Zwykłe Życie to magazyn o prostym życiu wśród ludzi, miejsc i rzeczy.

Czy już wiecie, jak przygotować się na atak zombie? Pamiętacie, jak raz wysiadł wam prąd i nie mieliście pomysłu, co ze sobą zrobić? Zastanawialiście się kiedyś, co zrobicie, jeśli zabraknie wody? Bo wiecie, że zegar zagłady (symboliczny zegar, który od 1947 roku pokazuje, ile zostało minut do północy, gdzie „północ” oznacza zagładę ludzkości) od 2018 roku wskazuje godzinę 23.58? Żarty żartami, ale powodzie, tornada, trzęsienia ziemi to nie są bajki. Z prepperem Piotrem Czuryłło, autorem Vademecum przetrwania. Jak wyjść cało z kataklizmu, katastrofy i konfliktu (Wydawnictwo Nasza Księgarnia) rozmawiam o naszej błogiej nieświadomości, o złudnym poczuciu samowystarczalności i o powrocie do natury, do lasu, który może stać się naszym domem.

Nie napisałbyś swojej książki, gdyby nie lęk. Czego boisz się najbardziej?

Samotności. Nigdy nie chciałbym zostać sam. Kiedy mamy w pobliżu drugą osobę albo inne stworzenie, psa czy kota, to jest nam łatwiej. Ktoś, kto był kiedyś sam w trudnej sytuacji, wie, że brak wsparcia zarówno psychicznego, jak i fizycznego jest czymś strasznym i demotywującym.

Czy w tym momencie jest coś, co ci zagraża?

Nie czuję się w tej chwili zagrożony. Oprócz takich egzystencjalnych problemów, z którymi prawdopodobnie boryka się większość ludzi, czyli kwestii związanych z tym, co będzie jutro, czy będę miał dalej pracę, czy będę w stanie utrzymać rodzinę, czy będę zdrowy. Naturalnie jest jeszcze cały szereg rzeczy, które mogą się wydarzyć w każdej chwili, a na które nie mam wpływu, takie jak uderzenie w Ziemię komety. Konflikt wojenny w tym momencie jest mało prawdopodobny, ale katastrofa klimatyczna już bardziej nam zagraża. Mieszkam w lesie i każdego dnia obserwuję z przerażeniem, jakie zmiany w nim zachodzą. Prowadziłem jakiś czas temu szkolenie dla Astronaut Training Centre. Jednym z jego punktów było dotarcie do źródła wody. Ku mojemu zaskoczeniu dawniej obfite źródło było kompletnie wyschnięte.

Nazywasz się prepperem – co to właściwie oznacza?

Pochodzi od angielskiego prepare, czyli przygotować się. Preppersi pojawili się w Stanach na skutek zimnej wojny w latach 50., kiedy to Amerykanie zaczęli masowo budować schrony atomowe. Zauważyli też, że istnieje cała masa innych zagrożeń, jak trzęsienia ziemi, powodzie, tornada, ataki terrorystyczne.Wojny boimy się wszyscy, szczególnie w Europie Środkowej jest dla nas czymś szczególnie żywym. W naszym regionie coraz częściej mamy też do czynienia z burzami z wyjątkowo silnymi wyładowaniami i wiatrami, które kiedyś były rzadkością.

Jak prepparing pojawił się w twoim życiu?

To był splot różnych wydarzeń. Nie dostałem z dnia na dzień jakiegoś objawienia, nie obudziłem się pewnego poranka jako preppers. Na pewno jest to związane z moją pasją, czyli naturą. Las zawsze mnie pociągał, interesował mnie survival, chociaż nigdy nie byłem gościem, który miałby ku temu jakieś specjalne predyspozycje. Pamiętam czasy, kiedy bałem się lasu, bo go nie znałem i nie rozumiałem. Człowiek wywodzi się przecież z lasu, ale ostatnie kilkaset lat skutecznie nas od niego oddaliło. Większość ludzi obawia się go, bo nie zna jego zasobów, dźwięków, zapachów. Przeciętnemu Kowalskiemu kojarzy się jedynie ze zbieraniem jagód i grzybów. Pamiętam czasy, kiedy bałem się lasu, bo go nie znałem i nie rozumiałem. Ten strach działał na mnie jednak magnetycznie. Dziś już lepiej znam las, choć nadal mam przed nim respekt. Bywa, że gdy jestem w nim sam, to trudno jest mi się wyluzować.

