Ulan z Ureki
Ulana poznaliśmy pod sklepem w małej nadmorskiej miejscowości Ureki, która słynie z czarnych magnetycznych piasków. Spytaliśmy gdzie najlepiej rozbić namiot, a on zaproponował nocleg w swoim wiejskim domu.
Ulan z zawodu jest piekarzem, jednak przez wiele lat smażył szaszłyki na trasie między Kijowem a Leningradem. – Dzięgi same szły! Po 6 porcji kupowali, takie były dobre – wspomina podekscytowany.
Dom zbudował sam, gdy po 10 latach tułaczki postanowił osiedlić się nad Morzem Czarnym. Hoduje kury, posadził sad figowy, ma własne pomidory, cytryny, jabłka, śliwki, orzechy i bakłażany.
Nauczył nas jeść melona z solą i poczęstował powidłami śliwkowymi własnej produkcji. Chleba już nie wypieka, podjeżdża rowerem do najbliższej piekarni.
Żyje skromnie, jest samowystarczalny. Pije niewiele, pali nie za dużo. Nad morze chodzi rzadko. Najchętniej siedzi pod okolicznym sklepem i rozmawia z kolegami.
Tak jak wtedy, kiedy go spotkaliśmy.