Zoolitery
Tekst: Dagmara Olesińska
Zdjęcia: Wydawnictwo Hokus-Pokus
Zwykle książki wspomagające naukę alfabetu kojarzą się z bardzo prostymi ilustracjami i nieskomplikowanym słownictwem, w przypadku „Zooliter” Agaty Juszczak to wyobrażenie jest absolutnie błędne.
W tym nietypowym elementarzu pojawiają się takie słowa jak aligator, cykada, emu, iguana, nosorożec, czy uchatka – chodzi tutaj nie tylko o trudność w wymówieniu danej nazwy, ale również o samą znajomość wymienionych zwierząt. Autorka jednak zdecydowała się postawić młodym odkrywcom alfabetu poprzeczkę wysoko i myślę, że słusznie. Sama nie byłam pewna, czy sześcioletniemu chłopcu albo dziewczynce spodoba się ta książka, więc zabrałam ją ze sobą, idąc w odwiedziny siostrzeńca i ku mojemu zdziwieniu – był zachwycony! Zarówno krótkimi rymowankami, jak i rysunkami, które zdecydowanie wybiegają poza kanon ilustracji dziecięcej. Ich odmienność to przede wszystkim dużo czerni i trzeba przyznać, że niektóre zwierzęta są przedstawione dość abstrakcyjne.
Ilustracje Agaty Juszczak bez wątpienia mogą podobać się dorosłym (mi bardzo), ale jeżeli chodzi o najmłodszych miałam pewne obawy, okazało się jednak, że niepotrzebnie. Siostrzeńcowi najbardziej spodobała się rymowanka „anonimowy aligator to kucharz amator”, gdy ją usłyszał, śmiał się przez kilka minut i wesoło powtarzał te kilka wyrazów, a przecież właśnie o to chodzi, by dziecku tak się to spodobało, że bez żadnego nacisku ze strony dorosłego, będzie chciało powtarzać i w wyniku tego uczyć się nowych wyrazów. Mnie najbardziej do gustu przypadły „łysy łoś zgubił coś” oraz „samotny słoń poczuł wiosny woń”.
Mam nadzieję, że ta publikacja pełna humoru i wysokiej jakości ilustracji, przypadnie do gustu małym odkrywcom alfabetu i już od najmłodszych lat będzie kształtować ich literacko-graficzny smak.