W oparach absurdu / In the mist of nonsense
Rozmawiała: Danka Jaworek
Zdjęcia: Piotr Matejkowski/ Magazyn Melba
Tłumaczenie: Kasia Wójcik
„Corso” przy pl. Zbawiciela – istniejący od blisko pięćdziesięciu lat, lokal gastronomiczny w Warszawie. Dla jednych niemodne wspomnienie PRL’u, dla innych obowiązkowy punkt spotkań na drodze z pracy do domu. Czy jest dziś jeszcze miejsce dla takich lokali na rozrywkowej mapie Warszawy?
Gdy przekraczam próg lokalu „uderza” mnie gęsty siwy dym. Dopiero po chwili wyraźnie mogę wyczuć zapach kotletów schabowych. Wnętrze skromnie urządzonej sali, wydaje się być przytulne. Po lewej bar, a w nim wszystkie popularne gatunki mocnych alkoholi, z nalewaka Książęce i Tyskie. Po prawej kilka stolików dość swobodnie rozmieszczonych w przestrzeni. Na parapetach kwiaty, na ścianach fotografie dawnej Warszawy.
Przysiadam się do baru i zamawiam herbatę…
* na zdjęciu barman nr dwa, nie Ryszard
Barman Ryszard
DJ: Jak się zaczęła pana przygoda z Corso?
BR: Jestem po technikum gastronomicznym i całe życie pracuję jako kelner albo barman. Do „Corso” trafiłem w 1992 roku. Tak się zaczepiłem i tak zostało. Niedaleko tu mieszkam. Pracuję przez pół miesiąca, potem przychodzi mój zmiennik, tak jest nam obu wygodnie.
DJ: Jakie były początki „Corso”?
BR: W latach siedemdziesiątych „Corso” nie miało zbyt dużej konkurencji, gdy powstało to na pl. Zbawiciela były tylko dwie knajpy, ta i jeszcze „Rybna Messa” (tam gdzie dziś „Plan Be” – przyp. red.), a i na Nowowiejskiej było „Carino”. Do „Corso” przychodzili aktorzy Teatru Współczesnego: Bronisław Pawlik, Zbigniew Zapasiewicz czy Roman Kłosowski. Miejsce było znane z wielu gatunków dobrego piwa, lokal prowadził wtedy ajent WSS Społem, więc miał dobre dojście do towaru. To było również pierwsze miejsce gdzie w powojennej Warszawie podawano, słynne później, spaghetti. W latach dziewięćdziesiątych przychodził często Muniek Staszczyk z T. Love, czy muzycy z zespołu DAAB. Tak jak teraz wypada pokazać się w „Charlott’cie” czy „Planie Be”, tak wtedy wypadało bywać tu.
DJ: A jak jest dziś?
BR: Dziś przychodzą ci, którzy dobrze pamiętają minione czasy. Wracają do tego miejsca, bo tu czują się swobodnie. Przychodzą różni ludzie, od kierowców tirów, przez handlowców, drobnych przedsiębiorców, po wykładowców z Politechniki. Ze znanych osób to nadal na obiady przychodzi Roman Kłosowski, często pojawiają się również Marek Nowakowski, malarka Katarzyna Ważyk, Andrzej Rosiewicz, Ignacy Gogolewski, czy Paweł Ludwicki – redaktor naczelny Kuriera Warszawskiego (miesięcznik – przyp. red.). Jedni przychodzą na obiady i to nawet codziennie, inni bliżej weekendu na piwko lub wódeczkę ze śledzikiem. Wspominają, rozmawiają o zabytkach Warszawy, komentują otaczającą ich rzeczywistość, dyskutują, czasem nawet się pokłócą, ale wszystko w dobrym tonie.
DJ: A młodzi?
BR: Niewielu tu młodych ludzi, a jak już to trzy, cztery lufki (bo tu taniej) i uciekają dalej. Jak jeszcze Warszawska była czynna to zaglądali z ciekawości, jednak zawsze jak wchodzili pierwszy raz to się śmiali z tego miejsca. Nie dziwie im się, dla dwudziestolatka, to pokoleniowa przepaść. Czasem przychodzą też studenci szkół artystycznych, głównie aktorskich, chyba dlatego, że usłyszeli kto tu kiedyś przychodził.
DJ: Czy to znaczy, że tu czas się zatrzymał?
BR: Trochę tak. Myślę, że dla wielu klientów jest to miejsce, gdzie mogą zwolnić bieg, naładować baterie i spotkać się z ludźmi, których znają. Wiedzą, że tu nie są anonimowi, że spotkają się z uśmiechem i otwartością z naszej strony. Wspominają czasy bywania na Foksal, na Kredytowej w dawnej Kameralnej. Dawni studenci Politechniki wspominają jak przychodzili tu na obiady i opowiadają jak ich los porozrzucał po świecie. Są mile zaskoczeni, że to miejsce jeszcze istnieje, chociaż sporo się zmieniło, to jednak klimat pozostał.
DJ: A co klienci zamawiają najczęściej?
