Wszystko jest cudowne
Wyspa Ormsö należała do szwedzkiego barona von Stackelberga. Mieszkało tam wtedy ponad 2 tysiące osób i prawie wszyscy mówili po szwedzku. Byli to biedni, bardzo dużo pijący ludzie — chłopi bez ziemi pracujący dla wyzyskującego ich Stackelberga w zamian za jedzenie. Kilka dziesięcioleci przed powstaniem misji szwedzki statek przybił do wietrznej wyspy, a baron zaprosił kapitana do siebie. Kapitan zobaczył ludzi spychanych z drogi w zaspy i klęczących w śniegu, żeby zrobić przejazd dla barona, który wrzeszczał i okładał ich batem. Kapitan napisał potem, że nawet chłopi pańszczyźniani w Rosji byli mniej zniewoleni: „Przynajmniej widywało się ich zadowolonych, słyszało ich śpiew; Estończycy z wybrzeża albo Szwedzi, jak nadal się ich nazywa, nie znają żadnych pieśni i najwyraźniej nie wiedzą, co to znaczy być szczęśliwym”.
Nędza i alkohol dziesiątkowały wyspiarzy. Plądrowali wraki stat- ków, kradzieże były na porządku dziennym. „Nocą kradziono wełnę, która została ścięta za dnia — pisał Österblom — i ziarno, które powinno zostać zasiane, a kiedy nic nie wyrosło, mówiono, że robaki je zjadły. Zatrudnianie stróża nie miało sensu, bo kradłby jeszcze więcej od innych”. I dalej: „Mówi się o przekleństwie, jakim jest pijaństwo, ale tu można zobaczyć żywą tego ilustrację. Ludzie chodzą w łachmanach. Toczą ich brud, robactwo i choroby”. Domy w zagrodach były brudne i często bez kominów, słomiane strzechy przeciekały. „W takich zadymionych, brudnych chałupach mieszkały po cztery rodziny, każda miała dla siebie kąt izby i jedno łóżko. Jeden z mężczyzn pracował na roli, pozostali służyli u pana. Służący nie dostawali żadnego wynagrodzenia, tylko jedzenie i trochę ubrań”.
Wolność religijna była ograniczona. Ludzie świeccy nie mogli zbierać się w celu stosowania praktyk religijnych poza modlitwami w domu, wolno im było czytać jedynie Biblię lub jej komentarze napisane przez Lutra. Österblom zarzucił praktyki misjonarskie i stał się nauczycielem. Zaczął od czytania pism Lutra niewielkiej grupie, co ją jednak usypiało:
Ci ludzie byli niezwykle dobrzy w spaniu. Gdy mieli możliwość położenia się na ławie, prawie natychmiast zasypiali. To, że zasypiali w czasie, gdy im czytałem, było pewnie czymś naturalnym, ponieważ nie rozumieli tego, co czytam… Kiedy to pojąłem, kładłem przed sobą otwartą księgę i opowiadałem im jej treść. Używałem tych samych słów, którymi oni posługiwali się w codziennej mowie, tego samego dialektu. Wtedy się budzili i uważnie słuchali.
Niemniej na początku szło to wolno:
Rozmawiałem z każdą napotkaną osobą i mówiłem o zbawieniu duszy. Przez to ludzie zaczęli się mnie bać, nie było więc łatwo zatrzymać kogoś przy sobie na dłużej. Kiedy spotykałem kogoś w lesie, chował się w krzakach, jak ryba uciekająca na głębszą wodę. Widywałem czasami ludzi wdrapujących się na kamienne ogrodzenia i idących w pole, byle uciec ode mnie.
W końcu jedna z kobiet dostąpiła zbawienia i napełniona została, jak sama mówiła, ekstazą, pokojem i radością. Inni poszli w jej ślady. Teraz ludzie czuli się rozdarci między Österblomem a luterańskim pastorem przebywającym na wyspie albo, jak postrzegali to niektórzy, między antychrystem a Kościołem: „Na moją niekorzyść zdecydowanie działało to, że jasnowidz przewidział, iż w roku, w którym przybyłem, w Ormsö zjawi się antychryst”.
