Zwykłe Życie to magazyn o prostym życiu wśród ludzi, miejsc i rzeczy.

noon mały

Tekst: Ka­sia Wój­cik
Zdję­cie: Max Zie­liń­ski
Wy­wiad uka­zał się w 8. nu­me­rze ma­ga­zy­nu Zwy­kłe Ży­cie 

Piotr (Hat­ti Vat­ti) i Mi­ko­łaj (NO­ON) to wy­trwa­li roz­mów­cy. Pod­czas dłu­gie­go wy­wia­du roz­ma­wia­li­śmy o pol­skich przy­wa­rach, po­zy­tyw­nym próż­niac­twie oraz o wy­da­nej nie­daw­no wspól­nej pły­cie, bo prze­cież z jej po­wo­du się spo­tka­li­śmy. Al­bum HV/NO­ON to krą­żek, któ­ry wy­my­ka się wszel­kim de­fi­ni­cjom. Cho­ciaż do współ­pra­cy za­pro­si­li głów­nie mu­zy­ków ze śro­do­wi­ska hip-ho­po­we­go, wło­że­nie go do jed­nej szu­flad­ki z tym ga­tun­kiem mu­zycz­nym by­ło­by po­mył­ką. Za to obec­ność ra­pe­rów po­zwa­la po­dejść do roz­mo­wy ina­czej. Ra­zem z Pio­trem i Mi­ko­ła­jem za­sta­na­wia­li­śmy się nad zna­cze­niem nie­któ­rych słów, któ­re usły­szy­cie na pły­cie.

I mógł­bym być gdzie­kol­wiek, ale wo­lę być tu

Ka­sia Wój­cik: Wy też wo­li­cie być „tu”? Obo­je po­miesz­ki­wa­li­ście za gra­ni­cą, ale osta­tecz­nie ży­je­cie i two­rzy­cie w Pol­sce.

Mi­ko­łaj: Ja te­go tek­stu nie od­bie­ram geo­gra­ficz­nie, w kon­tek­ście Pol­ski. Na­wet nie przy­szło mi to do gło­wy, ale je­że­li już o tym roz­ma­wia­my, to Cie­chow­ski na­pi­sał pio­sen­kę Nie py­taj mnie o Pol­skę. Pol­ska to fak­tycz­nie bar­dzo in­spi­ru­ją­ce miej­sce, ale ra­czej nie­przy­ja­zne i nie­zbyt ła­twe do ży­cia. Tak na­praw­dę naj­bar­dziej za­le­ży mi na tym, że­by mieć wa­run­ki do pra­cy i two­rze­nia. To jest dla mnie waż­ne i Pol­ska ten wy­móg speł­nia. Za każ­dym ra­zem, kie­dy je­stem w in­nym kra­ju na dłu­żej, nie mam tam o czym opo­wia­dać. Na przy­kład w Hisz­pa­nii by­łem świet­nie na­sta­wio­ny, bo ku­pi­łem no­wy ana­lo­go­wy apa­rat, któ­ry wy­dał mi się speł­nie­niem ma­rzeń. Zro­bi­łem osiem ro­lek i to by­ło osiem ro­lek kiep­skich zdjęć. Po pro­stu nie ro­zu­miem tam­tej rze­czy­wi­sto­ści na ty­le, że­by tam two­rzyć i o tym mó­wić. To jest coś w ro­dza­ju ar­ty­stycz­ne­go nie­wol­nic­twa. Po­trze­bu­jesz lo­kal­ne­go pa­li­wa.

Piotr: Bo ta Pol­ska, bez­na­dziej­na, brud­na i chłod­na, ma w so­bie coś uro­kli­we­go. Przy­mie­rza­łem się do ży­cia w Ber­li­nie, któ­ry bar­dzo lu­bię, ale w pew­nym mo­men­cie za­czął mi przy­po­mi­nać miej­sce, gdzie cho­dzi wy­łącz­nie o to, że­by pójść na im­pre­zę z mu­zy­ką, któ­rej czę­sto się nie ro­zu­mie, a istot­na jest tyl­ko me­cha­nicz­na za­ba­wa i to jest sed­no eg­zy­sten­cji. Su­per po­być tam mie­siąc, ale to by by­ło trosz­kę za du­żo na sta­ły po­byt.  Wra­ca­jąc do cy­ta­tu – ro­zu­miem go bar­dziej pod ką­tem spo­łecz­nym niż geo­gra­ficz­nym. Dla mnie te sło­wa mó­wią o tym, że­by zna­leźć swo­ją ni­szę, mieć wo­kół sie­bie lu­dzi, któ­rzy ra­zem bu­du­ją wła­sną rze­czy­wi­stość. Ten tekst był mi za­wsze bar­dzo bli­ski, bo wciąż sta­ra­łem się coś ta­kie­go two­rzyć. Z róż­ny­mi ludź­mi, ale za każ­dym ra­zem cho­dzi o to sa­mo, czy to w Trój­mie­ście czy w War­sza­wie.