W książce wspominasz, jak po obejrzeniu Blair Witch Project wybrałeś się samotnie do lasu.

Pojechałem tam nawet z uśmiechem na ustach. To był późny, zimowy wieczór, siedziałem w domu i podekscytowany filmem pomyślałem sobie, że wybiorę się z psem do lasu. Skończyło się tak, że ledwo wyszedłem z samochodu, dopadły mnie emocje. Zawstydzony tym, co się ze mną dzieje, wróciłem do auta. Z takich sytuacji też możemy wyciągać wnioski. Nie chciałbym, żeby to wszystko zabrzmiało tak, że preppers żyje w ciągłym strachu, bo tak nie jest. Nie przypominam sobie, kiedy ostatni raz rozmawialiśmy w domu z przerażeniem w oczach o jakichś katastrofach. Ci najbardziej zapobiegliwi, jak Stany Zjednoczone, mają rozpisane procedury nawet na taką sytuację jak atak zombie. Na ogół wydaje się to śmieszne, ale warto choć przez chwilę się nad tym zastanowić, bo dzięki temu w razie czego zawsze będziemy minimalnie przygotowani na tego typu ewentualność. Tak samo nie wyobrażamy sobie dziś spotkania z obcą cywilizacją, ale czy kilkaset lat temu pomyślelibyśmy, że będziemy mieli w kieszeni telefon, przez który skomunikujemy się z inną osobą, a na dodatek będziemy mogli oglądać ją na żywo w kamerze?

Czujesz się przygotowany na atak innej cywilizacji?

To nie jest tak, że na tej półce mam scenariusz na atak obcej cywilizacji, na tej na zombie, a na tej na coś jeszcze innego. Mój prepparing ewoluuje. Stwierdziłem już jakiś czas temu, że im mniej posiadam, a więcej umiem, tym lepiej jestem zabezpieczony.

No tak, w książce piszesz o różnych preppersowych skrajnościach i dziwactwach. Co zdziwiło cię najbardziej?

Nie ma chyba nic takiego, co by mnie szczególnie zaskoczyło, tym bardziej że w ostatnim czasie rynek zalewają różne wynalazki. Przodują w tym oczywiście Stany Zjednoczone. Możesz nawet kupić zwykłą łyżeczkę z instrukcją obsługi, dzięki której dowiesz się, że ta łyżeczka ma dwadzieścia innych zastosowań poza tymi, które znasz. To wszystko jest w gruncie rzeczy interesujące i kreatywne, bo uświadamia nam, że ze śmieci możemy zrobić naprawdę wiele przydatnych rzeczy, a myślę, że cokolwiek by się nie wydarzyło, nasza cywilizacja zostawi po sobie hałdy odpadów.

Ty jednak najbardziej polegasz na własnych umiejętnościach, takich jak polowanie, uzdatnianie wody, przygotowywanie lekarstw, budowanie schronu. Jak się tego wszystkiego nauczyłeś?

