Zwykłe Życie to magazyn o prostym życiu wśród ludzi, miejsc i rzeczy.

Ta nie­dzie­la jest wy­jąt­ko­wa, bo jest już trze­cią nie­dzie­lą pod­czas te­go dłu­gie­go week­en­du. Z Mo­ni­ką Po­wa­lisz, żo­li­bor­ską ul­tra­ską, spo­ty­kam się jed­nak w mo­im re­wi­rze, na war­szaw­skiej Sta­rej Ocho­cie. Ga­da­my o nie­dziel­nych przy­jem­no­ściach, pra­cy nad sce­na­riu­szem se­ria­lu „Bel­fer” i… o tym co wy­da­rzy się w naj­bliż­szej przy­szło­ści. Bez spo­ile­rów!

Jak spę­dza nie­dzie­lę Mo­ni­ka Po­wa­lisz? 

Strasz­nie bo­ję się nie­dziel. Od­kąd pa­mię­tam był to dla mnie dzień pe­łen nie­po­ko­ju: że za­raz po­nie­dzia­łek, że za­raz do szko­ły, że za­czy­na się ko­lej­ny ty­dzień i cze­ka­ją ko­lej­ne obo­wiąz­ki. Coś strasz­ne­go!

Da­lej tak masz? 

Nie wiem do­kład­nie kie­dy, ale ja­koś się te­go lę­ku z cza­sem po­zby­łam. Te­raz nie­dzie­la jest dla mnie ta­kim luk­su­so­wym dniem re­lak­su. Mam jed­ną, że­la­zną za­sa­dę: ni­g­dy nie pra­cu­ję w no­cy i w week­en­dy. I choć oczy­wi­ście cza­sa­mi zda­rza­ją się sy­tu­acje wy­jąt­ko­we, gdy rze­czy­wi­ście mu­szę po­sie­dzieć i po­pi­sać, to jed­nak nie­dzie­le spę­dzam zwy­kle na miej­skim włó­czę­go­stwie. Na przy­kład idę z mo­ją cór­ką do Za­chę­ty, bro­dzę w bło­cie na Olim­pii al­bo idę do par­ku na dłu­gi spa­cer, jem śnia­da­nie z przy­ja­ciół­mi w jed­nej z żo­li­bor­skich ka­wiar­ni, a cza­sa­mi po pro­stu le­czę ka­ca. I sprzą­tam. Ale le­ni­wie i po­wo­li, bo lu­bię to ro­bić. Sta­ram się, że­by mo­je nie­dzie­le mia­ły nie­zo­bo­wią­zu­ją­cy, ale jed­no­cze­śnie od­święt­ny cha­rak­ter. Ro­bię to, na co nie mia­łam cza­su przez ca­ły ty­dzień.

Mój sto­su­nek do ko­ścio­ła pod­su­mu­je aneg­do­ta z mo­ją cór­ką. Kie­dy po raz pierw­szy po­szły­śmy na plac za­baw mi­ja­jąc po dro­dze wspo­mnia­ny ko­ściół, za­py­ta­ła: „Ma­mo! Ja­ki ład­ny pa­łac! Czy tu miesz­ka Kap­ciu­szek?” Od­po­wie­dzia­łam: „Tak ko­cha­nie, tu miesz­ka Kap­ciu­szek.” Nie chcia­łam jej na tak wcze­snym eta­pie roz­wo­ju wy­pro­wa­dzać z błę­du.

Jesz­cze ni­g­dy mi się nie zda­rzy­ło, że­by ktoś z mo­ich roz­mów­ców po­wie­dział, że w nie­dzie­lę cho­dzi do ko­ścio­ła. 

I ode mnie też te­go nie usły­szysz. Ale lu­bię od­wie­dzać i zwie­dzać ko­ścio­ły. Sa­ma miesz­kam te­raz nie­opo­dal ko­ścio­ła pw. Sta­ni­sła­wa Kost­ki na Żo­li­bo­rzu i dzwo­ny tej świą­ty­ni nie­ubła­ga­nie przy­po­mi­na­ją mi o upły­wa­ją­cej nie­dzie­li. Oczy­wi­ście by­łam w tym ko­ście­le nie raz, ale nie pod­czas mszy.