BR: Na co dzień to piwko, no i na obiady dużo osób przychodzi. Zjeść można schabowego z ziemniakami, spaghetti, kaczkę czy żeberka. Bliżej weekendu to wieczorami na sali sami panwie, wódeczka a do niej śledzik, golonka albo chleb ze smalcem i dyskusje do późnych godzin nocnych. W części z wejściem od ul. Marszałkowskiej są jeszcze desery i lody własnej produkcji. Bo kiedyś to był jeden lokal, ale wprowadzenie przepisów o zakazie palenia tytoniu w miejscach publicznych wymusiło na właścicielkach ich obejście.
Pan Zbyszek – właściciel biznesu – naprawia windy.
DJ: Dlaczego pan tu przychodzi?
PZ: Przychodzę tu grubo ponad trzydzieści lat. Całe życie mieszkałem na Jaworzyńskiej. Wszystkich tu znam, czasem przychodzę z żoną, a nawet z synem. Tu mam z kim porozmawiać i nawet jak ktoś ma inne zdanie i głośno je wyraża, to nikt tu się na nikogo nie obraża. Co prawda na stare lata zachciało mi się starówki, ale i tak jestem częstym gościem Corso, bo drugiego takiego miejsca nie znalazłem.
BR: Tam gdzie dzisiaj jest chińczyk były kiedyś delikatesy. Pod nimi handlowali wódeczką, a Pan Zbyszek się tam zaopatrywał (śmiech).
Pan Grzegorz – wykładowca Politechniki.
DJ: Co pana przyciąga do tego miejsca?
PG: Zacząłem tu przychodzić jeszcze jako student czyli jakieś dwadzieścia lat temu. Dobrze się tu czuję, tam dookoła to albo za drogo, albo lemingi przychodzą. Poza tym tu mam z kim porozmawiać wszyscy są sympatyczni i jesteśmy po imieniu.
DJ: Czyli można powiedzieć, że to miejsce tworzą ludzie?
PG: Oczywiście. Wódki to się można przecież napić wszędzie, ale to nie o to chodzi. Mi zależy na spotkaniu z ludźmi, spotkaniu które jest wartościowe. Widzi pani ja nie rozumiem po co oni pod tym „Planem BE” co weekend stoją, każdy we własnej grupie i nie ma między nimi wymiany poglądów, dyskusji na temat. A tu na spokojnie usiądę sobie, pan Rysio piwko naleje zapyta się co słychać i ja mam mu co opowiedzieć. Wiem, że jego i innych naprawdę interesuje co ja myślę, dlatego lubię tu wracać.
Panowie Profesorowie 1,2,3 – odczekałam chwilę, aż kelnerka sprzątnie talerze i idąc pewnym krokiem, przysiadłam się do stolika…
DJ: Wiem, że panowie przychodzą tu od lat na obiady, dlaczego?
PP1: Wie pani przyczyną niektórych zdarzeń jest banał. Bo tu można palić. Wszędzie można zjeść lunch, ale to jedno z niewielu miejsc w Warszawie gdzie jeszcze wciąż można zapalić przy stoliku.
PP2: Jesteśmy tu praktycznie codziennie.
PP1: Chyba że jest piątek to niektórzy chodzą na zupę rybną do chińczyka (śmiech).
PP2: Jesteśmy tu rozpoznawalni i czujemy się trochę jak w domu. Pani nam mówi zawsze „dzień dobry” i mamy swój stolik z karteczką „zarezerwowane”.
PP3: Spotykamy się na obiadach i komentujemy sobie wydarzenia z kraju i ze świata. O widzi pani teraz to się zastanawiamy kiedy odbudują tęczę, bo pani prezydent się odgrażała, że jak będzie trzeba to i sto razy odbuduje, za nasze pieniądze.
PP2: Możemy tego setnego nie dożyć (śmiech).
PP1: No i mamy naszą paprotkę. Na co dzień opiekują się nią panie, które tu pracują. Przyniósł ją kiedyś nasz kolega. Na zimę jest z nami i stoi na parapecie, a jak jest ogródek to też jest z nami, bo my mamy taką salonkę na zewnątrz i tam jest dla niej specjalne miejsce.
„Corso” on Plac Zbawiciela square – existing for nearly fifty years catering place in Warsaw. For some of us unfashionable PRL memory for the other mandatory meeting point on the way home from work. Is there still a place for such entertainment venues on today’s map of Warsaw ?
When you cross the threshold of the place thick gray smoke hits me. Only after a while I could clearly smell the pork chops. Modestly decorated interiors seems to be cozy. On the left bar with all the common brands of spirits, with a pourer beers Książęce and Tyskie. On the right, a few tables quite freely arranged in space. Flowers on the windowsill and photographs on the walls of the former Warsaw. I sit at the bar and order a cup of tea …
Bartender Richard
DJ : What started your adventure with Corso ?
BR : I’m finished culinary high school and all my life I’ve been working as a waiter or bartender. To „Corso” I came in 1992. So I hooked here and here I am. I live close from here. I work for half a month, then comes my changer, so it is convenient for both of us.