Podstawowe informacje można znaleźć wszędzie, w książkach, w internecie, w opowieściach, w rozmowach. Miałem okazję i przyjemność poznać masę ciekawych ludzi w moim życiu. Zwierzyna interesowała mnie od zawsze. Myślistwo bardzo zbliżyło mnie do natury, bo żeby polować, trzeba poznać las, zwierzynę, jej zwyczaje, okresy godowe, struktury wiekowe, zachowania itd. Nie interesuje mnie chodzenie do lasu i strzelanie do zwierzyny, ale jeśli muszę zdobyć pożywienie, nie mam z tego powodu jakiegoś poczucia winy. Bardzo lubię dziczyznę, ale przede wszystkim mam ogromną satysfakcję, kiedy uda mi się coś upolować i przerobić, głównie dlatego, że daje mi to poczucie bezpieczeństwa. Dzięki temu wiem, że będę mógł zapewnić mojej rodzinie jedzenie. Prawda jest taka, że bardziej czuję się myśliwym czy zbieraczem niż rolnikiem, chociaż z tego zakresu też zdobyłem wiedzę. Każda z tych umiejętności przekłada się na życiową zaradność. Jako ojciec lubię patrzeć na moje dzieci, które potrafią o siebie zadbać nawet w trudnych warunkach. Myślę, że właśnie to w prepparingu jest ważne, a nie to, co i kiedy się stanie, bo jestem przekonany, że tak czy inaczej większość katastrof sprowadzi nas na łono natury.

Powiedziałeś, że jesteś dumy, patrząc na samodzielność twoich dzieci. Dzisiaj wszyscy lubimy nazywać siebie samodzielnymi, samowystarczalnymi, ale gdy tylko na przykład wysiądzie prąd, zaczynamy się zachowywać jak dzieci we mgle.

To, o czym mówisz, to blackout. Na jego podstawie możemy zaobserwować, co się z nami dzieje, kiedy zgaśnie światło. Najczęściej domownicy dostają bzika, bo nie wiedzą, co ze sobą zrobić. Od prądu dziś zależy wszystko, bez niego nie zrobimy zakupów, nie zapłacimy kartą, nie będziemy mogli przemieszczać się na duże odległości itd. Już kilkudniowy brak prądu jest katastrofą dla ludzkości, a co dopiero tydzień czy miesiąc.

Nie mogę o to nie zapytać. Piszesz w książce, że w ostateczności, kiedy zdobycie wody nie będzie możliwe, pozostaje nam picie własnego moczu lub krwi upolowanych zwierząt. Trudno mi to sobie wyobrazić, tobie nie?

Nie. Jest to w stanie sobie wyobrazić każdy, kto przez moment czuł prawdziwe pragnienie. W przypadku utraty 10–20% wody umieramy. W obliczu śmierci picie moczu wydaje się ogromnym komfortem i radością.

Ty miałeś taką okazję?

Tak. Któregoś razu byłem z kolegą w Sudanie i pewien Egipcjanin zabrał nas nad jakąś zatokę na pustyni, gdzie mieliśmy oglądać żółwie w okresie godowym. Musiał nas tam zostawić, na chwilę… Wrócił po nas po ponad sześciu godzinach, bo coś tam mu się po drodze skomplikowało. Nie byliśmy na to zupełnie przygotowani, wszystko, co mieliśmy, zostało w samochodzie. W słońcu, w temperaturze 55 stopni naprawdę można było zbzikować, a to nie było nawet preludium prawdziwej sytuacji, kiedy nie ma wody przez kilka dni. Poza tym krew pije się w wielu kulturach, nawet w Polsce używa się krwi zwierząt do czarniny, salcesonu czy kaszanki. Kiedyś człowiek pił krew, bo jest bardzo odżywcza, a do tego smaczna, wiem, bo próbowałem krwi bydlęcej i drobiowej. Ale to nie jest tak, że odkryłem w tym jakąś radość i chętnie bym się dziś napił szklaneczkę krwi.

Zastanawiałeś się kiedyś nad tym, czy jest coś, czego byś nie zrobił, żeby przetrwać?

Nie przychodzi mi nic takiego do głowy. Pewnie najtrudniejsze by były jakieś kwestie moralne. Nie zgadzamy się z żoną w przypadku spraw ostatecznych. Jej zdaniem byłoby najlepiej, gdybyśmy wszyscy zginęli, jeśli sytuacja byłaby beznadziejna. Ja z kolei myślę, że cokolwiek by się działo, robiłbym wszystko, żeby przeżyć. Obym nie musiał nigdy tego weryfikować.

Tu zamówisz książkę