Ulubione. Michał Matraszek
Przepytała: Agata Napiórska
Co poniedziałek zmuszam jedną osobę do nadludzkiego wysiłku. Zadanie polega na tym, by wybrać jedną książkę, jeden film i jedną piosenkę, które w jakiś sposób są ważne dla ankietowanego. Może być to wybór podyktowany nastrojem chwili, może być tzw. życiówka. I trzeba uzasadnić.
Michał Matraszek – urodzony w 1981 w Puławach. Z wykształcenia pedagog specjalny. Pracuje w wyuczonym zawodzie i studiuje psychologię kliniczną. W wolnych chwilach wokalista zespołu Hidden World.
Książka
Wiesław Myśliwski, Widnokrąg, 1996.
Słuchałem kiedyś w radiu rozmowy z jakimś krytykiem literackim, który powiedział o Widnokręgu Myśliwskiego, że to książka totalna. Mówiąc szczerze na tym mógłbym i wolałbym poprzestać tę opowieść, zwłaszcza, że powody, dla których Widnokrąg jest książką dla mnie tak ważną, a które pominę, są zbyt intymne a czasem także zbyt bolesne. Ale chyba wypadałoby dodać coś od siebie, więc, chociażby tak ogólnie, spróbuję.
Narrator, mężczyzna w sile wieku wspomina swoje dzieciństwo i dorastanie przypadające na okres II Wojny Światowej i czasy stalinizmu, najpierw gdzieś na polskiej wsi, potem w którymś z polskich prowincjonalnych miast. Nazwy nie są dla niego ważne. Wspomina dziadków, rodziców, pierwszą miłość, żonę, doświadczenie ojcostwa, wspomina te wszystkie osoby, miejsca i wydarzenia, które definiują jego życie i kształtują go, jako osobę, jako mężczyznę. Wspomina nie zważając na chronologię, na związki przyczynowo-skutkowe, nie oddzielając tego, co rzeczywiste od tego, co przyśnione, wyobrażone, wymarzone lub nie do końca jeszcze wyparte z pamięci. Wspomina to językiem tak plastycznym, że są w tej książce całe strony, które czytasz dwa, trzy razy z rzędu, bo jeden raz to zdecydowanie za mało.
Przywołuje z pamięci postaci niezwykle barwne, czasem wręcz fantastyczne, ale jednocześnie psychologicznie jak najbardziej prawdopodobne i w pewien sposób znajome. Podobne do tych postaci, które są lub były w twojej rodzinie, a przynajmniej podobnie do nich doświadczone przez życie i historię, mówiące podobnym językiem i podobnie opisujące świat, świat naszych dziadków i rodziców.
Widnokrąg to po prostu piękna książka, ale też na tyle prawdziwa i uniwersalna, że bywa bolesna.
Film
Ted Demme, Piękne dziewczyny, 1996.
Nie tyle jest to mój ulubiony film, co raczej jeden z kilku ulubionych, ale to chyba coś znaczy skoro widziałem go o wiele więcej razy niż jakikolwiek inny film, więc czuję się zobowiązany opowiedzieć właśnie o nim. Nie jest to tzw. kino wysokich lotów, ale za to historia w nim opowiedziana jest wyjątkowo ciepła i, wraz z upływem czasu, co raz bardziej dla mnie aktualna i znajoma. Połowa lat 90., prowincjonalne, zasypane śniegiem miasteczko gdzieś w Massachusetts. Po ulicach jeżdżą obdrapane pick-upy, po zamarzniętej sadzawce dzieciaki jeżdżą na łyżwach, dokądś biegną psy, jest cicho, swojsko i leniwie. To Ameryka raczej z Przystanku Alaska niż z Fargo. Do tej oazy spokoju po dłuższej nieobecności przyjeżdża z Nowego Jorku Willie. Jako jedyny z grupy swoich przyjaciół kilka lat wcześniej postanowił opuścić rodzinne miasteczko a teraz wrócił, żeby spotkać się z nimi na zjeździe absolwentów.
W filmie pozornie dzieje się niewiele. Willie odśnieża podwórko, snuje się po mieście, odwiedza knajpy, spotyka kolejne postaci ze swojej przeszłości, zaprzyjaźnia się z nastoletnią sąsiadką Marty, która nosi imię po dziadku (urocza Nathalie Portman), łowi ryby spod lodu, pije whisky i odbywa kolejne rozmowy o związkach, przyjaźni, pracy, o tym co było i co być miało a rzadziej rozmawia o tym co będzie, gdyż chyba nie wie co dalej począć ze swoim życiem. Jak się okazuje jego przyjaciele są w podobnej sytuacji. Spotkanie po latach nieoczekiwanie staje się dla nich dobrą okazją do zadania sobie kilku ważnych pytań i podjęcia równie ważnych decyzji. Okazuje się jednak także, że są pytania, na które nie ma odpowiedzi a na pewne decyzje jest już za późno. Brzmi znajomo, nieprawdaż?
Kupiłem ten film niemalże przypadkiem, kilka lat temu za szesnaście złotych na wyprzedaży. Skusiła mnie obsada (m. in. Timothy Hutton, Uma Thurman, Mat Dillon, Mira Sorvino, Michael Rappaport), okładka, fakt, że nic o tym filmie wcześniej nie słyszałem i to, że miałem ochotę wieczorem coś obejrzeć a kompletnie nie miałem pomysłu co. Lubię takie przypadki.
Aha, są jeszcze trzy rzeczy, za które tak bardzo lubię ten film: Mat Dillon noszący koszulkę Hüsker Dü, Afghan Whigs grający na scenie w jednej z knajp, do której chodzą bohaterowie filmu i scena spotkania Willego z ojcem tuż po przyjeździe z Nowego Jorku, jedna z najbardziej rozczulających i smutnych scen jakie widziałem w kinie.
Piosenka
Massive Attack, Unfinished sympathy, 1991.
Nie mam pojęcia w jakich okolicznościach usłyszałem tę piosenkę po raz pierwszy, ale chyba było to w połowie lat 90. bo wydaje mi się, że każda impreza z okresu ogólniaka miała taką fazę, kiedy w końcu robiło się cicho, kiedy znajdowałeś kawałek wolnej podłogi pomiędzy śpiącymi gośćmi, siadałeś z kubkiem herbaty, zaczynały się poważne rozmowy a w tle leciało Massive Attack.
Uwielbiam cały album Blue lines, z którego pochodzi ten utwór, ale to właśnie Unfinished sympathy jest tym szczególnym. Może dlatego, że przywołuje wiele tak cennych wspomnień, budzi te wszystkie emocje z nimi związane i sprawia, że wyobraźnia bardziej niż zwykle wymyka się spod kontroli. A może te wspomnienia i emocje to właśnie tylko wyobraźnia… To już mniej istotne, zbyt przyjemne to doświadczenie.