DJ : What were the origins of „Corso”?
BR : In the seventies, „Corso” did not have much competition when it was founded here were only two pubs, Corso and Rybna Messa (where today is the „Plan Be” – ed.). And on Nowowiejska was Carino. To “Corso” were coming actors from Contemporary Theatre: Bronislaw Pawlik, Zbigniew Zapasiewicz or Roman Klosowski. The place was known for its many brands of good beer, then the local ran franchise owner of WSS Społem, so he had good access to the goods. It was also the first place in postwar Warsaw where he was given, later famous spaghetti. In the nineties came often Muniek Staszczyk T. Love and musicians from DAAB. As it now is good to show up in the „Charlotte” or „Plan Be”, so was coming here.
DJ : And how it is today ?
BR : Today come those who remember the good old times. They come back to this place, because here they feel at ease. Different people come here – rom truck drivers, by traders, small businessmen to the Polytechnic professors. From famous people which are still coming to dinner are Roman Klosowski, often also appear Marek Nowakowski, painter Katarzyna Wazyk, Andrzej Rosiewicz, Ignacy Gogolewski or Paweł Ludwicki – editor in chief of Kurier Warszawski. Some of them come for lunch, even daily, others closer to the weekend for a beer or vodka with herring. They talk about the monuments of Warsaw, commenting surrounding reality, discuss and sometimes even quarrel, but all in a good taste.
DJ : And young?
BR : Not many young people come here and if they do – they drink three or four shots (because it’s cheaper) and flee away. As “Warszawska” was still open they peeked out of curiosity , but as always comprised the first time I laughed out of the place. No wonder they , for the twenty-year old , it’s a generational gap . Sometimes they come too art school students , mostly acting , probably because who’s ever heard come .
DJ : Do you mean that time has stopped here?
BR : A little, yes. I think that for many customers this is the place where they can slow down, recharge their batteries and meet people they know. They know that there are not anonymous here, that they would meet with a smile and openness from us. They recall times of going to places streets like Foksal, Kredytowa in the former Kameralna. Former students of the Technical University mention as they came here for lunches and tell how their life looks like now in different places in the world. They are pleasantly surprised that this place is still there, although a lot has changed, the old climate remained.
DJ : What do customers order most often?
BR: Usually a beer but people come for lunches. You can eat pork chops with potatoes, pasta, duck and ribs. Closer to the weekend and in the evenings in the hall are only men, drinking vodka and eating herring, knuckle or bread with lard and then discuss late into the night. In the entrance from the street Marszałkowska are still desserts and homemade ice cream. Because once this was one place, but the introduction of legislation banning smoking in public places forced landlady to circumvent them.
Mr. Zbyszek – business owner – repairing elevators .
DJ : Why do you come here?
PZ: I come here well over thirty years. All my life I lived on Jaworzyńska Street. I know all the people here, sometimes I come with my wife or even my son. Here I have someone to talk to and even as someone has a different opinion and loudly expresses it, no one offend anyone. It is true, that in my old age I wanted to live on the old town, but still I’m a frequent visitor of Corso, because I didn’t find any other place like this.
BR : On the place where today is the Chinese place, once was a deli. In front of it people sold vodka and Mr. Zbyszek supplied bar there (laugh).
Mr. Gregory – University lecturer.
DJ : What attracted you to this place ?
PG : I started coming here as a student that is about twenty years ago. Well, here I feel good, around this place everywhere is either too expensive or “lemmings” come . Besides, here I have someone to talk to and everyone is friendly and we call each other by name.
DJ : So you can say that the people make this place?
MG: Course. Vodka is a drink you can drink it everywhere, but that’s not the point. I wanto to meet people, I care about meetings that are valuable. You see, I do not understand what they stand under this „Plan B” every weekend, each in their own group and there is nothing between them – no exchanging views, discussions. And here I sit quietly, Mister Rysio pour a beer and ask what’s going on and I have many things to tell him. I know that he and others are really interested in what I think, and that is why I like coming here.
Professors 1,2,3 – I waited until the waitress cleaned plates and then approached the table confidently and sat down at the table …
DJ : I know that you come here for lunch for years now, why?
P1 : You know that sometimes the real cause of something is a cliché. Because here you can smoke. Everywhere you can eat lunch, but it’s one of the few places in Warsaw where you can still smoke at the table.
P2: We’re here almost every day.
P1: Unless it is Friday, then some of us go to the Chinese place for fish soup (laughs).
PP2 : We’re here recognizable and we feel a little bit like home. We hear „good morning” every time and we have our own table with a note „reserved”.
PP3 : We meet at dinners and comment on the events of our country or the world. About now you see, we talk about when they will rebuild a rainbow, because the president threatened, that if there will be a need for it, she will do it even a hundred times, from our money.
PP2 : Maybe we won’t live for this hundredth time (laughs) .
PP1 : Well, we have also our fern. Every day ladies who work here are taking care of it. It was brought once by our colleague. For the winter it is with us standing on the windowsill, and as a garden is open it is also with us, because we have special room outside and there is a special place for her.