Zwykłe Życie to magazyn o prostym życiu wśród ludzi, miejsc i rzeczy.

Przepytała: Agata Napiórska

Co poniedziałek zmuszam jedną osobę do nadludzkiego wysiłku. Zadanie polega na tym, by wybrać jedną książkę, jeden film i jedną piosenkę, które w jakiś sposób są ważne dla ankietowanego. Może być to wybór podyktowany nastrojem chwili, może być tzw. życiówka. I trzeba uzasadnić.

10003514_10203491837039601_43620619_n

Agata Dudek – graficzka i ilustratorka (kliknij TUTAJ), współtwórczyni studia graficznego Acapulco oraz prowadząca zajęcia z ilustracji na ASP w Warszawie. Mieszka, pracuje i rysuje w Warszawie, ale myślami jest zazwyczaj gdzie indziej. W sezonie jeździ na rowerze jak pirat drogowy i uważa, że przepisy ruchu jej nie dotyczą.

Książka

Jonathan Littell, Łaskawe, Wydawnictwo Literackie, 2006.

Nie będzie to ani „życiówka“ ani wybór potraktowany chwilą – książka Littella znalazła się w tym zestawieniu ponieważ zrobiła na mnie duże wrażenie i jest chyba najgrubszą książką jaką w miarę niedawno przeczytałam. Ponad pięćset stron historii rozgrywającej się na froncie wschodnim podczas drugiej wojny światowej, dosyć dziwny główny bohater – oficer SS Maxymilian Aue – gej uwikłany w kazirodczy romans a wszystko to dodatkowo wypełnione sytuacjami ocierającymi się o śmieszność – tak jak scena w ZOO lub moment dekorowania oficerów orderami przez samego Fuhrera. Nie chcę zdradzać fabuły książki, dla jednych może być długa i męcząca, inni mogą mieć dosyć tych wojennych okropności albo filozoficznych wynurzeń głównego bohatera – ja jednak pochłonęłam ją a w głowie miałam migawki jakbym czytała scenariusz filmowy. Już obsadziłam nawet głównych aktorów i zastanawiałam się, kto mógłby nakręcić ekranizację. Książkę polecam! Littell dostał za tę powieść Nagrodę Gouncourtów, więc jeśli dla kogoś są ważne tytuły i wyróżnienia to tym bardziej powinien sięgnąć po tą pozycję.

Littell-Jonathan

Piosenka

Black Box , Ride on time, 1990.

Tym razem „życiówka“ i to chyba w raczej kiepskim stylu, ale jeśli miałabym wziąć udział w plebiscycie pod tytułem: Jaką piosenką jesteś? To zdecydowanie byłby to utwór „Ride on time“ ( włoskiego!!!) zespołu Black Box. Kicz i tandeta ale prawda jest taka, że jak tylko usłyszę gdzieś ten numer to cała podskakuje a nogi mi skaczą jakbym miała pląsawicę – zresztą nie tylko mi! Moi zaprzyjaźnieni koledzy DJ-e niekiedy puszczają ten numer na imprezach i jak się okazuje ponownie świeci swoje triumfy na parkiecie ( dzięki za ponowną modę na euro dance! ) To jest kawał mojej imprezowej historii, mega energetyczny refren, charczący głos wokalistki i bas zabijający każdy delikatniejszy niuans muzyki ale jestem wierna już tyle lat i podejrzewam, że będę skakać do tego zawsze.

Film

Dumbo, Walt Disney, 1941.

Mój osobisty, absolutny killer jeśli chodzi o filmy animowane. Może nie bardzo podchodzi pod kategorię ale jest to film, którego nie mogę oglądać nie mając szklanek w oczach. Jest naszpikowany taką ilością chwytających za gardło momentów, że nie mogę przejść obok niego obojętnie. Raz nawet nie przeszłam pomyślnie egzaminu na opiekunkę dla dzieci przez ten film!!!! Nocna scena w cyrku, w której Dumbo przytula się do trąby swojej uwięzionej w baraku mamy i kołysze się na tej trąbie jest totalnym wyciskaczem łez i nigdy jeszcze nie udało mi się nie wzruszyć na tym fragmencie lub kiedy pomyślę sobie o tym. Walt Disney jest mistrzem upychania w swoich filmach rzewnych momentów i ściskających serce piosenek, ale Dumbo ewidentnie gra na najczulszych strunach. A z drugiej strony różowe słonie, krokodyl w balecie i te wszystkie narkotyczne wizje… nie ma co, miał wyobraźnię!