Mu­zy­ka mia­sta pi­sze pi­ja­ne bal­la­dy

K: Do współ­pra­cy za­pro­si­li­ście róż­nych ar­ty­stów. Czy za­pro­po­no­wa­li­ście im te­mat, na któ­ry mie­li pi­sać, ja­kiś mo­tyw prze­wod­ni?

P: We­dług mnie tu­taj jest bar­dzo wy­raź­ny mo­tyw prze­wod­ni. Wszy­scy po­ka­za­li kla­sę i bez su­ge­stii zro­zu­mie­li, ja­ka jest su­ge­stia. To jest bar­dzo miej­ska, noc­na mu­zy­ka, w któ­rej po­ja­wia się te­mat sa­mot­no­ści, szu­ka­nia wła­sne­go ja w tej wiel­kiej miej­skiej ma­chi­nie. I prak­tycz­nie wszyst­kie ka­wał­ki są o tym, tyl­ko ina­czej opo­wie­dzia­nym.

K: W ta­kim ra­zie, czym jest dla was tak zwa­na mu­zy­ka miej­ska? Czy to nie hip-hop, od któ­re­go się od­że­gnu­je­cie, mó­wiąc o al­bu­mie?

P: Dla mnie twier­dze­nie, że hip-hop jest mu­zy­ką miej­ską, to uprosz­cze­nie. Mam wręcz czę­sto wra­że­nie, że hip-hop jest bar­dzo po­pu­lar­ny i je­go twór­cy miesz­ka­ją prze­waż­nie wła­śnie w ma­łych miej­sco­wo­ściach. Nie wiem, mu­zy­ka mia­sta… mo­że to pro­ste, ale wy­da­je mi się, że to mu­zy­ka stwo­rzo­na na kom­pu­te­rze, na ma­szy­nie i na ma­szy­nach póź­niej od­twa­rza­na.

M: Uwa­żam, że na­sza pły­ta jest wła­śnie mu­zy­ką mia­sta w 100 pro­cen­tach. Skła­da się z wie­lu ele­men­tów – mu­zy­ki miej­skiej, elek­tro­nicz­nej i hip-ho­pu.

K: Nie chce­cie na­zy­wać tej pły­ty hip-ho­po­wą, ale na pół­kach z ja­ką mu­zy­ką stoi w skle­pach mu­zycz­nych?

P: Z hip-ho­pem wła­śnie, i mo­im zda­niem w tym ca­łe nie­szczę­ście. Bo ja wi­dzę ją na pół­ce z mu­zy­ką pol­ską, i ty­le. Pły­ta jest bar­dzo pol­ska i śpie­wa­na po pol­sku. W ogó­le jest w niej bar­dzo ma­ło wąt­ków ob­cych, wszyst­kie te­ma­ty, wszyst­kie sło­wa są pol­skie. Oba kli­py do pły­ty krę­ci­li­śmy w cen­trum War­sza­wy. Zwra­ca­li­śmy na to du­żą uwa­gę. Okład­ka na przy­kład to zdję­cia zro­bio­ne w So­po­cie i w War­sza­wie. To bar­dzo pol­ska rzecz, na­to­miast rze­czy­wi­ście okre­śle­nie „hip-ho­po­wy” mo­że się bez­wied­nie na­su­wać. Mo­że na­wet sło­wo „pol­ska” jest zbęd­ne – bar­dziej cho­dzi o ży­cie ja­kie zna­my. Róż­ne śro­do­wi­ska ma­ją pro­blem z za­szu­flad­ko­wa­niem tej pły­ty. Cie­szę się z te­go, bo wy­glą­da na to, że nie jest sza­blo­no­wa i nie da się jej od ra­zu skla­sy­fi­ko­wać. Cho­dzi­ło o stwo­rze­nie pro­jek­tu i za­pro­sze­nie go­ści, któ­rzy zro­bią coś do­bre­go. Tak się aku­rat zło­ży­ło, że kil­ku z nich to lu­dzie ze świa­ta hip-ho­pu.

Ko­cham prze­szłość, dzię­ki niej je­stem w tym miej­scu

K: Cy­tat pro­wo­ku­je, że­by za­py­tać o to, co was kształ­to­wa­ło.

