Zwykłe Życie to magazyn o prostym życiu wśród ludzi, miejsc i rzeczy.

“Kadyks? Fajnie, a gdzie to?!” – Mniej więcej tak wyglądała reakcja na wieść o moich planach na wakacje.
Sam niewiele wiedziałem o tym mieście, no może poza faktem, że znajduje się w Hiszpanii i na pewno nie jest to druga Barcelona. Dlatego, jak nigdy wcześniej, poszperałem intensywnie w poszukiwaniu informacji przed wyjazdem.

Po tygodniu szperania w Internecie, wiedziałem już, że jest to najstarsze miasto w Hiszpanii (powstało 1000 lat p.n.e.), położone na długim i smukłym półwyspie, otoczone trzema zamkami, posiadające w swoim czasie najsłynniejszy port łączący handel z Nowym Światem, z którego w 1494r. Kolumb wyruszył w swoją drugą podróż do Ameryki.

Z Warszawy do Kadyksu podróżowaliśmy prawie cały dzień, co nie przeszkodziło mi i mojemu partnerowi po dotarciu na miejsce późnym wieczorem, pójść zobaczyć ocean. Wiedziałem, że to będzie TEN moment. I tak też było. Pełen zachwyt. I nie była to zasługa potęgi i zapachu oceanu, a wielkiej latarni, która świeciła w oddali, przecinając swoim promieniem światła czarną otchłań horyzontu.

Mówi się, że Kadyks to “miasto, które się uśmiecha”. Nie wiem, ale kto by się nie uśmiechał będąc w mieście, które jest otoczone trzema plażami, w tym dwiema najpiękniejszymi miejskimi plażami na świecie.
Tym czym Kadyks mnie zachwycił, to swoją żywą historią. Nie można przejść obojętnie przez miasto, gdzie na każdym kroku widać pozostałości różnych kultur. Ślady historii nie są otoczone czerwoną taśmą i odgrodzone kasą biletową, to naturalna tkanka, codzienność mieszkańców Kadksu. Moje trzy ulubione miejsca to Mercado Central – najstarsze i największe targowisko, gdzie codziennie rano sprzedawane są świeże owoce morza, złowione w nocy przez rybaków. Następne to plac z knajpami przed Katedrą Świętego Krzyża oraz plaża Victoria.

Ostatnia rzecz, o której wspomnę, aby wzbudzić Waszą ciekawość i chęć poznania tego miasta, to historia z zachodem słońca. Należę do tych osób, które raczej przekręcają oczami, jak słyszą, gdy ktoś mówi albo (najcześciej) pisze, że kocha zachody słońca. Cóż za pretensjonalność! A jakie było moje zdziwienie, pewnego wieczoru, kiedy ludzie na plaży zatrzymywali się i obserwowali słońce, żegnając je w jego ostatnich minutach. Wtedy gęste, pomarańczowo – fioletowo – czerwone promienie oblewały białe, piaskowe budynki, a ja stałem z ludźmi wpatrzony w ten mistyczny spektakl…
Nie odpuściłem tego widoku następnego i kolejnego dnia, zawsze o 21:44.

PRZYDATNE PORADY:

– Żeby dotrzeć do Kadyksu, trzeba najpierw dolecieć do Sewilli, a tam wsiąść do pociągu, który jeździ kilka razy dziennie. Bilety warto kupić wcześniej przez Internet.
– Warto znać parę zwrotów po hiszpańsku, gdyż znajomość angielskiego jest na niskim poziomie, a menu w knajpach mają często tylko po hiszpańsku, a jeżeli są karty w języku angielskim, to bywa, że różnią się cenami.
– Pora siesty jest w Kadyksie ściśle przestrzegana, co oznacza, że między 16-20 nie zjecie nic na mieście, a o 20:00 możecie szukać wolnego stolika godzinami, gdyż większość Hiszpanów nie gotuje w domu.

POLECAM:

Bary z tapasami: Mesón Cumbres Mayores, Taberna Casa Manteca oraz La Taperia de Columela. Zamawiajcie długo dojrzewającą szynkę “jamón ibérico”, suszony tuńczyk oraz tatar “mojama de atun” i wszystko co z nim podają oraz coś co jest pyszniejsze od gazpacho – “Salmorejo”.

Na słodkie: cukiernia La Vaca Atada oraz Cafe Royalty.

Smażalnia ryb i owoców morza: Freiduria Las Flores