Zwykłe Życie to magazyn o prostym życiu wśród ludzi, miejsc i rzeczy.

1

Tekst i zdję­cia: Aga Po­znań­ska / isaw­pic­tu­res.com 

Do­pi­jam sok mar­chew­ko­wy w oknie ka­wiar­ni ob­ser­wu­jąc mo­ją uli­cę na pół­no­cy Lon­dy­nu. Po Gre­en La­nes jeż­dżą czer­wo­ne dwu­pię­tro­we au­to­bu­sy. Wła­śnie je­den mnie mi­nął. Wi­dzę jak są­siad ro­lu­je pa­pie­ro­sa przy sto­li­ku na ze­wnątrz. Ja za­cią­gam się dziel­ni­cą.

Gre­en La­nes to jed­na z naj­dłuż­szych ulic w Lon­dy­nie. Jej wy­ci­nek mię­dzy dwo­ma sta­cja­mi me­tra stał się mo­im do­mem. Miesz­kam na trze­cim pię­trze, co wie­czór kła­dę się po pra­wej stro­nie te­go sa­me­go łóż­ka. W jed­nym skle­pie od lat ku­pu­ję wa­rzy­wa i owo­ce, cza­sem pró­bu­ję tych co nie znam, ani z na­zwy, ani z ko­lo­ru. Mam do wy­bo­ru trzy ka­wiar­nie, w każ­dej ka­wa sma­ku­je ina­czej. Znam na­zwy przy­stan­ków, po­zna­ją mnie w lo­kal­nych skle­pach.

2

3

Mó­wi się, że to uli­ca wy­rwa­na ro­dem z Istam­bu­łu. Tu­rec­kie re­stau­ra­cje, przed któ­ry­mi kłę­bią się tłu­my z ca­łe­go Lon­dy­nu roz­sła­wi­ły dziel­ni­cę. Sa­lo­ny fry­zjer­skie wy­peł­nio­ne są męż­czy­zna­mi z go­rą­cy­mi śnież­no­bia­ły­mi ręcz­ni­ka­mi na świe­żo ostrzy­żo­nych twa­rzach; są też ta­kie, gdzie w week­en­dy wie­lo­po­ko­le­nio­wy tłum ko­biet w suk­niach z ce­ki­na­mi przy­go­to­wy­wu­je się na ro­dzin­ną uro­czy­stość. W oknach tu­rec­kich ka­wiar­nii sie­dzą ko­bie­ty z chu­s­ta­mi na gło­wie, wy­sta­wio­ne na po­kaz wy­pie­ka­ją gözle­me – tra­dy­cyj­ne tu­rec­kie plac­ki z far­szem – na bla­sza­nych pie­cach. Mo­je ulu­bio­ne to te z fe­tą i szpi­na­kiem, to ni­mi pach­nie na­sza uli­ca.

Pół­przy­mknię­te drzwi do klu­bu dla eme­ry­to­wa­nych męż­czyzn po­zwa­la­ją mi doj­rzeć od­cień po­żół­kłej ta­pe­ty. Krze­sła, każ­de in­ne, do­sta­wio­ne są do sto­łów z sza­cha­mi, do­mi­nem, kar­ta­mi…Te­le­wi­zor rzu­ca cień na ścia­nę, at­mos­fe­ra jest ra­do­sna, mi­mo, że po­miesz­cze­nie wy­glą­da jak sa­lon sprzed pa­ru­dzie­się­ciu lat.

4

5

Kie­dy się tu wpro­wa­dzi­li­śmy po­nad 3 la­ta te­mu dziel­ni­ca by­ła in­na. Im le­piej po­zna­wa­li­śmy Lon­dyn, tym bar­dziej ona się zmie­nia­ła. Mię­dzy tu­rec­ki­mi re­stau­ra­cja­mi za­czę­ły otwie­rać się knaj­py z lo­kal­nie wa­rzo­nym pi­wem, na­wet pol­ska re­stau­ra­cja. Hip­ster­ski sklep ze zdro­wą żyw­no­ścią, ka­wiar­nie ser­wu­ją­ce or­ga­nicz­ne cia­sta. Sze­re­go­we dom­ki zo­sta­ły od­ma­lo­wa­ne. Prze­strzeń na sa­mo­cho­dy zma­la­ła, są­siad ufun­do­wał do­ni­ce z kwia­ta­mi, któ­re roz­sta­wił na uli­cy.

7

8

9

Wy­cho­dzę z ka­wiar­ni. Przy przy­stan­ku cze­ka grup­ka mu­zy­ków, po licz­bie gra­tów wi­dać, że ja­dą grać. Mi­jam zna­jo­me twa­rze, mi­mo, że każ­dy z in­nej baj­ki, wszy­scy wró­ci­my do do­mu na Gre­en La­nes.