Zwykłe Życie to magazyn o prostym życiu wśród ludzi, miejsc i rzeczy.

Tekst: Marta Mach

Zdjęcia: Bartek Wieczorek

Mówią, że zabawki przyszły do nich z lasu, że jeszcze pachną drzewem i słychać w nich szum wiatru buszującego w liściach lub igłach. Urodzili się w górach i nigdy ich nie opuszczą. Żyją zgodnie z tradycją, prowadząc jednocześnie nowoczesne przedsiębiorstwo, które ma klientów od Kanady po Australię. Posłuchajcie historii równie bajkowej co prozaicznej – historii Gosi i Wieśka Borowych i ich zabawek Wooden Story. 

Polskie Beskidy, a w szczególności okolice Makowa Podhalańskiego, od dziesiątek, jeśli nie setek lat, słyną z tradycji stolarskich. Oprócz dużej liczby firm wykonujących standardowe usługi związane z obróbką drewna, takie jak przecieranie, suszenie i impregnacja, mieszka tu i pracuje największa liczba stolarzy meblarzy w kraju. Kwitnie też stolarstwo artystyczne, które stanowi jedną z atrakcji turystycznych. Rzeźbiarze nie ustają w struganiu figurek i elementów zdobiących meble. Zachwyt ceprów budzą ręcznie robione szopki, gwiazdy i maski kolędnicze oraz instrumenty muzyczne. W Jurgowie, który ugościł naszą sesję zdjęciową, jako jeden z nielicznych w Polsce działa jeszcze ciągle tartak napędzany kołem wodnym. Jest tak stary, że nie wiadomo dokładnie, ile ma lat. Przetrwał już kilka pożarów, po których był odbudowywany i remontowany. Woda do tartaku jest doprowadzana specjalnie do tego celu wykopaną rzeczką nazywaną Przykopa, odnogą rzeki Białki. Dawniej woda płynąca Przykopą napędzała także nieistniejące już młyny i folusz. Tartak działa do dziś tylko dlatego, że mieszkańcy Jurgowa i okolic wciąż jeszcze z niego korzystają. W Białce nieopodal Makowa (nie mylić z Białką Tatrzańską) powstają dziś prawdopodobnie najsłynniejsze w świecie polskie drewniane zabawki. Tworzą je małżeństwo Gosia i Wiesiek Borowy.

Dziadek Wieśka, czyli Dziadek Borowy

Historia tradycji stolarskich w rodzinie Borowych sięga trzy pokolenia wstecz. Nikt tak naprawdę nie pamięta, kiedy dokładnie dziadek Borowy heblował pierwsze bale drewna. W historii ważny jest rok 1969, kiedy w warsztacie w Białce powstały pierwsze drewniane zabawki. Gosia i Wiesiek opowiadają dziś swoim i innym dzieciom taką historię:

„Dawno, dawno temu… a dokładnie w 1969 roku, za siedmioma pięknymi lasami mieszkał sobie Dziadek Borowy. Głowę miał pełną pomysłów i ręce zdolne. Różnił się jednak od jemu podobnych. Kochał las i jego drzewa, często wędrował po pobliskich kniejach i wsłuchiwał się w odgłosy przyrody. Jako mały chłopiec usłyszał bajanie o Leśnym Duchu i od tamtego dnia pragnął poznać go i opowiedzieć mu o swoich marzeniach noszonych w sercu. Pewnego dnia postanowił odszukać Leśnego Ducha. Wyruszył więc w nieznane. Nie zabrał ze sobą nic prócz małego nożyka. Wędrował tygodniami, a żywił się tym, co podarował mu las. Mieszkał wśród drzew i mówił do nich, jakby były żywymi istotami. Kochał je ogromnie. Las doceniał to, że Dziadek Borowy nie niszczy go i traktuje z szacunkiem, dlatego w nocy chronił Dziadka przed dzikimi zwierzętami. Dziadek czuł, że las odwzajemnia jego miłość, i z czułością gładził kory drzew. Niczego nie niszczył, nie łamał gałęzi, a ze znalezionych na ziemi kawałków drewna ciosał małe drewniane zabawki. Las przyglądał się dziełu i kołysał koronami drzew z zachwytu. Pewnego słonecznego dnia Dziadek Borowy dotarł na polanę, gdzie rosło najgrubsze i najstarsze drzewo świata. Jego gęsta zielona korona sięgała nieba, a wśród gałęzi mieszkały nieznane dotąd nikomu gatunki ptaków. Dziadek przystanął zachwycony i zapytał drzewa, czy może pod nim odpocząć. Drzewo zaskrzypiało grubym i starym drewnem i upuściło wprost w ręce Dziadka srebrne piórko na znak zgody. Znużony długą podróżą zasnął Dziadek oparty o ciepłą korę starego drzewa, otulony mchem, wśród najmilszych dla ucha pieśni nieznanych ptaków. Nagle rozległ się trzask, drzewo rozwarło się, a ze środka wyszedł Leśny Duch i tak rzekł do Dziadka Borowego.