My­ślę, że naj­le­piej mój sto­su­nek do ko­ścio­ła pod­su­mu­je aneg­do­ta z mo­ją cór­ką. Kie­dy po raz pierw­szy po­szły­śmy na plac za­baw mi­ja­jąc po dro­dze wspo­mnia­ny ko­ściół, za­py­ta­ła: „Ma­mo! Ja­ki ład­ny pa­łac! Czy tu miesz­ka Kap­ciu­szek?” Od­po­wie­dzia­łam: „Tak ko­cha­nie, tu miesz­ka Kap­ciu­szek.” Nie chcia­łam jej na tak wcze­snym eta­pie roz­wo­ju wy­pro­wa­dzać z błę­du.

Pięk­nie! To mo­że przejdź­my do „Bel­fra”… 

…nie, nie jest to pol­skie „Twin Pe­aks”!

Wia­do­mo, że nie! Ale są prze­cież po­do­bień­stwa!

W każ­dym se­ria­lu znaj­dziesz po­do­bień­stwa do ja­kie­goś in­ne­go. Nie da się uciec od ka­lek i po­rów­nań, tym bar­dziej dziś, kie­dy spi­ra­la se­ria­li jest dość moc­no na­krę­co­na, po­ziom wy­so­ki, a ocze­ki­wa­nia wi­dzów ro­sną. Mie­li­śmy z Ja­ku­bem Żul­czy­kiem (mo­im sce­na­riu­szo­wym part­ne­rem) pew­ne wąt­pli­wo­ści, czy za­czy­na­nie se­ria­lu od cia­ła mar­twej dziew­czy­ny nie jest „za bli­sko”, ale jak za­uwa­żył au­tor pew­nej re­cen­zji, zresz­tą za­ska­ku­ją­co po­chleb­nej: „Nie jest to Lau­ra Pal­mer”.

No, nie jest.  

Po­trze­ba przy­kle­ja­nia za­gra­nicz­nych ety­kie­tek do wszyst­kie­go, co pol­skie wy­ni­ka wy­łącz­nie z kom­plek­sów: to ta­ka pro­te­za, któ­ra po­zwa­la po­czuć się le­piej, pew­niej. My z Ku­bą ta­kich pro­tez zwy­czaj­nie nie po­trze­bu­je­my, bo Bel­fer jest sce­na­riu­szem ory­gi­nal­nym. W tej sy­tu­acji li­czą się oko­licz­no­ści i to, że są to pol­skie re­alia, pol­ska pro­win­cja. Nie si­li­li­śmy się na po­ka­zy­wa­nie świa­ta, któ­re­go nie ma, któ­re­go sa­mi nie zna­my.

Coś jest na rze­czy z tą pro­win­cją, że przy­cią­ga twór­ców. To po­cią­ga­ją­cy te­mat? 

