Ping Pong do 6 czyli sześć pytań do… Agi Kozak i Marty Majchrzak
Aga Kozak i Marta Majchrzak właśnie tworzą Błogość czyli przestrzeń do samodoskonalenia poprzez dynamiczną medytację, pracę z ciałem, tantrę. Zanim Błogość nabierze bytu formalnego, dziewczyny zapraszają na najbliższe zajęcia #Osiędbanie do OHLALI. A nam opowiadają o swoich metodach oraz drodze do ich wypracowania
Marta Mach: Obie jesteście bardzo zapracowanymi dziewczynami, działającymi równocześnie na wielu polach. Wspólnie tworzycie warsztaty, nazywając się urban szamankami. Powiedzcie, co dokładnie znaczy to określenie.
Marta Majchrzak: Aga to kobieta wulkan. Można kojarzyć ją z tekstów i programów telewizyjnych i internetowych – przez lata zajmowała się takimi tematami jak sztuka – współprowadziła choćby galerię i wielki festiwal fotografii – seks czy jedzenie, generalnie zmysły. W międzyczasie została coacherką, trenerką, terapeutką oddechową, uczyła się psychoterapii przez ciało i konstelacji rodzinnych. A teraz tworzy pod auspicjami Wysokich Obcasów piękny twór – Instytut Dobrego Życia. Niedługo ukaże się jej pierwsza książka o przygodach taksówkowych, opowieść o codzienności widzianej z tylnego siedzenia taksówki. Pięknie zilustrowane cacuszko dla spragnionych lekkości i poczucia humoru.
Aga Kozak: Marta jest psycholożką i badaczką, którą możecie znać jako współautorkę raportów o polskich kobietach czy młodych. Jest współzałożycielką OH LALA, które ze szkoły tańca na rurze stało się ważnym centrum kobiecego empowermentu. Marta organizowała piękne wernisaże zmysłowej fotografii kobiecej „Autoerotyk”. Aktualnie pisze książkę o swoim niezwykłym pochodzeniu i tożsamości.
Obydwie jesteśmy też uczennicami Santoshi, nauczycielki tantry i od jakiegoś czasu prowadzimy razem „Błogość” – nie ma jeszcze żadnego bytu formalnego w postaci www czy fanpejdża, proszę nie szukać, będzie wkrótce! A niektórzy nazywają nas urban szamankami. W „Błogości” wymyślamy programy wzmacniające dla nas, mieszczuchów, pomagamy się zatrzymać, zagłębić w siebie, poczuć swoje ciało, swoje emocje, ukochać i zaakceptować siebie. Dużo w tym zarówno charakteryzującego nas obydwie zaangażowania, jak zmysłowości i delikatności dla siebie.
Od czego zaczęło się wasze zainteresowanie tantrą?
MM: Tantra nas ciekawiła od dawna jako starożytny system życia bazujący na zmysłowości. To nauka dopasowana do współczesnego świata, krzewiąca wartości humanistyczne od Indii do Kalifornii. W tantrze znalazłyśmy praktyczny i przydatny zestaw ćwiczeń i praktyk, które oscylując wokoło seksualności jako naszej siły napędowej są terapeutyczne. Nasza nauczycielka uczy medytacji w ruchu, rozpoznawania własnych potrzeb i emocji, łączenia się z ciałem jako świetnym drogowskazem używając przy tym narzędzi współczesnej psychologii.
AK: Tantra świetnie wzmacnia w kobiecości i męskości, jest takim świętem samego siebie. Co obydwie kochamy to spotkania ze swoim cieniem, mrokiem – tym wszystkim, co zamietlibyśmy chętnie pod dywan, ściągnęli z oczu wszystkim, a przede wszystkim samym sobie. Ze zdziwieniem odkryłyśmy, że Jung swoje nauki o cieniu zaczerpnął właśnie z tantry. Te nasze „ciemne” strony zobaczone i wykorzystane – są naszą wielką siłą. Lubimy sposób, w jaki tantra uczy nas być z innymi kobietami i dogadywać się ze sobą samymi i naszymi mężczyznami. Kochać lepiej i mocniej. Mata mówi, że i z dzieckiem się lepiej dogadasz, nie tylko tym w sobie. A oczywiście i seks jest niebiański!
Jak to się stało, że pracujecie w duecie? Co Wam to daje?
AK: Jesteśmy tak podobne i tak różne, że daje nam to super-kreatywny flow. Znalazłyśmy w sobie partnerki do intelektualnych dyskusji, do wspólnej pracy z ludźmi i do robienia rewolucji. Bo my chcemy zrobić rewolucję: miłości do siebie, swoich ciał, znajomości swoich emocji, kochania swojej sensualności i seksualności, ale też po prostu – bycia dla siebie dobrymi.