– Znam cię nie od dziś. Twoje natchnione serce wołało mnie, od kiedy byłeś małym chłopcem, a twoja podróż po moim lesie pokazała, że dobry i szlachetny z ciebie człowiek. Dlatego dam ci coś, czego nikt inny na świecie nie ma i mieć nie będzie. Moje zaczarowane drzewa. Tylko ty będziesz umiał je rozpoznać i wydobyć z nich prawdziwe piękno. Widziałem piękne zabawki, które rzeźbiłeś, podróżując po moim lesie, i wiem, że dar, który właśnie otrzymałeś, wykorzystasz mądrze i z miłością. Od tej pory twoje zabawki będą miały duszę, której nie mają żadne inne drewniane przedmioty, i tylko tobie uda się wydobyć z moich drzew prawdziwe piękno drewna. Wracaj do domu i wykorzystaj swój dar mądrze, a drzewa zawsze będą ci przychylne.

Duch zniknął, a polana wydawała się taka sama jak w chwili, kiedy Dziadek Borowy zobaczył ją po raz pierwszy. Otworzył oczy, nadal oparty o pień starego drzewa… Czy mu się to wszytko śniło, czy może naprawdę poznał Ducha Lasu? Do dziś nie wiadomo, czy to tylko bajanie, czy prawdziwa historia, ale pewne jest, że tylko Dziadek Borowy wiedział, które drzewo nadaje się na jego drewniane zabawki.Mądrość tę przekazał swoim dzieciom i wnukom. Asrebrne piórko podobno samo zdobi skrzynie i płócienne worki.

Gosia i Wiesiek do dziś trzymają pierwsze wystrugane przez dziadka zabawki. Dziadek sprzedawał je na okolicznych targach. Ojciec Wieśka wykonywał już zlecenia dla dużych klientów. W warsztacie Borowych w Białce powstawały nie tylko drewniane zabawki, lecz także różne inne stolarskie wyroby, bo na drewniane klocki i układanki nie zawsze był duży popyt.

unnamed (1)

Wooden Story. Historia jak z bajki

Gosia: Zawodu nie wybierałam – samo wyszło. Nie to co z mężem. Wieśka wypatrzyłam sobie we wsi jeszcze w podstawówce. Postanowiłam tak wszystkim pokierować, żeby się we mnie zauroczył. Wyglądałam co niedzielę, jak szedł do kościoła, i wychodziłam na drogę w odpowiednim momencie. No i poskutkowało. Wesele było standardowe – ponad sto osób. Huczne wesele w Beskidach zaczyna się od dwustu. Jak zaczęłam chodzić z Wieśkiem, to od razu mnie zaraził swoją pasją do stolarki. Najpierw mu trochę pomagałam w warsztacie, a z czasem potrafiłam wykonać wszystkie lekkie czynności. Czy mam do tego dryg? Jak ktoś chce, to nie ma siły, żeby się nie nauczył.

