Tekst i zdjęcia: Ewelina Klećkowska 

Moja kolekcja cudów wianków w znacznej części powstaje dzięki przyjaciołom, którzy doskonale wiedzą, że coś wygrzebanego na pchlim targu to najlepszy dla mnie prezent. Jestem taką trochę maniaczką bazarków. Szczególnie jednego w mojej okolicy – ochockiego bazarku na Banacha, który odwiedzam regularnie. Gdy przejdę przez mój ulubiony secondhand pod chmurką, minę labirynt budek z chińszczyzną i „wszystkim po 5 zł”, trafiam do małej części na samym końcu, gdzie można znaleźć prawdziwe skarby. I chociaż zdarza mi się kupić coś przez internet, lub w sklepie ze starociami, to wracam na ten bazarek już od prawie 10 lat, bo prawdziwą przyjemnością jest znaleźć coś ładnego tam, gdzie się tego nie spodziewasz.

1. Miedzioryt z lamą oraz akwaforta z lochą, kotem i orłem ilustrująca bajkę Jeana de La Fontaine’a to prezenty od przyjaciółki Ani, która wyszukała je na pchlim targu w Paryżu. Ania jest konserwatorką dzieł sztuki – zajmuje się papierem, więc grafiki dostałam pięknie odnowione! A było co z nimi robić, bo zostały powyrywane z książek.

2. Ten piękny wazon projektu Zbigniewa Horbowego znalazłam na bazarku Banacha. Nie kupiłam go od razu, ale przez następne kilka dni nie mogłam przestać o nim myśleć. Tak się na niego napaliłam, że prawie biegłam, żeby sprawdzić, czy jeszcze jest. Zapłaciłam za niego 20 złotych.

3. Wańka-wstańka to moja miłość od pierwszego wejrzenia, choć trochę się jej boję przez to spojrzenie i dźwięk, który wydaje, gdy się gibie. Jest nowa, kupiona w Galerii Starych Zabawek w Gdańsku, ale jak powiedział pan sprzedawca, jest wnuczką tej produkowanej w PRLu.

4. Mała komoda i gramofon to zdobycze z allegro, obie kosztowały po 300 zł. Gramofon firmy UNITRA, produkowany niegdyś w ZSRR, w latach 70. i 80., działa i motywuje do zbierania winyli, a w komodzie podobają mi się detale – metalowe wykończenie nóżek, uchwyty i dekoracja w postaci drobnych pasów w innym odcieniu okleiny.