MM: Jesteśmy obie przekonane, że będąc bardziej przy sobie, w ciele – ucząc je odstresować, czuć, wyzwalać w bezpiecznych warunkach swoje emocje, zarządzać nimi, będziemy lepszymi rodzicami, partnerami i przyjaciółmi, pracownikami, generalnie ludźmi. Uzdrawianie jednostek może, w optymistycznej wersji, zaskutkować uzdrowieniem całych społeczności. Nasza praca jest więc też w jakiś sposób polityczna, choć w mniej tradycyjnym sposobie rozumienia polityki.
AK: Muszę powiedzieć jeszcze coś: Marta otworzyła mi też oczy swoim raportem o kobietach. Nauczyła mnie szacunku do inności, ale nie tej, którą lubię szanować, tylko wszelakiej. Bardzo to było trudne, ale ten szacunek mnóstwo mi daje, uziemia mnie.
MM: Dla mnie Aga jest objawieniem, żywym dowodem na to, że można łączyć błyskotliwy intelekt z sensualną zachłannością na życie. Bardzo mnie inspiruje i wspiera już przez sam fakt, że jest.
Do kogo są skierowane Wasze zajęcia i gdzie można się zapisać?
MM: Staramy się dotrzeć do wszystkich. Mamy zajęcia skierowane wyłącznie do kobiet – jak nasz cykl pod nazwą #Osiędbanie czyli weekendowe warsztaty z tego, jak zadbać o siebie i swoją energię na wszelkich poziomach. Są też zajęcia totalnie koedukacyjne – czyli choćby nasze medytacje w ruchu w OH LALA: dynamiczne i Kundalini. Teraz pracujemy nad pakietami dla firm: chcemy uczyć większego połączenia ze sobą, narzędzi radzenia sobie ze stresem, dbania o siebie. Wiemy, że pracodawcy coraz częściej widzą, ze umiejący zadbać o siebie i swój dobrostan pracownik to pracownik szczęśliwszy a przez to lepszy i fajniejszy.
Jesteście też odpowiedzialne za warsztaty przy okazji premiery głośnego filmu „Touch Me Not” – opowiedzcie o nich.
AK: „Touch me not” to niezwykły film-przeżycie. Niektórzy widzą w nim tylko warstwę seksualną, ale to film o poszukiwaniu siebie, o wyzwaniu autentyczności. Seks jest w nim silnie powiązany z wyrażaniem siebie, swoją siłą. Warsztaty, które poprowadziłyśmy na zaproszenie Nowych Horyzontów były niezwykłe. Prowadzone przez film pomagałyśmy widzom uporać się z emocjami, z którymi film nas zostawia, przytrzymać niektóre z narzędzi, które film pokazuje, choćby czucie serca, łączenie się z oddechem, czucie siebie.
MM: W salach kinowych, z kilkudziesięcioosobową widownią przepracowywałyśmy to, co pojawiło się u widzów podczas seansu. Ja np. krzyczałam z widzami w kinie, Aga robiła skany ciała, relaksacje i pytała jaka jest ich ulubiona część ciała.
Zainteresowanie zajęciami, które łączą pracę nad ciałem i umysłem wzrasta. Jak myślicie dlaczego?
AK: Coraz bardziej zamieszkujemy nasze umysły i jednocześnie coraz mniej jest nas w naszych ciałach. Ciała używamy jako wehikułu, jako narzędzia, ale nie traktujemy go często jako nas samych. Przeżywamy życie i rzeczywistość z poziomy głowy. A ciało jest mostem łączącym nas z rzeczywistością. Pozwala odczuwać, a nie tylko intelektualizować. Możemy latami chodzić na psychoterapię, grzebać sobie w głowie, nie czuć, oszukiwać siebie i psychoterapeutę. Tymczasem jak mawiał jeden z naszych mistrzów, Aleksander Lowen – ciało nigdy nie kłamie. Jest naszym kompasem, który zawsze mamy przy sobie. Oddech to z kolei podstawa medytacji. Czytałaś ostatnio badanie dotyczące dobrostanu współczesnych, które nie wspominałaby medytacji jako niezbędnego narzędzia do choćby radzenia sobie ze stresem?
MM: Inaczej mówiąc TO PO PROSTU DZIAŁA i to działa szybko, dając ulgę, zbliżając nas do samych siebie. To chyba najprostsza odpowiedź. We współczesnych czasach tęsknimy za sobą, a taki rodzaj pracy nas do siebie zbliża, jak utulenie.