Na­zwa miej­sco­wo­ści, w któ­rej i wo­kół któ­rej roz­gry­wa się ak­cja se­ria­lu – Do­bro­wi­ce, po­ja­wi­ła się na bar­dzo wcze­snym eta­pie pra­cy nad sce­na­riu­szem. Wy­my­śla­jąc ten świat, za­sta­na­wia­li­śmy się, jak ta­ka miej­sco­wość po­win­na wy­glą­dać, ja­ka po­win­na być? Do­bro­wi­ce są w ja­kiś spo­sób in­spi­ro­wa­ne na­szy­mi pry­wat­ny­mi do­świad­cze­nia­mi. Z Ku­bą ma­my od­mien­ne ży­cio­ry­sy, ale bar­dzo po­dob­ne prze­ży­cia. W za­sa­dzie do koń­ca li­ceum, do mo­men­tu wy­jaz­du na stu­dia obo­je miesz­ka­li­śmy na pro­win­cji. Ja w Pa­bia­ni­cach, na­to­miast Ku­ba po­cząt­ko­wo w Ni­dzi­cy, a póź­niej w Olsz­ty­nie. Mie­li­śmy więc do­bre za­ple­cze do te­go, aby stwo­rzyć ob­raz „ide­al­ne­go pro­win­cjo­nal­ne­go mia­stecz­ka” z cha­rak­te­ry­stycz­ny­mi po­sta­ci, za­cho­wa­nia­mi, ukła­da­mi i ukła­dzi­ka­mi, kon­szach­ta­mi oraz mniej lub bar­dziej szem­ra­ny­mi po­wią­za­nia­mi. Chcie­li­śmy że­by Do­bro­wi­ce by­ły peł­ne, że­by był tam ca­ły prze­krój spo­łecz­ny. I my­ślę, że fi­nal­nie ten efekt zo­stał przez nas osią­gnię­ty. Każ­dy Do­bro­wi­cza­nin i Do­bro­wi­czan­ka są moc­no osa­dze­ni w tym świe­cie. In­ny jest na­to­miast ty­tu­ło­wy Bel­fer. To przy­bysz, ob­cy, ale w ja­kiś po­kręt­ny spo­sób jed­nak z sa­mym mia­stecz­kiem po­wią­za­ny.

Nie wchodź­my jed­nak za bar­dzo w szcze­gó­ły fa­bu­ły i wróć­my do po­cząt­ku. Jak wy­glą­da­ła pra­ca nad sce­na­riu­szem? Mie­li­ście ta­ką ro­bo­czą ścia­nę z ma­pą my­śli, z ni­cią łą­czą­cą po­szcze­gól­ne po­sta­ci? To wi­zja tro­chę jak sce­na z fil­mu o de­tek­ty­wach al­bo o ma­nia­kal­nym prze­śla­dow­cy, ale wła­śnie tak wy­obra­żam so­bie pro­ces pi­sa­nia sce­na­riu­sza do ta­kie­go se­ria­lu jak Bel­fer. 

Nie, nie, nie. Nie mie­li­śmy nic ta­kie­go! Wy­glą­da­ło to bar­dziej pro­za­icz­nie – na po­cząt­ku spo­ty­ka­li­śmy się z Ku­bą w mo­jej kuch­ni na Żo­li­bo­rzu i bar­dzo su­mien­nie pra­co­wa­li­śmy nad fa­bu­łą. Przez rok. Sie­dzie­li­śmy wspól­nie nad ko­lej­ny­mi ele­men­ta­mi skła­do­wy­mi sce­na­riu­sza: naj­pierw nad tre­at­men­tem, czy­li szcze­gó­ło­wym opi­sem fa­bu­ły se­ria­lu oraz tzw. bi­blią po­sta­ci, gdzie wszy­scy bo­ha­te­ro­wie są szcze­gó­ło­wo opi­sa­ni – ta­kim se­ria­lo­wym who is who. A po­tem już nad pierw­szym od­cin­kiem. Nie by­ło ścia­ny, ta­bli­cy, ale by­ło du­żo ry­so­wa­nia. I przy oka­zji ku­pa do­brej za­ba­wy – na mar­gi­ne­sie wy­my­śla­li­śmy na przy­kład ty­tu­ły nie­ist­nie­ją­cych, ale bar­dzo złych ksią­żek w sty­lu: „Jo­wi­ta, cór­ka Wie­sła­wa“ (śmiech).

Jak spę­dza­ją swo­je nie­dzie­le Ol­ga Dren­da, Grze­gorz Pią­tek, Ku­ba Woj­tasz­czyk i in­ni roz­mów­cy Ma­te­usza Bzów­ki? Po­czy­taj so­bie już te­raz!

