Zwykłe Życie to magazyn o prostym życiu wśród ludzi, miejsc i rzeczy.

Niektóre pozują dumnie jak syreny, niektóre odwracają twarze. Ustawione w rzędzie, splatają się w różnorodny ciąg nagich sylwetek. Dziewczyny na zdjęciach Karoliny Hanulak niczego nie udają. Nowy projekt 19-letniej fotografki to pochwała cielesnej niepewności. Choć temat samoakceptacji krąży w sferze publicznej od dłuższego czasu, zdjęcia Karoliny mają w sobie dużo niewinności. To nie tylko feministyczny manifest, ale artystyczna próba pokazania ciała w sposób eteryczny, delikatny, niezależnie od jego rozmiarów. Subtelna forma dziewczęcego aktywizmu. Karolina właśnie skończyła liceum, bierze rok przerwy i zapowiada więcej projektów w imię kobiecej naturalności.

Marta Knaś: Jak zainteresowałaś się fotografią?

Karolina Hanulak: Fotografią zajmuję się od ponad pięciu lat, ale dopiero trzy lata temu zafascynował mnie człowiek, zarówno jego powierzchowność jak i wnętrze, psychika. W sierpniu ubiegłego roku odbyła się moja pierwsza autorska wystawa „skin/skóra”, a w październiku moje zdjęcia były pokazywane w czasie imprezy Container Love 4 – The River Issue Exhibition w Hamburgu. W fotografii cenię sobie naturalność. Staram się ukazywać człowieka takim jakim jest naprawdę, bez retuszu.

MK: W najnowszym projekcie fotografujesz młode dziewczyny w bieliźnie, nago, w zupełnie neutralnym miejscu. Na pierwszy plan wychodzi ciało.

KH: Pomysł na projekt zrodził się z moich własnych kompleksów oraz z tego, jak bardzo idealizowany jest obraz kobiety w mediach. Na samym początku była to po prostu pomysł, nie spodziewam się, że uda mi się zorganizować coś tak dużego. Organizacja projektu zaczęła się w grudniu 2016 roku. Dwa miesiące przed projektem niestety nie byłam nawet pewna czy się odbędzie. Trudno było znaleźć dobre miejsce, które nie kosztowałoby milionów. Oczywiście nie obyło się bez pewnych problemów organizacyjnych. Na samym początku projekt miał odbyć się w Łodzi, później była to Warszawa. Jednak ostatecznym miejscem projektu był Poznań, dzięki życzliwości właścicielek studia MLEKO.

MK: Jak znalazłaś dziewczyny, które było gotowe ci zaufać, rozebrać się przed obiektywem?

KH: Ogłaszałam projekt na różnych mediach społecznościowych. Każda kobieta mogła wziąć udział, niczego nie narzucałam z góry. Mogła to być kobieta biała, czarna, z bliznami, młoda, starsza. Każda z nich przybyła na miejsce ze swoją cielesną historią. Nagle w jednym miejscu znalazło się około 30 kobiet, które zgodziły się bym pokazała ich intymność.

MK: Jaka atmosfera panowała podczas sesji?

KH: Patrząc na dziewczyny podczas zdjęć, czułam dużą solidarność. Cieszę się, że pomimo początkowego wstydu oraz mojego dużego stresu, dziewczyny tak dobrze się zgrały. Kilka uczestniczek przychodząc na projekt chciało pozostać w bieliźnie, jednak pod wpływem atmosfery, gdzie nikt nikogo nie oceniał, zdecydowały się rozebrać. To dla mnie naprawdę duża satysfakcja. Jednak największą nagrodą byłaby zmiana sposobu postrzegania własnego ciała, zarówno przez uczestniczki jak i osoby oglądające projekt.

MK: Jak oceniasz dzisiejszą rzeczywistość dziewczyn?

KH: W Polsce, droga do odnalezienia siebie oraz możliwość podążania za własnymi pasjami są utrudnione. Z każdej strony, ktoś inny wmawia nam swoje racje. W moim przypadku, to szkoła dążyła do tego, aby zgasić mój zapał twórczy. Polska jest krajem mało otwartym na różnorodność przekonań. Mam nadzieję, że to się zmieni i kiedyś będziemy mogły powiedzieć, że nasza swoboda nie jest przez nikogo naruszana. W niektórych miejscach na świecie, ta otwartość jest zdecydowanie większa.

MK: Obserwując dziewczyny, które zrzeszają się poprzez social media czy w ramach artystycznych projektów, zauważasz że problem z samoakceptacją jest coraz mniejszy?

KH: Myślę, że ten problem wciąż jest bardzo powszechny. Cieszę się, że są takie projekty, osobowości, dziewczyny, które nie boją się o tym mówić i chcą pokazywać swoją naturalność. Myślę, że każda z nas ma czasami gorszy dzień, kiedy czuje się źle ze swoim ciałem, na twarzy pojawi się pryszcz, niedoskonałość. Jest to jednak zupełnie normalne. Nie można żyć w pogoni za ideałem.

MK: Co oznacza dla ciebie popularne już hasło „body positive”?

KH: Czytam je jako pozytywny sposób patrzenia na siebie. Mnie nauczyła go moja Mama. Kiedyś ogromnym problemem było dla mnie wyjście do ludzi w wersji bez makijażu. Teraz jest to dla mnie zupełnie normalne. „Body positive” oznacza pełną akceptację siebie i świadomość swoich wartości, które definiują nas jako człowieka, a nie obiekt seksualny.

MK: Często wspominasz o naturalności. Jak ją definiujesz?

KH: Naturalność to dla mnie szczerość i autentyczność. Nikt z nas nie musi być idealny. Według mnie, prawdziwe piękno jest niewymuszone, przez co łączy się bezpośrednio z byciem naturalną.

MK: Jak wyobrażasz sobie idealną przyszłość dziewczyn?

KH: Idealna przyszłość nadejdzie wtedy, gdy nikt nie będzie nam już niczego narzucał – jakie mamy być, jak mamy wyglądać. Gdy znikną bariery, które nie pozwalają nam spełniać się jako człowiek i kobieta. Moment, gdy naprawdę będziemy mogły być sobą.

MK: O czym marzysz?

KH: Chcę spełniać się jako artystka. Ten projekt umocnił mnie w przekonaniu, że lubię i potrafię pracować z ludźmi. Dzielić się z nimi swoim postrzeganiem naturalności. Pragnę pomagać kobietom w tym, jak siebie postrzegają, chcę by każda z nich mogła poczuć się wyjątkowo, dlatego planuję organizować podobne projekty co jakiś czas.