Zwykłe Życie to magazyn o prostym życiu wśród ludzi, miejsc i rzeczy.

181_02 181_03

Tekst: Magda Rucińska

Ilustracje: Manuel Fior/ polskie wydanie: Kultura Gniewu

Są takie historie, które zapadają głęboko w pamięć, zmieniając nasze postrzeganie. Obrazy, które – uśpione pod warstwami codziennych zdarzeń – powracają do nas w najmniej oczekiwanych momentach. Sprawiają, że zapominamy o naglących obowiązkach, nasze nogi już nigdzie nie śpieszą, a spojrzenia stają się nieobecne. To takie chwile, gdy dajemy nura wewnątrz siebie, by wczuć się w resztki wspomnień rezonujących jeszcze gdzieś po naszych głowach. W albumie „Pięć tysięcy kilometrów na sekundę” Manuele Fior nakreśla właśnie taką opowieść pełną prostych, akwarelowych rysunków, pięknych ujęć i klimatycznych scenerii. Historię wrażeniową, która stała się niezwykle ważna dla co najmniej jednego z jej bohaterów.

Komiks Fiora zaczyna się od ciepłych włoskich scenerii, słonecznych kadrów i kiełkującej znajomości trojga dzieci – dwóch chłopców i jednej dziewczynki. Jest trochę podpatrywania, obserwowania, niezręczności i słów, które nie chcą przejść przez gardło. Jeden z chłopców – Nicola – sprawia wrażenie bardziej otwartego i wygadanego, drugi – Piero – należy raczej skrytych, wrażliwych. Dziewczynka – Lucia – jest zaś w pewnym sensie tajemnicza i nieprzenikniona. Mimo że przyjaźń między chłopcami wydaje się odgrywać rolę pierwszoplanową, to jednak wyobrażenie o Lucii rzuca cień na ich wspólne rozmowy o przyszłości. Nawet nie będąc fizycznie obecną między Nicolą i Pierem, zajmuje już jakieś miejsce w ich relacji. Raz pojawia się w formie zwerbalizowanej, innym razem przemilczanej. Niemniej jednak rozdział opowiadający o trojgu młodych bohaterów urywa się nim zdołamy się w łączących ich więziach połapać. Autor nie opowiada nam zbyt wiele o emocjach, oferuje bardzo mało słów i detali. Nie mamy jednak wątpliwości, że relacja Lucii, Piero i Nicoli stanowi ważną część opowiadanej przez niego historii.

Kolejny rozdział albumu przenosi czytelnika w zupełnie inną czasoprzestrzeń. Jest chłodno, ciemno, nieco przygnębiająco. W tej części główną rolę odgrywa dorosła już Lucia, która próbuje nabrać do swojego życia dystansu, wyjeżdża więc do Norwegii. A zatem otrzymujemy w owym fragmencie odwróconą sytuację. Piero i Nicola znajdują się poza kadrem. Ten pierwszy pojawia się ewentualnie jako adresat listu, niewiele ponadto. Drugi natomiast wydaje się być kompletnie nieobecny. Cała uwaga poświęcona zostaje odczuciom i obserwacjom żeńskiej postaci.

Włoski rysownik jeszcze kilka razy w swoim albumie zastosuje taki zabieg zmiany perspektywy, sprawnie zestawiając ze sobą ciepłą i chłodną kolorystykę, zacienione i rozświetlone kadry, krajobrazy i wnętrza. A wszystko po to, by pokazać jak wiele dzieli Lucię i Piero, jak bardzo odmienne i odrębne prowadzą życia. Obydwoje mieszkają za granicą, w zupełnie innych częściach świata. Młodzieńcze lata spędzone wspólnie we Włoszech wydają się teraz bardzo odległe. Niemniej wystarczy przymknięcie oczu w trakcie nużącej podróży pociągiem lub niespodziewanie przeczytana drobna wzmianka w prasie, by w ciągu paru sekund przenieść się do terytorium wspomnień – przestrzeni subiektywnej.

Pięć tysięcy kilometrów na sekundę” właśnie o takich wrażeniach i nostalgicznych wycieczkach opowiada, ale Manuele Fior nie poprzestaje tylko na tym. W swojej historii traktuje bowiem także o zmianach, rozmijaniu się i próbach stworzenia wspólnej płaszczyzny porozumienia. Drogi Lucii i Piera krzyżują się jeszcze w komiksie wielokrotnie i to nie tylko we wcześniej wspomnianym terytorium wspomnień. Czy możliwe jest jednak ponowne ich połączenie? Czy rzeczywiście zmierzają w podobnych kierunkach? I co właściwie stało się z Nicolą?

Odpowiedzi na te pytania najlepiej poszukać samemu, odkrywając kolejne elementy tej subtelnej i nieco poetyckiej historii. A trzeba zaznaczyć, że ową poetyckość album zawdzięcza w dużej mierze stylowi rysunkowemu. Trudno przejść obojętnie obok prostych i swobodnie malowanych scenerii oraz kadrów z życia domowego bohaterów. A sposób w jaki Fior obrazuje intymność, tę bardziej powszednią i tę związaną z fantazjami, erotyką, zapada w pamięć. Naprawdę warto po ten – wydany przez Kulturę Gniewu – album sięgnąć, choćby i po to, aby zamiast kolejnej dawki szarej polskiej zimy, zafundować swoim oczom ciepłe, świetliste, akwarelowe widoki.

181_05

181_04181