Sce­na­rzy­sta mu­si du­żo wie­dzieć i mu­si się na wie­lu rze­czach znać. Pra­wie na wszyst­kim. To pra­ca, któ­ra po­le­ga na nie­ustan­nym ri­ser­czu, na wiecz­nym zdo­by­wa­niu przy­dat­nej wie­dzy we wszel­kich moż­li­wych dzie­dzi­nach – ni­g­dy nie wia­do­mo, co oka­że się przy­dat­ne. Trze­ba zdo­by­wać spe­cja­li­stycz­ną wie­dzę z za­kre­su kry­mi­na­li­sty­ki, pschy­cho­lo­gii, tok­sy­ko­lo­gii, bo­ta­ni­ki, nie wy­łą­cza­jąc ga­stro­no­mii czy rze­tel­nej wie­dzy hi­sto­rycz­nej.

Co by­ło da­lej? 

Z pierw­szą wer­sją od­cin­ka po­szli­śmy do Wojt­ka Boc­ken­he­ima, pro­du­cen­ta wy­ko­naw­cze­go w TVN-ie, któ­re­go wcze­śniej zna­łam. Sce­na­riusz się spodo­bał, Woj­tek zo­stał na­szym pro­du­cen­tem i do­brym du­chem, któ­rym jest do dziś, a przy oka­zji i przy­ja­cie­lem, co nie jest bez zna­cze­nia dla na­szej współ­pra­cy. Po­tem do na­sze­go te­amu do­łą­czy­ła dwój­ka re­dak­to­rów – Do­mi­ni­ka Ka­miń­ska i Woj­tek Ze­mba­ty, a po­tem za­czę­ła się cięż­ka pra­ca (śmiech). Dra­bin­ko­wa­nie, czy­li nie­koń­czą­ce się dys­ku­sje, co się wy­da­rzy, ja­ka bę­dzie ko­lej­ność scen, któ­re wąt­ki wcho­dzą, i kie­dy po­ja­wia­ją się ko­lej­ne po­sta­ci. Kie­dy te ele­men­ty są już go­to­we, sia­da się nad ta­ką dra­bin­ką i pi­sze kon­kret­ne sce­ny dia­lo­go­we. Oczy­wi­ście w tzw. mię­dzy­cza­sie trze­ba zdo­by­wać spe­cja­li­stycz­ną wie­dzę z za­kre­su kry­mi­na­li­sty­ki, pschy­cho­lo­gii, tok­sy­ko­lo­gii, bo­ta­ni­ki, nie wy­łą­cza­jąc ga­stro­no­mii czy rze­tel­nej wie­dzy hi­sto­rycz­nej. Sce­na­rzy­sta mu­si du­żo wie­dzieć i mu­si się na wie­lu rze­czach znać. Pra­wie na wszyst­kim (śmiech). To pra­ca, któ­ra po­le­ga na nie­ustan­nym ri­ser­czu, na wiecz­nym zdo­by­wa­niu przy­dat­nej wie­dzy we wszel­kich moż­li­wych dzie­dzi­nach – ni­g­dy nie wia­do­mo, co oka­że się przy­dat­ne.

I to do­świad­cze­nie pra­cy nad „Bel­frem“ by­ło nie­sa­mo­wi­te, bo w trak­cie tych spo­tkań, od­kry­łam że nie ma nic przy­jem­niej­sze­go niż pra­ca w zgra­nym ze­spo­le, w któ­rym każ­dy się wspie­ra i każ­dy, ab­so­lut­nie każ­dy, gra do tej sa­mej bram­ki, a wszyst­kim ra­zem za­le­ży na jak naj­lep­szym efek­cie. Po­tem, kie­dy już sce­na­riusz był skoń­czo­ny, roz­po­czął się ko­lej­ny etap – tak zwa­ne­go script do­cto­rin­gu, czy­li pro­ce­su, kie­dy moż­na po­pra­wiać, do­sko­na­lić, cy­ze­lo­wać, ale i skra­cać sam sce­na­riusz, pra­cu­jąc nad ostat­nim dra­ftem czy­li tak zwa­nym dra­ftem pro­duk­cyj­nym. Osta­tecz­nie, pra­ca nad sce­na­riu­szem – od kon­cep­cji do fi­nal­ne­go efek­tu, trwa­ła pra­wie czte­ry la­ta. Na szczę­ście z prze­rwa­mi! (śmiech). Ale fak­tem jest, że „Bel­fer“ to mo­je pierw­sze dziec­ko – dru­gie, to praw­dzi­we uro­dzi­ło się w trak­cie prac.