Po pierwszej fali odnowy religijnej Österblom zwołał kobiety na spotkanie i opowiedział im historię Dawida i Goliata. Oznajmił, że Goliat żyje na Ormsö, i poprosił, żeby uniosły w górę rękę, jeśli gotowe są pomóc go pokonać. Kobiety okazały się tak gorliwe, że uniosły nie jedną, a obie ręce: „Kiedy już wpadły w pułapkę, którą na nich zastawiłem, powiedziałem im, że G o l i a t to brud i nieczystość”. Mówił im o brudzie w ich domach, aż się rozpłakały i obiecały posprzątać. Nazajutrz ruszył na obchód i przekonał się, że podłogi w chatach pokrywa woda. Kobiety szorowały i skrobały błoto i brud, żeby odsłonić dawno zapomniane deski. Zachęcił też ludzi do zbudowania kominów. Większość mieszkańców wyspy miała uszkodzony wzrok od ciągłego przebywania w kłębach dymu. Po tym jak jednemu z mężczyzn dzięki zbudowanemu kominowi poprawił się stan oczu wielu innych zrobiło to samo. „Kiedy dym i brud zniknęły — napisał — ludzie byli nam bardzo wdzięczni”.
Do tego czasu Österblom stał się wielebnym. Wezwano go nawet do barona, żeby porozmawiał ze strajkującymi wieśniakami, których przekonał do powrotu do pracy. Misja przekształciła wyspiarzy, jak napisał, w „uczciwych i trzeźwych robotników”, poszukiwanych w kraju jako robotnicy w fabrykach, służący i mamki. Zniknęła ich zła sława złodziei, leni i pijaków. Wcześniej pisał: „Często pojawiają się w małych grupach, ubrani w łachmany, i zawsze żebrzą. Dajesz im pieniądze czy czegokolwiek potrzebują, żeby pozbyć się ich jak najszybciej sprzed drzwi, bo inaczej robactwo z nich przelezie na ciebie”.
Właśnie tak kultura bardzo szybko ulega transformacji. Podobnie jak większość Szwedów, przyjmowałam w dzieciństwie za oczywiste, że typowo szwedzkie cechy narodowe, jak solidność, pracowitość i egalitaryzm, są nam dane w naturalny sposób. A przecież Ormsö było w tamtym czasie szwedzkim mikrokosmosem: głęboko zhierarchizowane, biedne, rozpite. Pojedynczy ludzie w Szwecji zmienili społeczeństwo w czasie kilku dekad, od lat dziewięćdziesiątych XIX wieku do lat trzydziestych XX wieku, podobnie jak Österblom zmienił Ormsö. Zwolennicy postępu byli aktywni wszędzie, cała Europa zmieniała się, rozwijała. Kultury są bardzo elastyczne, łatwo się przekształcają, ale również są bardzo kruche. To, co może zostać stworzone, może być też zniszczone. Wystarczy zafałszować historię, ludzie w końcu o wszystkim zapomną.
Jeśli chodzi o misję, nie przestała budzić kontrowersji. Na skutek oskarżeń wysuwanych przez estoński Kościół ewangelicko-luterański na wyspę przyjechała komisja Szwedzkiego Towarzystwa Ewangelików. „Potężny wiatr łaski”, jak napisali jej członkowie w sprawozdaniu, zmienił wyspę: „W konsekwencji nie istnieje nawet jedna karczma na tej wyspie zamieszkanej przez 2000 ludzi i nikt nie ośmiela się pić i kraść publicznie, podczas gdy przed przyjazdem Ö. funkcjonowało tam wiele karczm, powszechne były też pijaństwo, bójki i kradzieże”. Misja, jak napisali, zasługiwała na wsparcie:
…zwłaszcza dlatego, że mamy tu potomków Szwedów, którzy choć odseparowani od ojczyzny w obcym kraju przez setki lat, nadal mówią szwedzkim językiem, jego bardzo starą formą, język nie jest więc przeszkodą w ich edukowaniu. Korzystając z naszej wizyty, prosili o przekazanie serdecznych podziękowań komisji i przyjaciołom misji za to, co dla nich uczyniono, i co więcej, prosili, byśmy się za nich modlili.
Niemniej naciski ze strony estońskiego Kościoła ewangelicko-luterańskiego trwały. W lutym 1887 roku misję, prowadzoną wtedy od czternastu lat, zamknięto. Österbloma deportowano z rosyjskiego imperium po przesłuchaniu go przez gubernatora Tallinna, księcia Szachowskiego. Ostatecznie zarzucono mu świętokradztwo: utrzymywał rzekomo, że jest Jezusem Chrystusem.
——
Wszystko jest cudowne. Wspomnienia z kołchozu w Estonii (fragment), Sigrid Rausing, tłum. Krzysztof Obłucki, wyd. Noir sur blanc, Warszawa 2015.
——
Kto pierwszy ten lepszy! Wyślij maila zatytułowanego „Wszystko jest cudowne” na adres mateusz@zwyklezycie.pl. W treści napisz swój adres! Powodzenia!