M: To tekst Józ­ka. Uwa­żam, że jest istot­ny w kon­tek­ście te­go, co mó­wi w utwo­rze. Na­to­miast nie wiem, czy sło­wa ko­cham użył­bym w od­nie­sie­niu do prze­szło­ści bądź ja­kie­go­kol­wiek in­ne­go cza­su.

P: Tak, to jest istot­ne, bo ja nie ko­cham prze­szło­ści, ale jest ona dla mnie bar­dzo istot­na i sza­nu­ję ją. Ko­cham na­to­miast przy­szłość, bo cie­ka­we jest to, co się do­pie­ro wy­da­rzy. W ostat­nim ro­ku mo­je ży­cie zmie­ni­ło się w 90 pro­cen­tach, wie­le z tych zmian w ogó­le nie by­ło za­pla­no­wa­nych, ale spo­ro mo­ich de­cy­zji wy­ni­ka­ło z prze­szło­ści. Mo­że to jest ba­nał à la Pau­lo Co­el­ho, ale prze­szłość de­ter­mi­nu­je nie­któ­re rze­czy na wie­le, wie­le lat. A z dru­giej stro­ny mo­że­my to cza­sem prze­ła­mać i wła­śnie ła­ma­nie tych prze­wi­dy­wal­nych sce­na­riu­szy jest mo­ją am­bi­cją, dzię­ki te­mu moż­na cza­sem wyjść po­za sche­mat wła­sne­go cha­rak­te­ru. Waż­ne, że­by czuć się ze so­bą do­brze, że­by mieć to coś, co w Pol­sce uwa­ża­ne jest czę­sto za nie­grzecz­ne – chęć mie­rze­nia wy­so­ko. U nas trak­to­wa­na jest ja­ko py­szał­ko­wa­tość. Za­wsze mia­łem pro­blem z tą wro­dzo­ną pol­ską skrom­no­ścią. Nie cho­dzi o by­cie ego­cen­try­kiem jak np. Ka­nye West, ale jed­nak być z pew­nych rze­czy za­do­wo­lo­nym lub nie iść na ła­twi­znę i być szczę­śli­wym, jak się to uda­je. To chy­ba dość zdro­we do­słow­nie i w prze­no­śni.

M: Ja bym ten cy­tat prze­ro­bił na „przez to je­stem w tym miej­scu”. Bo mo­ja ka­rie­ra nie by­ła za­pla­no­wa­na. Ja w ogó­le nie chcia­łem w ży­ciu ro­bić mu­zy­ki, za­wsze pra­gną­łem być spor­tow­cem i grać w ko­szy­ków­kę.

K: Nie chcia­łeś, a jed­nak po­ja­wi­ła się prze­ło­mo­wa pły­ta z Gram­ma­ti­kiem.

M: Ka­rie­ra spor­to­wa nie wy­pa­li­ła ze wzglę­dów zdro­wot­nych i wte­dy za­czą­łem dłu­bać w mu­zy­ce, po­zna­łem El­do przez in­ter­net, kie­dy szu­kał ko­goś, kto mógł­by na­grać mu wo­ka­le. Chwi­lę po­tem po­wsta­ła EP Gram­ma­ti­ka, któ­rą sa­mi wy­da­li­śmy. Po­je­cha­li­śmy do ja­kiejś na­gry­wal­ni pod War­sza­wą, skąd wy­szli­śmy z kar­to­nem 500 ka­set. Ro­ze­sła­li­śmy je do pa­ru osób i oka­za­ło się, że Pol­ska tro­chę zwa­rio­wa­ła na punk­cie tej pły­ty. Bar­dzo szyb­ko pod­pi­sa­li­śmy kon­trakt. Nie by­ło cza­su, aby się za­sta­na­wiać, czy to jest w ogó­le coś dla mnie, czy nie. Za du­żo się dzia­ło.

K: A te­raz?