Bel­fer to wa­sze wspól­ne dziec­ko – Two­je i Ku­by. Ile jest w Bel­frze Po­wa­lisz, a ile Żul­czy­ka? 

Fi­fty, fi­fty! Zde­cy­do­wa­nie! Mie­li­śmy dra­bin­kę z roz­pi­sa­ny­mi sce­na­mi, któ­rych by­ło oko­ło pięć­dzie­się­ciu i umó­wi­li­śmy się z Ku­bą, że ja bio­rę pa­rzy­ste, a on nie­pa­rzy­ste, al­bo od­wrot­nie. Nie by­ło ta­kiej sy­tu­acji, że Ku­ba pi­sał tyl­ko ostre sce­ny z ban­dzio­ra­mi, a ja te oby­cza­jo­we. To był to­tal­nie ran­do­mo­wy po­dział, w związ­ku z czym mu­sie­li­śmy się na­uczyć ję­zy­ka wszyst­kich po­sta­ci i my­ślę, że to do­brze zro­bi­ło spój­no­ści sa­mej hi­sto­rii.

Ja­ko po­my­sło­daw­cy i au­to­rzy sce­na­riu­sza mie­li­ście ja­kiś wpływ na sa­mą pro­duk­cję?

W bran­ży fil­mo­wej mó­wi się, że ro­la sce­na­rzy­sty koń­czy się w mo­men­cie, kie­dy na pla­nie pa­da pierw­szy klaps. Na przy­kład ob­sa­da to już nie na­sze kom­pe­ten­cje, choć oczy­wi­ście każ­dy z nas miał ja­kieś swo­je pry­wat­ne „wi­dzi­mi­sie”. Część osób, któ­ra gra w Bel­frze to moi ko­le­dzy z Aka­de­mii Te­atral­nej, na przy­kład Łu­kasz Sim­lat, czy Ka­sia Kwiat­kow­ska. Uwa­żam, że ca­sting do Bel­fra to wy­traw­na i pro­fe­sjo­nal­na ro­bo­ta pa­ni Mag­dy Szwarc­bart. Czy Ma­ciek Stuhr ja­ko Bel­fer nie jest po pro­stu fan­ta­stycz­ny? Nie­oczy­wi­sty? Nie­tu­zin­ko­wy? I ja­ko ak­tor, i ja­ko kre­owa­na przez nie­go po­stać? Cie­szę się z tych wy­bo­rów, cho­ciaż­by z Grze­go­rza Da­mięc­kie­go, któ­re­go znam od lat, a któ­ry jest mo­im są­sia­dem z Żo­li­bo­rza. Kie­dy trwa­ły zdję­cia, a my spo­ty­ka­li­śmy się mi­ja­jąc na spa­ce­rach, gro­ził mi pal­cem i mó­wił: „Oj Mo­ni­ka, ty to mi na­pi­sa­łaś!“. Ce­nię cho­ciaż­by Alek­san­drę Po­pław­ską i Ro­ber­ta Go­ne­rę (se­ria­lo­wi ro­dzi­ce de­nat­ki), któ­rych bar­dzo lu­bię oglą­dać na ekra­nie. Osob­nym te­ma­tem jest oczy­wi­ście ca­ła, fan­ta­stycz­na ob­sa­da po­li­cyj­na, z mo­im fa­wo­ry­tem – aspi­ran­tem Pa­piń­skim na cze­le, w któ­re­go wcie­lił się Piotr Gło­wac­ki. Nie zna­li­śmy w za­sa­dzie tyl­ko mło­dej czę­ści ob­sa­dy.

