Wydawczynie: Monika Długa z Wydawnictwa Poznańskiego
Na czym polega praca dyrektorki wydawniczej w wydawnictwie o długoletniej tradycji? Z których, wydanych przez siebie książek, jest najbardziej dumna? Czy praca i pasja w jednym równa się zmęczeniu czy raczej satysfakcji? Na te i inne pytania odpowiada Monika Długa z Wydawnictwa Poznańskiego, która książkami zajmuje się także jako autorka popularnego bloga God save the book.
Jak długo pracujesz w Wydawnictwie Poznańskim?
W wydawnictwie pracuję od 1 lipca 2014 roku. Zatem siedem lat.
A od kiedy pełnisz funkcję dyrektorki wydawniczej?
Od czerwca zeszłego roku. Przedtem, przez kilka lat, byłam szefową redakcji.
Na czym dokładnie polega twoja praca? Jak liczny masz zespół?
Przede wszystkim na tworzeniu planu wydawniczego, opiniowaniu tytułów, które mają wejść w jego skład. Na tworzeniu strategii Grupy WP. Na reprezentowaniu wydawnictwa „na zewnątrz”. Na rozmowie. Z autorami i autorkami. Ze współpracownikami i współpracowniczkami. Nie lubię słowa „mam”. Wolę – „jestem częścią” zespołu. Gdy przychodziłam do wydawnictwa, to było nas osiemnaście osób. Teraz mamy ponad pięćdziesięcioosobowy team.
Nad iloma tytułami pracuje wasz team? Ile tytułów obejmuje tegoroczny plan wydawniczy?
Około 150. Ale nie przywiązywałabym się do tej liczby. Część tytułów pewnie jeszcze wypadnie (zdarzenia losowe). Może coś jeszcze dojdzie.
Wydawnictwo Poznańskie w tym roku obchodzi swoje 65-lecie, przez wiele lat było wydawnictwem sprofilowanym naukowo, wydającym tytuły regionalne (wciąż macie bardzo poznański logotyp). Jakie są dzisiejsze linie programowe wydawnictwa? Chodzi mi zarówno o podział w Wydawnictwie Poznańskim, ale także o subprinty: YA, Czwartą Stronę i dziecięce Zygzaki.
Część naukowa, a może precyzyjniej – popularnonaukowa (seria ZROZUM, historia, dział Wiedza), nadal leży w kręgu naszych zainteresowań. Nie porzuciliśmy dobrej i zacnej tradycji WP. Ba! staramy się ją godnie kontynuować. Nasze „linie programowe” to pasja i zaangażowanie konkretnych osób. Pod każdym tym hasłem: YA, CS, Zygzaki – kryją się redaktorzy i redaktorki, którzy z wielkim poświęceniem i determinacją śledzą rynki zagraniczne, są wyczuleni na to, co wydarza się na rodzimej scenie wydawniczej, w końcu – sami kreują nowe trendy i wychodzą naprzeciw oczekiwaniom czytelników i czytelniczek. Staramy się więc wydawać wszystko, co dla nas także prywatnie, zawiera się w haśle „Z miłości do literatury”.
Literatura gatunkowa generalnie lepiej się sprzedaje. W Polsce, jak i na świecie. I bardzo dobrze, bo każdy z czytelników może z bogatej oferty wybrać coś dla siebie. My w WP mamy akurat to szczęście (zapewne wynika to także z naszej metodologii pracy), że nawet tytuły, które teoretycznie winny znaleźć się w przegródce „prestiż domu”– doskonale funkcjonują na rynku, są zauważane, kupowane i szeroko komentowane.
Popraw mnie, jeśli się mylę: czy dzięki temu, że wydajecie wysokonakładowe i z pewnością świetnie się sprzedające książki Remigiusza Mroza (jako subprint Czwarta Strona), możecie pozwolić sobie na wydawanie niektórych tytułów dla tzw. honoru domu? Który tytuł jest spełnieniem Twoich czytelniczych i wydawniczych ambicji? Pewnie jest ich więcej niż jeden.
To jest akurat pytanie, które jest mi najczęściej zadawane. A że rozmawiasz z osobą, która przyjęła książkę Remigiusza do wydania, to jeśli chodzi o kwestie ambicjonalne – mogę już zamknąć dzienniczek ocen (często sobie wyobrażam, że gdyby podobne zdarzenie miało miejsce na rynku amerykańskim – spokojnie mogłabym przejść na wydawniczą emeryturę. Kupić dom nad oceanem i czytać już tylko książki dla przyjemności.)
Literatura gatunkowa generalnie lepiej się sprzedaje. W Polsce, jak i na świecie. I bardzo dobrze, bo każdy z czytelników może z bogatej oferty wybrać coś dla siebie. My w WP mamy akurat to szczęście (zapewne wynika to także z naszej metodologii pracy), że nawet tytuły, które teoretycznie winny znaleźć się w przegródce „prestiż domu”– doskonale funkcjonują na rynku, są zauważane, kupowane i szeroko komentowane. W ostatnim półroczu bardzo ucieszył mnie spektakularny sukces książki Bernardine Evaristo „Dziewczyna, kobieta, inna” oraz reportażu „Zachód słońca na Santorini” Dionisiosa Sturisa. Każda z nich mówi o poszukiwaniu tożsamości. To bardzo ważne, współczesne głosy dotyczące szeroko pojętej „inności” i poszukiwaniu własnej drogi.
