Ping pong do 6, czyli sześć pytań do… Małgorzaty Penkalli z Enchanted Hunters
Enchanted Hunters (Małgorzata Penkalla, Magdalena Gajdzica, Michał Biela i Mateusz Danek) – jeden z najciekawszych zespołów polskiej sceny muzycznej, po debiutanckiej płycie „Peoria”, wydanej w 2012 roku, szykuje się do wydania dłuuugo wyczekiwanego drugiego albumu. Marta Mach gra w ping ponga z Małgorzatą, oddelegowaną do rozgrywki jako reprezentantka grupy.
1. Co to takiego to senno-post-apokaliptyczne R’n’B, którym opisujecie swoją nadchodzącą płytę?
Wiele z naszych nowych piosenek to wolne numery, zagrane głównie na syntezatorach i bitmaszynie. Myślę, że są jednocześnie marzycielskie i mroczne. Trudno nie obserwować obecnej sytuacji społecznej i politycznej na świecie i nie odczuwać niepokoju – to siłą rzeczy przeniknęło do naszej muzyki. Postanowiłyśmy też z Magdą śpiewać po polsku – czuję, że mamy więcej do opowiedzenia, a polskie teksty mają dużą siłę rażenia.
2. Kiedy premiera nowego albumu i co robiliście w przerwie pomiędzy „Peorią”, waszym debiutem z 2012 roku?
Sporo rzeczy się od tego czasu wydarzyło. Wydałyśmy z Magdą epkę z piosenkami z „Małych stłuczek”, filmu, do którego skomponowałyśmy muzykę. Współpracowałyśmy z Michałem Bielą nad aranżem jego solowej płyty. Udzielałyśmy się gościnnie tu i tam – u Pictorial Candi, Oliviera Heima – naszych dobrych przyjaciół, z którymi czujemy muzyczne powinowactwo. Założyłam Alexis z Jankiem Młynarskim – ja gram na syntach, Janek na perkusji i robimy dość ekscytujące, mocno zanurzone w rapie rzeczy. W międzyczasie Magda przeprowadziła się do Warszawy i zabrałyśmy się za pracę nad nowym wydawnictwem.
Liczymy, że płyta ukaże się jeszcze w tym roku. Siedzimy nad materiałem, dopieszczamy szczegóły. Przed nami jeszcze trochę roboty, ale nie jest tak, że gonią nas jakieś kontrakty. Chcemy to po prostu zrobić dobrze.
3. Kim są wasi muzyczni idole?
Mam wrażenie, że trochę już wyrosłyśmy z etapu idoli. Słuchamy z mniejszym nabożeństwem, ale większym wyczuleniem na szczegóły, techniczne smaczki. Niemniej, ogromną inspiracją dla naszego zespołu był od zawsze Stereolab. Mieli najlepsze harmonie, wielowarstwowe wokale i ekstra brzmienie. Poza tym Prince, Michael Jackson i polski, genialny Księżyc. To zespół, który towarzyszy mi od wczesnej nastoletniości i czasem łapię się na tym, że coś niechcący od nich zrzynam. Powrót Księżyca na scenę to moja wymarzona reaktywacja.
4. Skąd czerpiecie inspirację i energię do tworzenia?
Z nudy, kontaktu z naturą, miłości, strachu. Energię bierzemy z samej przyjemności, jaką daje nam granie. Nie ma bardziej satysfakcjonującego momentu niż znalezienie współbrzmienia, które powoduje ciarki na plecach. Dla takich momentów to robimy.
Więcej info o koncercie w warszawskim SPATiFie znajdziesz tutaj! Dołącz do wydarzenia na FB!
5. Wolicie scenę czy czas spędzony w studiu?
Ani jedno, ani drugie. Najlepszy jest etap samego komponowania, wczesna praca nad aranżacją. Najmniej zobowiązań, najwięcej frajdy.
6. Co usłyszymy podczas sobotniego koncertu w warszawskim SPATiFie?
Same dobre piosenki.