Ulubione. Malwina Piorun
Przepytała: Agata Napiórska
Co poniedziałek zmuszam jedną osobę do nadludzkiego wysiłku. Zadanie polega na tym, by wybrać jedną książkę, jeden film i jedną piosenkę, które w jakiś sposób są ważne dla ankietowanego. Może być to wybór podyktowany nastrojem chwili, może być tzw. życiówka. I trzeba uzasadnić.
Malwina Piorun – ma 27 lat i cierpi na błyskotliwe ambicje. Z wykształcenia konserwator zabytków i egiptolog. Pracuje w Muzeum Historycznym w Legionowie, gdzie dzieli się z młodzieżą doskonałością swojego umysłu. Autorka projektu Legjonowo.pl oraz subiektywnego bloga drugastronaWisly.pl
Książka
Le Corbusier „W stronę architektury”, Warszawa 2012.
Przyznaję, sypiam z Jeanneret’em-Gris, chłonąc go w oryginale. Gdyby żył, oddałabym mu się bez reszty, jak zakochana nastolatka – w wyniku poczucia kompatybilności stanu mentalnego i estetyki stylistycznej. Dlaczego? Vers une architecture to awangardowy manifest młodego Wizjonera, nierozumianego przez otoczenie. Le Corbusier, pisząc ten traktat, zrewolucjonizował spojrzenie na architekturę. Odarł ją ze zbędnych upiększeń oraz dekoracyjnych nawarstwień, upraszczając formę projektowanych budynków i narzucając jej funkcjonalność. Jak natchniony demiurg tworzył swoje słynne maszyny do mieszkania, zainspirowane konstrukcjami transatlantyków. Jednak lubię tę książkę również ze względu na warsztat językowy. Słynny Corbu zwartościował każde słowo, by w zestawieniu z innymi stworzyć doskonałe sentencje, naszpikowane przełomowymi refleksjami. Frazy te odurzają mnie kompletnie. Tak, dawkuję sobie jego metaforykę dożylnie. Polecam!
Piosenka
AaRON, Lili (U-Turn), 2007.
Lili to utwór raczej mało znanego, frankofońskiego zespołu Artificial Animals Riding on Neverland (AaRON). Balladyczna psychodelia, jednak kawałek ten zawsze będzie kojarzył mi się z pierwszymi zajęciami z języka francuskiego w 2010 roku, kiedy lektorka – piękna Justyna włączyła trailer filmu Je vais bien, ne t’en fais pas (tł. „Nie martw się o mnie”). Zupełnie nie mogłam skupić się na fabule, gdyż podkład stanowiła właśnie ta piosenka. Od tamtej pory podświadomie identyfikuję się z nią. Tekst o mnie, muzyka brzmi mną. Cały Piorun. Postać magicznie-tragiczna, zadowolona z siebie i próżna. Skończona realistka, uparcie dążąca do celu. W lęku, że przeminie bezdźwięcznie, w ludzkim standardzie. Taka samotna nomadka, preferująca tanie latanie i podróże za jeden uśmiech. Uciekająca w ten sposób od stałości i swojej codzienności, w czym najbardziej motywuje ją świadomość jednorazowości życia. Moje jestestwo wybrzmiewa w tym utworze. Potrafię słuchać bez przerwy, w pętli. Inspirator.
Film
Dany Boon, Jeszcze dalej niż Północ, 2008.
Choruję na frankofilię i bezczelnie przyznaję, że posiadam poczucie humoru, dlatego wielbię komedie produkowane przez Dany’ego Boon’a, który biegle włada wysublimowanym sarkazmem i ironią na temat przywar Francuzów, obnażając pyszne niuanse związane z narodowymi ułomnościami jego rodaków. Jeszcze dalej niż Północ bezbłędnie prezentuje różnice kulturowe między południem i północą Francji. Główny bohater (gra go Kad Merad) zostaje oddelegowany z okolic lazurowego wybrzeża w odległe rejony granicy francusko-belgijskiej. Inny klimat, bariery językowe oraz odmienna mentalność stają się przyczynkiem zabawnych trudności w jego asocjacji z zastaną rzeczywistością. Całość przekomiczna, moim zdaniem. Najlepiej obejrzeć w oryginale, jednak w polskiej wersji językowej polecam tłumaczenie wykonane dla TVP Kultura.