Czy możesz zdradzić jakiej książki żałujesz, że nie wydałaś? Chyba każdy wydawca ma na koncie takie tytuły, które miał w ręku, ale odrzucił, a potem stały się bestsellerami…
Próbuję sobie przypomnieć, ale chyba nie było (jeszcze!) takiego tytułu.
Czasami wiem, że książka jest świetna, ale odrzucam ją z pełną świadomością, bo zdaję sobie sprawę, że ktoś inny zadba o nią we właściwy sposób. Ma na to przestrzeń, ma na nią pomysł, wpisuje się dobrze w jego strategię. Nie ma nic gorszego dla wydawcy, jak świetny tytuł, który w żaden sposób nie zaistniał na rynku. Tego staram się unikać.
A z którego wydanego tytułu jesteś najbardziej dumna? Możesz wybrać trzy, żeby było prościej.
Jestem dumna z każdego naszego tytułu. W ostatnim czasie jednak bardzo ucieszył mnie fakt, że świetnie poradziły sobie książki z naszej nowej serii ZROZUM. Tutaj szczególnie polecam „Czarną owcę medycyny”, która z miejsca stała się bestsellerem. Także z tytułu Zygzakowatego (to nasz nowy imprint z literaturą dziecięcą) – „Możesz na mnie liczyć” – opowieść o tym, że warto podążać za pasją i marzeniami. I trzeci tytuł – to książki Jacka Karczewskiego. Bo to autor o olbrzymiej wiedzy i świetnym (nomen omen) piórze, który nawet największego sceptyka zarazi zachwytem nad światem ptaków.
Jak przez ostatnie lata, twoim zdaniem, zmienił się rynek wydawniczy, co jest dla ciebie łatwiejsze, co trudniejsze?
Polski rynek książki jest rynkiem niewielkim i dlatego bardzo czułym na wszelkie zmiany. Na pewno, co oczywiste, bardzo wiele zmieniła pandemia. Przy pierwszym lockdownie – większość wydawców wstrzymała premiery, aby teraz zalać nas lawiną nowości. Naszą strategią było zaś, żeby premiery utrzymać. Zdaje się, że był to strzał w dziesiątkę, gdyż dla nas ubiegły rok okazał się rokiem olbrzymiego sukcesu. Wszyscy musieliśmy nauczyć się funkcjonować w wirtualnej rzeczywistości. Zmienić sposób promowania książek, ale także ich dystrybuowania. My postawiliśmy na Domowe Targi Książki, spotkania online – bo jeśli nie możemy spotkać się w Warszawie, czy Krakowie – spróbujmy zrekompensować to czytelnikom i czytelniczkom w inny sposób. To był dla nas trudny czas, ale też czas olbrzymiego sukcesu.
Jesteś nie tylko dyrektorką wydawniczą, swoje książkowe zainteresowania opisujesz na blogu „God save the book”, świetnym blogu zresztą. To, że dużo czytasz, jest oczywistością. Zdradź, proszę, ile to jest dużo? Jakie książki leżą przy twoim łóżku? Jak czytasz?
Dziękuję. Nie czytam wiele. Około 60 tytułów rocznie. Czytam za to w sposób zachłanny, żeby nie powiedzieć totalny. Książki są jedyną stałą w moim życiu, współtworzą i kreują mój świat. Zabierają mi przestrzeń i czas – a ja godzę się na to z pełną świadomością. Wydaję mi się, że za to, co oferują – mamy całkiem uczciwy układ.A ponieważ zawsze z kimś dzieliłam przestrzeń – nie mam problemu ze skupieniem się w żadnych warunkach, czytam więc praktycznie wszędzie. Choć ostatnio czyta mi się najlepiej między drugą a czwartą w nocy. To jest czas dla mnie. A przy dwójce dzieci to jest wręcz dar od losu, że w tym czasie nie śpię. I w żadnym wypadku nie jest ważny dla mnie nośnik – może być czytnik, może być papier. Książki zresztą traktuję bardzo użytkowo. Zagięte rogi, liczne podkreślenia itd. – w to mi graj!
Czytam głównie nowości (znajomość rynku jest dla mnie kluczowa) – non-fiction, ale i powieści. Właśnie dziś skończyłam „Głód” Roxan Gay i zabieram się za „Pogrzebaną” Hesslera.
Jak zmieniło się twoje podejście do książek i czytania od kiedy zawodowo zajmujesz się książkami? Zakładam, że jesteś ciągle czujna, czy to męczące?
Jestem wielką szczęściarą, bo kocham to co robię. Oczywiście jest to inny rodzaj lektury niż wcześniej. Teraz poszukuję skarbów przedzierając się przez liczne propozycje wydawnicze, a żeby te skarby odkryć, często trzeba nadłożyć drogi i włożyć w to sporo wysiłku. Ale warto. Szczególnie zaś, gdy potem obserwuje się sukcesy autorów i autorek. Często też łapię się na tym, że daną książkę inaczej bym zredagowała – ale to już zupełnie inna opowieść…
Zdradź nam, proszę, na koniec twoje czytelnicze top 5.
Na to pytanie czekałam najbardziej, choć to pytanie najtrudniejsze, bo mój osobisty kanon (podobnie jak zainteresowania), cały czas ewoluuje. No i tylko 5?!
1. „Fikcje” Jorge’a Luisa Borgesa
2. „Middlesex” Jeffreya Eugenidesa
3. „Cesarz” Ryszarda Kapuścińskiego
4. „Fantom bólu” Hanny Krall
5. „Dom z dwiema wieżami” Macieja Zaremby Bielawskiego