M: Sta­ram się ja­koś od­na­leźć i da­lej ro­bić swo­je rze­czy. Trze­ba pa­mię­tać, że od du­żych suk­ce­sów i wy­da­nia pły­ty z Pe­ze­tem prze­sze­dłem do mu­zy­ki, któ­ra sprze­da­je się 200 ra­zy go­rzej i ma 200 ra­zy mniej­szy od­biór, ale jest dla mnie waż­niej­sza z punk­tu wi­dze­nia ar­ty­stycz­ne­go. Tyl­ko czy to jest suk­ces, czy nie? Ja mo­gę czuć, że jest, ale w rze­czy­wi­sto­ści suk­ces mu­si być na­ma­cal­ny. To, co ro­bisz ja­ko do­ro­sły czło­wiek, po­win­no mieć więk­szy sens, niż tyl­ko po­zwo­lić ci po­wie­dzieć „uda­ło mi się, su­per”, bo to jest mo­de­lar­stwo. Kie­dy więc pa­trzę na prze­szłość, nie czu­ję wiel­kiej wdzięcz­no­ści. Jest jak jest. Sta­ram się coś ugrać z tych kart, któ­re do­sta­łem. Je­śli cho­dzi o tekst Józ­ka, waż­ny jest kon­tekst. Je­śli cho­dzi o mnie, to zmie­nił­bym w tym zda­niu du­żo, że­by od­da­wa­ło mój na­strój.

Każ­dy za czymś go­ni, przed czymś ucie­ka

K: No­wy Rok – czas pod­su­mo­wań. Jest coś, cze­go ża­łu­je­cie, lub coś, co wa­szym zda­niem moż­na by­ło zro­bić ina­czej?

M: My­ślę, że cięż­ko jest ża­ło­wać cze­goś, co już się zro­bi­ło. Za­wsze ba­łem się po­peł­niać błę­dy, ale po cza­sie zre­flek­to­wa­łem się, że i tak je po­peł­niam. Nie od­czu­wam żad­ne­go ża­lu, że coś zro­bi­łem, bar­dziej, że cze­goś nie zro­bi­łem.

K: Więc mo­że ina­czej ro­zu­miesz ten cy­tat.

M: Bar­dzo mi się po­do­ba, jak ten cy­tat jest umiej­sco­wio­ny w utwo­rze. To jest ty­po­wy, pro­sty, ra­so­wy, pol­ski hip-hop. Ta­ki jest ca­ły ka­wa­łek Ha­de­sa, któ­ry pro­sty­mi tek­sta­mi two­rzy płót­no dla wy­obraź­ni, du­żo szer­sze niż to, co mó­wi. Bo co on tam ra­pu­je? Idzie po pi­wo i gra na kon­so­li? Je­że­li ktoś tak od­bie­ra ten ka­wa­łek, to pro­sił­bym scho­wać pły­tę do pu­deł­ka i naj­le­piej ko­muś ją od­dać.

P: Ja być mo­że ża­łu­ję kil­ku rze­czy, ale na tym po­le­ga ży­cie, praw­da? Coś wy­cho­dzi na plus, coś na mi­nus. Wra­ca­nie do ne­ga­tyw­nych wspo­mnień to ja­kiś sa­do­ma­so­chizm, któ­re­go zu­peł­nie nie ro­zu­miem.

K: W ta­kim ra­zie, ja­kie są two­je pla­ny na przy­szłość?

P: Mam bar­dzo du­żo po­my­słów w gło­wie, ale bra­ku­je mi cza­su, pie­nię­dzy i miej­sca, by je zre­ali­zo­wać. Cie­szy na pew­no tra­sa kon­cer­to­wa mo­je­go so­lo­we­go pro­jek­tu – czy­li Hat­ti Vat­ti –  po Ja­po­nii. Na­to­miast po­ja­wia­ją się lu­dzie, któ­rych pa­rę lat te­mu w ogó­le nie zna­łem, a te­raz pra­cu­ję z co­raz więk­szą gru­pą pie­kiel­nych pro­fe­sjo­na­li­stów, przez co pra­ca nad wie­lo­ma rze­cza­mi sta­je się co­raz ła­twiej­sza. To da mnie wiel­ka ra­dość i bło­go­sła­wień­stwo tra­fiać na tak uta­len­to­wa­nych lu­dzi. Mam ra­czej więk­szy pro­blem z tym, że­by wszyst­kie te rze­czy ogar­nąć, tro­chę prze­do­brzy­łem w nie­któ­rych spra­wach. Ale dla mnie naj­więk­szym kosz­ma­rem jest za­koń­czyć dzień, w któ­rym nic się nie wy­da­rzy­ło. Wy­ra­że­nie „za­bi­jać czas” jest mo­im zda­niem naj­bar­dziej nie­zro­zu­mia­łym i wręcz szko­dli­wym wy­ra­że­niem na świe­cie.  Prze­cież wie­lu lu­dzi od­da­ło­by mi­lio­ny za choć­by jesz­cze je­den mo­ment ży­cia.