Wiesiek: Z piątki rodzeństwa ja zawsze byłem najbliżej warsztatu. Najszybciej się wszystkiego nauczyłem i najwięcej czasu spędzałem z ojcem przy robocie. Kiedy odszedł niespodziewanie, nie wahałem się ani chwili, czy przejąć po nim obowiązki. Miałem wtedy 18 lat. Szybko wydoroślałem, to i szybko byłem gotowy na założenie rodziny. Jesteśmy z Gosią już 20 lat małżeństwem i tyle razem pracujemy w stolarce. 20 lat temu drewniane zabawki to był relikt przeszłości. Polska dopiero zachłystywała się plastikowymi produkowanymi w Chinach. Warsztat wykonywał wtedy przeróżne zlecenia. Robiliśmy to, na co było zapotrzebowanie: wózki, stołki, beczki, a nawet narty. Kiedyś przyszło duże zlecenie na stojaki na wino od klienta z Anglii – to też się wykonało.

Gosia: Z czasem podzieliliśmy pracę: Wiesiek w warsztacie, ja w biurze. Kilka lat temu, ni stąd, ni zowąd, zaczęły napływać od klientów zapytania o drewniane klocki – dokładnie takie, jakie robił kilkadziesiąt lat temu ojciec Wieśka. W ciągu dwóch miesięcy pięć czy sześć dużych sklepów pytało o drewniane zabawki. Pomyślałam, że to nie może być przypadek, że wraca na nie moda. Wyciągnęliśmy stare rysunki i stare wzory zabawek produkowanych przez dziadka i ojca Wieśka. Postanowiliśmy wskrzesić dawne czasy. Do ekipy dołączyli też nowi ludzie, którzy pomogli stworzyć nam wizję marki produkującej tradycyjne zabawki z odswieżonym designem i ekologicznymi opakowaniami.

Wiesiek: O Wooden Story zrobiło się głośno. Nośna historia rodzinnej pasji, piękny design zabawek, aspekt ekologiczny (wszystkie produkty są ręcznie robione, tylko z naturalnych surowców) – to wszystko sprawiło, że informacje o marce pojawiły się w wielu polskich mediach. Kolorowe magazyny, telewizje śniadaniowe i liczne blogi dla mam zachwycały się prostotą i pięknem drewnianych zabawek, które na myśl przywodzą te z dzieciństwa dzisiejszych rodziców. Bilans jednak jest taki, że Wooden Story sprzedaje się głównie poza granicami Polski – 90 procent zabawek produkujemy w Białce na eksport.

Gosia: Nasze zabawki docenili Skandynawowie, Australijczycy, Kanadyjczycy, Amerykanie. Dobrze sprzedają się też w Europie Zachodniej. Od kilku lat regularnie jeździmy na międzynarodowe targi. Ostatnio koleżanka była w San Francisco. Po powrocie powiedziała: „Przechodziłam obok sklepu z zabawkami i widziałam wasze klocki w witrynie!”. Wysyłamy od jednego pudełka klocków po cały kontener. Dlaczego tylko 10 procent naszej produkcji sprzedaje się w Polsce? Myślę, że z dwóch powodów: polskiego klienta nie stać na ręcznie robione, dobrze wykonane produkty, na które trzeba wyłożyć większą sumę przy zakupie, oraz nie docenia się faktu, że takie produkty są na lata. Na zachodzie ta lekcja jest już odrobiona.

Proza życia

Gosia: Pobudka o 5.30. Wiesiek idzie otworzyć warsztat i przywitać pracowników, ja przygotowuję śniadanie dla całej rodziny. O 7 całą piątką (mamy dwie córki i syna) spotykamy się przy stole. 7.15 – dzieci wspólnie odmawiają pacierz, a potem rozjeżdżają się do szkół. My z Wieśkiem idziemy do firmy – Wiesiek do warsztatu, ja do biura. O 10.30 obowiązkowo jest kawa z ciastem. Ciasto najczęściej piekę sama. Przy tej kawie omawiamy najważniejsze bieżące sprawy: produkcję, zamówienia, kwestie związane z pracownikami.