A ta jest za­ska­ku­ją­co do­bra!

Na szczę­ście! Za ty­mi na­szy­mi pa­pie­ro­wy­mi po­sta­cia­mi po­szedł bar­dzo faj­ny, za­kro­jo­ny na sze­ro­ką ska­lę ca­sting i ta mło­dzież nie jest uda­wa­na. W za­sa­dzie wszy­scy oprócz se­ria­lo­we­go Mać­ka Dą­bro­wy czy­li Józ­ka Paw­łow­skie­go, któ­re­go moż­na ko­ja­rzyć z Mia­sta 44, to ak­to­rzy w trak­cie szko­ły lub tuż po niej.

Wy nie mie­li­ście wpły­wu na pro­duk­cję, a czy pro­du­cent wy­ko­naw­czy, czy­li TVN miał ja­kieś swo­je su­ge­stie i uwa­gi co do sce­na­riu­sza? 

Spo­tka­ło nas nie­sa­mo­wi­te szczę­ście, bo mie­li­śmy z Ku­bą oka­zję na­pi­sać ory­gi­nal­ny sce­na­riusz do któ­re­go nikt, ab­so­lut­nie nikt się nam nie wtrą­cał. Cen­zu­ra nie spo­tka­ła nas na żad­nym eta­pie pra­cy! Mie­li­śmy pod tym wzglę­dem nie­wy­obra­żal­ny kom­fort pi­sa­nia, a z do­świad­cze­nia wiem, że to nie zda­rza się zbyt czę­sto. Je­dy­ne dys­ku­sje do­ty­czą­ce fa­bu­ły, od­by­wa­ły się w gro­nie za to od­po­wie­dzial­nym: wśród sce­na­rzy­stów, re­dak­to­rów i pro­du­cen­ta wy­ko­naw­cze­go, któ­ry, co też nie jest oczy­wi­ste, był obec­ny z ra­mie­nia TVN-u od sa­me­go po­cząt­ku prac nad sce­na­riu­szem. Każ­de­mu sce­na­rzy­ście ży­czę ta­kie­go te­amu i każ­de­mu ży­czę ta­kiej współ­pra­cy!

Kie­dy w koń­cu wy­bi­ła wła­ści­wa go­dzi­na, go­to­wy sce­na­riusz tra­fił w rę­ce Łu­ka­sza Pal­kow­skie­go, któ­ry od ra­zu roz­po­czął pra­cę z ak­to­ra­mi, a nie jak to się czę­sto zda­rza, od prze­pi­sy­wa­nia sce­na­riu­sza. Dla­te­go 95% z te­go, co zo­sta­ło przez nas na­pi­sa­ne wi­dzi­my te­raz na ekra­nie. Nie by­ło ta­kiej sy­tu­acji, że ktoś zmie­niał ja­kieś po­je­dyn­cze zda­nia, prze­pi­sy­wał kwe­stie dia­lo­go­we swo­jej po­sta­ci, czy wy­rzu­cał ca­łe wąt­ki. I tak to wła­śnie po­win­no wy­glą­dać!

Lu­dzie nie zda­ją so­bie spra­wy z te­go, jak wy­glą­da sy­tu­acja te­atru ja­ko in­sty­tu­cji w Pol­sce. A ta, po 1989 ro­ku nie prze­szła żad­nej po­rząd­nej re­for­my. Sys­tem, w któ­rym tkwi tzw. te­atr re­per­tu­aro­wy w na­szym kra­ju jest kom­plet­nie nie­wy­dol­ny i kom­plet­nie się nie spraw­dza w dzi­siej­szej rze­czy­wi­sto­ści, co po­wo­du­je ogrom­ną i na­ra­sta­ją­cą fru­stra­cję ca­łe­go śro­do­wi­ska.

„Bel­fer” ma moc­ną, uży­ję tu te­go sło­wa, cho­ciaż nie do koń­ca mi tu­taj pa­su­je: kon­ku­ren­cję, je­śli cho­dzi o je­sien­ną ra­mów­kę w pol­skiej te­le­wi­zji. Mam na my­śli Ar­ty­stów.  

