako otwiera sezon letnich festiwali. Wybieracie się na jakieś festiwale, oprócz Waszego?
AM: Ja, prawie jak co roku, wybieram się na Off Festival. I pewnie jesienią na Ars Cameralis. Czuję bliskie pokrewieństwo z tymi festiwalami.
IK: Nie bywam zasadniczo na dużych festiwalach, bo na ogół inne aktywności mi na to nie pozwalają, ale też niespecjalnie lubię duże koncerty, więc z ubolewaniem ale i pogodzeniem przegapię chociażby Fleet Foxes na Openerze. Ale nie jest to stan, z którym nie da się żyć. Halfway dostarcza adrenaliny na całe wakacje!
SL: Zgadzam się tutaj z Iloną. Halfway wyczerpuje moje festiwalowe aspiracje!