Zmia­ny za­cho­dzą zbyt pręd­ko, chy­ba ucie­ka mi pięk­no

K: Ży­je­my szyb­ko i ma­my co­raz mniej cza­su, by za­sta­no­wić się nad mu­zy­ką, oto­cze­niem. De­ner­wu­je was ta po­wierz­chow­ność?

M: To jest pro­blem, z któ­rym się fak­tycz­nie zma­gam i o któ­rym ostat­nio du­żo roz­ma­wia­łem z in­ny­mi. Po pro­stu im da­lej w las, tym wię­cej drzew. Im je­stem star­szy, im le­piej po­wi­nie­nem so­bie wszyst­ko po­ukła­dać, tym wię­cej mam rze­czy do za­ła­twie­nia. Kie­dyś mia­łem czas, że­by ca­ły dzień bie­gać po mie­ście z apa­ra­tem lub cho­dzić po ga­le­riach. I w ogó­le się nie za­sta­na­wia­łem, czy to ma sens, czy coś przy­nie­sie. A te­raz mu­szę czas na ta­kie rze­czy wy­kra­wać i przez to prze­sta­łem się roz­wi­jać ja­ko czło­wiek. Bo nie moż­na się roz­wi­jać, ro­biąc co­dzien­nie to sa­mo, nie­za­leż­nie od te­go, co to jest i co ci da. Fi­nan­so­wo czy nie. Bar­dzo chciał­bym to zmie­nić i mieć wię­cej cza­su na „próż­niac­two”, bo z nie­go wszyst­ko się bie­rze. Czy­ta­łem ostat­nio wy­wiad z pew­ną ma­lar­ką, któ­ra po­wie­dzia­ła, że naj­waż­niej­szą czę­ścią jej dnia jest ta, kie­dy przez osiem go­dzin sie­dzi i pa­trzy na pu­ste płót­no. Po pro­stu na nie pa­trzy, bo to jest część jej pra­cy. Wszyst­ko to, co waż­ne, ma­ga­zy­nu­je się wła­śnie w ta­kich mo­men­tach.

P: Ja to wi­dzę zu­peł­nie ina­czej. Naj­bar­dziej mę­czy mnie po­wierz­chow­ność w re­la­cjach mię­dzy­ludz­kich. Z ra­cji wy­ko­ny­wa­ne­go za­wo­du po­zna­ję mnó­stwo lu­dzi i płyt­kość nie­któ­rych zna­jo­mo­ści jest dla mnie prze­ra­ża­ją­ca. Czę­sto spro­wa­dza­ją się tyl­ko do wy­mia­ny uprzej­mo­ści, pój­ście do ki­na czy na spa­cer to już ogrom­ny suk­ces. Za­wsze ży­łem w „ko­mu­nie” lu­dzi z prze­róż­nych śro­do­wisk, wie­my o so­bie bar­dzo du­żo i dzia­ła­my bez­in­te­re­sow­nie.

A dru­ga rzecz to po­wierz­chow­ność ży­cia co­dzien­ne­go. Co­raz bar­dziej krę­cą mnie pro­ste rze­czy, ta­kie jak wy­pi­cie w spo­ko­ju smacz­nej ka­wy i sku­pie­nie się na tym, jak ona sma­ku­je. Za­głę­bia­nie się w swo­ich po­glą­dach, uczu­ciach, pra­gnie­niach. Czę­sto lu­dzie przyj­mu­ją po­glą­dy bez­wied­nie, nie­zgod­nie z sa­mym so­bą. Ja mam skłon­ność do sku­pia­nia się nad py­ta­niem „Cze­mu tak jest?”. Za­uwa­ży­łem, że im je­stem star­szy, tym czę­ściej mam od­po­wie­dzi na py­ta­nia już nie ty­pu „Dla­cze­go mi zu­pa z bo­ro­wi­ków sma­ku­je?”, ale etycz­ne, świa­to­po­glą­do­we. Mam co­raz wię­cej od­po­wie­dzi za­miast stwier­dze­nia „nie wiem”. I z tym o wie­le ła­twiej mi się ży­je, bo od­no­szę wra­że­nie, że w Pol­sce jest przy­mus, by się sa­mo­okre­ślić. Je­stem ta­ki al­bo ta­ki, za ty­mi al­bo za tam­ty­mi, cho­dzę do ko­ścio­ła al­bo nie cho­dzę do ko­ścio­ła, je­stem za ka­rą śmier­ci al­bo nie je­stem. A dla mnie świat nie jest czar­no-bia­ły, jest ra­czej sza­ro-sza­ry. I mo­że war­to się nad czymś za­sta­no­wić sa­me­mu i prze­stać bez­wied­nie po­wie­lać in­nych.