Wiesiek: Około 13 jest przerwa. Pracownicy jedzą wtedy obiad. My z Gosią, w zależności od tego, kto ma czas, idziemy pod las do naszego kurnika zebrać jajka i ogarnąć kury. Potem powrót do pracy. O 15 pracownicy mają fajrant. My pracujemy jeszcze tyle, ile potrzeba. Potem trzeba dzieci zwieźć ze szkół i siąść do wspólnego obiadu.

Gosia: Wieczory mamy niby dla siebie, ale to się z dziećmi nad lekcjami siądzie, to w kuchni coś porobi, zawsze jest wiele do zrobienia. Spać kładziemy się wcześnie, bo rano trzeba wcześnie wstać.

W weekendy, jeśli tylko czas na to pozwala, Wiesiek rusza na ryby. Jest zapalonym wędkarzem. Odcina się wtedy od całego świata – tylko las, rzeka i on. Ja lubię usiąść z książką. Potrafię czytać kilka książek naraz.

Zabawki przyszły do nas z lasu

Gosia: Nasze projekty powstają w naszych głowach. Mieszkamy w Białce od dzieciństwa. Nic więc dziwnego, że inspiruje nas natura. Spędziliśmy w lesie nasze młode lata. Las podpowiada pomysły, rozwiązania. Drewno, jego elastyczność, miękkość, twardość, ułożenie słoi – to nas fascynuje.

Wiesiek: Potrafię rozpoznać drewno po zapachu. Każde pachnie inaczej. Dobór drewna to jedna z najważniejszych części mojej pracy. Nasze zabawki odróżnia od innych drewnianych to, że do olejowania i barwienia używamy tylko naturalnych materiałów. Klocki i układanki nacierane są olejem i woskiem pszczelim od okolicznych pszczelarzy, dlatego mają taki wyjątkowy zapach – pomiędzy zapachem tartaku a świecy z pszczelego wosku. Kółka w drewnianym samochodziku wykonane są z drzewa orzechowego. Mają dzięki temu ciemniejszy kolor, chociaż nie były barwione, a do tego pachną orzechami.

Gosia: Nasze gryzaki z drzewa klonowego nie są w ogóle impregnowane, bo drzewo klonowe ma naturalne właściwości antyseptyczne. Jeśli barwimy kolorowe klocki, to tylko naturalnymi barwnikami, na przykład żółtym na bazie kurkumy, czerwonym na bazie buraka.

Co w rodzinie, to nie zginie

Gosia: Rodzina jest dla nas najważniejsza. Staramy się spędzać razem jak najwięcej czasu, ale wiadomo, jak jest. Lata lecą. dzieci dorośleją. Nasza najstarsza córka uczy się w liceum w Krakowie. Jest bardzo aktywna i przedsiębiorcza. W szkole zauważyli te jej cechy i wyróżnili nagrodą, tylko trójka spośród tysiąca uczniów taką dostała. Jesteśmy z córki bardzo dumni.

Wiesiek: Kto przejmie rodzinną firmę? Za wcześnie, żeby powiedzieć. Najstarsza córka chce być architektem. Więc może syn? Wszystkie dzieci nam pomagają. Jak jest dużo pracy, pakują paczki, wiążą sznurki. Nie trzeba ich o to prosić, rozumieją to same.

Gosia: Tu, w Białce mamy wszystko, czego nam potrzeba: Wiesiek swoje ryby, a ja książki. Pracy jest na szczęście dużo, więc większość czasu pracujemy. Ale niedziela, choćby nie wiem co się działo, musi być wolna. Niedziela jest dla rodziny.

* Autorami bajki są właściciele Wooden Story – Gosia i Wiesiek

Tekst opublikowany w 9. numerze magaynu Zwykłe Życie