Nie wiem czy wiesz, ale mo­ja dro­ga do se­ria­lu pro­wa­dzi wła­śnie od te­atru, więc ta te­ma­ty­ka jest mi bar­dzo bli­ska. Wi­dzia­łam oczy­wi­ście wszyst­kie od­cin­ki Ar­ty­stów. To se­rial bar­dzo „za­wo­do­wy“ – szcze­gól­nie waż­ny dla osób zna­ją­cych to śro­do­wi­sko. Czy­tam te wszyst­kie żar­ty i ga­gi na zu­peł­nie in­nym po­zio­mie, niż widz spo­za te­atru, bo wiem, kto się kry­je za kon­kret­ny­mi po­sta­cia­mi. Są tam świet­ne smacz­ki dla tych, któ­rzy wie­dzą w ja­kiej sy­tu­acji jest obec­nie te­atr w Pol­sce. Bar­dzo do­brze, że ta­ki se­rial jak Ar­ty­ści po­wstał: te do­pro­wa­dzo­ne nie­kie­dy do ab­sur­du sy­tu­acje, czy­li wal­ka mię­dzy te­atrem a mia­stem, sieć za­leż­no­ści, de­cy­zji i wpły­wów do­sko­na­le uka­zu­ją to, co się te­raz dzie­je po­za sce­ną. Lu­dzie, pu­blicz­ność, po­dat­ni­cy nie zda­ją so­bie spra­wy z te­go, jak wy­glą­da sy­tu­acja te­atru ja­ko in­sty­tu­cji w Pol­sce. A ta, po 1989 ro­ku nie prze­szła żad­nej po­rząd­nej re­for­my. Sys­tem, w któ­rym tkwi tzw. te­atr re­per­tu­aro­wy w na­szym kra­ju jest kom­plet­nie nie­wy­dol­ny i kom­plet­nie się nie spraw­dza w dzi­siej­szej rze­czy­wi­sto­ści, co po­wo­du­je ogrom­ną i na­ra­sta­ją­cą fru­stra­cję ca­łe­go śro­do­wi­ska. Mia­łam oka­zję pra­co­wać w te­atrach pań­stwo­wych i my­ślę, że jest to do­świad­cze­nie, któ­re mo­że sku­tecz­nie do te­atru znie­chę­cić. Mnie wy­koń­czy­ło.

Na­to­miast, czy to kon­ku­ren­cja do „Bel­fra“? Wy­da­je mi się, że nie moż­na tu­taj po­rów­ny­wać tych dwóch se­ria­li – to są zu­peł­nie in­ne ga­tun­ki, zu­peł­nie in­ne hi­sto­rie i zu­peł­nie in­ne rze­czy­wi­sto­ści, ale o tym już roz­ma­wia­li­śmy.

Już 25 li­sto­pa­da otwar­cie w ga­le­rii Lo­kal_30 wy­sta­wy "pa­pier-ka­mień-no­ży­ce", nad któ­rą Mo­ni­ka pra­cu­je wspól­nie z Ma­te­uszem Szczy­piń­skim. Po­le­ca­my!

A oglą­dasz in­ne se­ria­le? 

Oczy­wi­ście, ale nie je­stem ja­kąś se­ria­lo­ma­niacz­ką, któ­ra wie w ja­kim gar­ni­tu­rze prze­cha­dzał się Don Dra­per w czwar­tym se­zo­nie Mad­Ma­nów, za to Mło­dy Pa­pież (ech, roz­ma­rzy­łam się, oczy­wi­ście nad sce­na­riu­szem…). A tak na se­rio: ostat­nio wra­cam do fil­mów An­drze­ja Waj­dy. Mia­łam ja­kiś czas te­mu noc z Brze­zi­ną i Zie­mią Obie­ca­ną.

