Zwykłe Życie to magazyn o prostym życiu wśród ludzi, miejsc i rzeczy.

1014_small

 

Tekst: Maciej Gierszewski (http://dybuk.wordpress.com)

Do dziś nie wiem, jak Agacie Napiórskiej udało się nakłonić mnie do napisania tekstu o książce „Limeryki i inne wariacje” autorstwa Michała Rusinka. Podstępna propozycja zawierała się w zdaniu: „Czy zechciałbyś, jako poeta, napisać o Limerykach Michała Rusinka?”. Łechtała moją próżność owym „jako poeta”. Odpowiedziałem: „Tak, oczywiście. Bardzo chętnie”. Skutecznie zapominając o trzech faktach, że od czterech lat jestem urlopowanym poetą, że nigdy nie napisałem rymowanego wiersza oraz pisuję o książkach, w których oglądam przede wszystkim obrazki.

W każdym razie słowo się rzekło. Z Michałem Rusinkiem czuję nierozerwalną, mistyczną więź. A to za sprawą „Fistaszków zebranych” Charlesa M. Schulza, które krakowski literaturoznawca tłumaczy bez mała od sześciu lat, a ja regularnie czytam. Czytałem także kilka innych książek przez niego przełożonych. Czytałem kilka książek napisanych przez niego. Jednakże żadna z nich nie była lekturą dla dorosłych. Strach się przyznać, ale „Limeryki i inne wariacje” to pierwsza książka pana Rusinka, która adresowana jest dla dorosłych, jaką mi było dane przeczytać.

Licząca sobie 136 stron publikacja składa się ze wstępu, napisanego przez Joannę Szczęsną oraz pięciu rozdziałów wypowiedzi spreparowanych mową wiązaną, które przetykane są ilustracjami autorstwa Joanny Rusinek oraz Sebastiana L. Kudasa.

Pierwszy blok, który zawiera limeryki, jest najbardziej obszerny, gdyż liczy sobie ponad sto dwadzieścia utworów pomieszczonych na czterdziestu stronach. W większości należą one do grupy limeryków, które można recytować w obecności dam i duchownych, niewiele jest tzw. limeryków właściwych (czytaj: plugawych).

Do moich ulubionych należą:

Wirtuozka orkiestry w Kairze

gra prześlicznie na harfie i lirze.

A choć te instrumenty

nie należą do dętych,

świetnie dmucha. I nieźle też liże.

Oraz:

Pewna pani z miasteczka Ustronie

bardzo ładne i sprawne ma dłonie.

Choć jej inne detale

nie są ładne już wcale,

to i tak jest ceniona w regionie.

W kolejnej części książki autor zgrupował trzydzieści dwa biografioły, czyli wiersze-biografie wielkich kompozytorów muzyki klasycznej. Krakowski poeta rozbudowuje ów nonsensowny rodzaj wiersza o pewien formalny zabieg: zakończenie musi być tytułem dzieła skomponowanego przez bohatera tekstu. Możemy się między innymi dowiedzieć, jak doszło do skomponowania „Requiem” przez Wolfganga Amadeusza Mozarta:

Niewielu wie to o Mozarcie:

ubóstwiał skrycie i uparcie

pewną dziewczynę z rudym kokiem.

Kok się okazał streptokokiem,

a ściślej: streptokoków mnóstwem.

Wnet bóstwo było martwym bóstwem.

Wbijając w wieko trumny ćwiek „Wiem

– rzekł Mozart – będzie z tego REQUIEM”.

W dalszej części książki mamy jeszcze trzy rozdziały: „Pocztówki i esemesy”, „Kolędy zagraniczne” oraz „Piosenki”. Polecam przede wszystkim zwrócić uwagę na „Kolędy…”. Zamysł zamieszczonych w tej części utworów polega na przyswojeniu polszczyźnie klasycznych okołoświątecznych przyśpiewek; tłumaczenie jest jednak specyficzne: z oryginałem zgadza się jedynie brzmienie i rytm. Najlepiej na You Tube znaleźć odpowiednią pastorałkę i podjąć próbę odśpiewania na głos Rusinkowego tłumaczenia.

We wstępie możemy przeczytać: „Rusinek naprawdę rymuje nałogowo i nerwicowo”. To prawda. Nie będę nawet próbował, „jako poeta”, się z nim zmierzyć. Najlepszy sposób czytania „Limeryków i innych wariacji” polega na głośnym, wyrywkowym i krótkim czytaniu innej osobie, gdyż wówczas lektura sprawia najwięcej frajdy.