To nie­sa­mo­wi­te, w ja­ki spo­sób zo­sta­ły w tych fil­mach po­ka­za­ne sce­ny sek­su! Szcze­gól­nie w wy­ko­na­niu Da­nie­la Ol­brych­skie­go. Są peł­ne po­żą­da­nia i mę­skiej ener­gii sek­su­al­nej, któ­ra do­słow­nie le­je się ku­bła­mi z ekra­nu, a któ­ra obec­nie, i to w rze­czy­wi­sto­ści, a nie fil­mo­wej wy­cie­ka ja­kąś za­ni­ka­ją­cą, bla­dą struż­ką. Py­tam więc: gdzie ci męż­czyź­ni z Zie­mi Obie­ca­nej?!

Na to py­ta­nie nie­ste­ty nie znam od­po­wie­dzi. Nad czym te­raz pra­cu­jesz?

Wy­obraź so­bie, że wła­śnie pi­szę książ­kę! Bę­dzie no­sić ty­tuł: „Ósme cia­ło” i uka­że się na­kła­dem wy­daw­nic­twa Świat Książ­ki już w przy­szłym ro­ku.

Wspa­nia­ła in­for­ma­cja! Co to bę­dzie?

Po­wieść kry­mi­nal­na, któ­rej ak­cja roz­gry­wa się w Le­sie Ry­dzyń­skim. Bo­ha­te­rem jest le­śni­czy, któ­ry pew­ne­go wio­sen­ne­go dnia znaj­du­je w le­sie cia­ło mło­dej, za­mor­do­wa­nej dziew­czy­ny.

Dla­cze­go więc „Ósme cia­ło”? 

Ósme dla­te­go, że jest to ósme cia­ło, któ­re le­śni­czy wi­dział pod­czas swo­jej le­śnej ka­rie­ry. Nie wiem, czy wiesz, ale każ­dy le­śni­czy (a wiem to z au­top­sji, bo za­rów­no ma­ma, ja­ki i ta­ta by­li le­śni­ka­mi) ma obo­wią­zek to­wa­rzy­szyć in­nym służ­bom w róż­nych sy­tu­acjach, któ­re mia­ły miej­sce na je­go te­re­nie. Wszyst­ko to, co roz­gry­wa się na te­re­nie la­su, mu­si być pod kon­tro­lą le­śni­cze­go i od­by­wać się w je­go obec­no­ści. Cza­sem są to rze­czy­wi­ście do­syć nie­przy­jem­ne zda­rze­nia. Mój oj­ciec brał udział w eks­hu­ma­cjach nie­miec­kich żoł­nie­rzy z cza­sów pierw­szej woj­ny świa­to­wej, czy w oglę­dzi­nach ciał sa­mo­bój­ców. Ta­ka pra­ca. A ja to te­raz bez­względ­nie wy­ko­rzy­stam (śmiech).

Sły­sza­łem też, że pra­cu­jesz nad wy­sta­wą. Opo­wiesz coś o niej? 

Wspól­nie z Ma­te­uszem Szczy­piń­skim i Agniesz­ką Ray­za­cher z Lo­ka­lu­_30 pra­cu­je­my nad wy­sta­wą „Pa­pier-ka­mień-no­ży­ce“ – ja po­ka­żę swo­ją ko­lek­cję pa­pie­ro­wych efe­me­rów (od pa­pie­rów pa­ko­wych po za­pał­cza­ne ety­kie­ty), a Ma­te­usz swo­je naj­now­sze pra­ce – bę­dzie to zde­rze­nie i opo­wieść o wspól­nej ob­se­sji, ja­ką jest dla nas pa­pier. Wer­ni­saż już 25 li­sto­pa­da!

I ostat­nie py­ta­nie: Kto za­bił Aś­kę?

Ha, ha! Te­go wi­dzo­wie do­wie­dzą się do­pie­ro w ostat­nim od­cin­ku!

Cho­le­ra, my­śla­łem, że we­zmę Cię z za­sko­cze­nia!

No co ty! Co­dzien­nie kil­ka osób za­da­je mi to py­ta­nie!