Rozmowa: Lovesong
„Anaemic Wishes” to chwytający za serce lovesong, który zapowiada nowy album multiutalentowanej Candelarii Saenz Valiente, znanej Wam jako Pictorial Candi. O zwykłym życiu i procesie tworzenia rozmawiamy krótko, ale treściwie.
scroll down for English please
*****
Marta Mach: Ku rozpaczy swoich polskich fanów i przyjaciół, przeprowadziłaś się z Warszawy do Berlina. Opowiedz trochę o swoim zwykłym życiu w Berlinie. Czym różni się od życia w Warszawie?
Pictorial Candi: Tu w Berlinie jestem dużo bardziej fizycznie wyczerpana, ale szczęśliwsza niż w Warszawie. Czuję, że tu pasuję. Z racji tego, że Marcin (Masecki, mąż Candi – przypis redakcji) dużo podróżuje, dość często bywam samotną matką. Opieka nad dzieckiem w pojedynkę, codzienne prowadzanie i odprowadzanie córki do szkoły może być męczące. Ale za to naprawdę kocham swoją okolicę. Uwielbiam tureckiego sprzedawcę warzyw, który zasypuje mnie dowcipami, gdy robię u niego zakupy, kocham pracowników całodobowego „Spati” po drugiej stronie ulicy, dealerów narkotyków, którzy kręcą się wokół naszej kamienicy – są zawsze niezwykle uprzejmi i kocham muzykę, którą puszczają na swoich boomboxach, uwielbiam nasz sklep rybny, sklep bio i sklep z perukami, i krawcową z zakładu pamiętającego lata pięćdziesiąte. Wszyscy są tuż za rogiem. A najbardziej kocham pracowników meksykańskiej restauracji pod naszym domem. Wkładają mi darmowe jedzenie i ibuprom do koszyka, który spuszczam z balkonu. Życie i śmierć zlewają się w jedno, nic nie jest stałe ani pewne, alfons tonie w tej samej kałuży, w której pływają ptaki, wszyscy jesteśmy zanurzeni w tym cyklu. I zdaje się jakby wszyscy to wiedzieli, zdawali sobie z tego sprawę. Wszyscy poddajemy się tej wyższej sile. To wszystko nie jest takie oczywiste w Warszawie, która zabijała mnie od wewnątrz powoli, słodko i tragicznie. Mam wrażenie, że ból jest wpisany w topologię tego miasta – położonego na tak bardzo zranionej ziemi. Ziemi, która się nie zabliźnia, bo, za jakiegoś powodu proces gojenia się zatrzymał. Berlin był w tej szczęśliwej sytuacji, że po upadku muru, zachód bardzo zainwestował we wschód, ale również szczęśliwie dla tego miasta, zjechało się tu wówczas mnóstwo imigrantów z zupełnie innym bagażem doświadczeń. To oni pomogli stworzyć dzisiejszą atmosferę Berlina. Wpuszczenie ludzi do miasta to jak stworzenie dopływów rzeki, które pompują energię. I nie mówię tu o polityce, przysięgam, to raczej komentarz popularno-naukowy o miejskim ekosystemie.
MM: Wydałaś niedawno nowy singiel zatytułowany „Anaemic Wishes”. Jak powstał ten utwór?
PC: Napisałam tę piosenkę tuż po kryzysowym momencie. Wszystko wokół wydawało się wtedy nie mieć sensu. Na płaskim horyzoncie nie widać było nadziei, tylko rozpacz i kilka anemicznych marzeń. W tej sytuacji jedyną podporą było dla mnie ramię mojego męża. Trzymałam się go mocno, aż nicość przeminęła. Napisałam tę piosenkę, żeby już nigdy przez to nie przechodzić i mam nadzieję, że zadziała jak amulet albo repelent. Komponując muzykę miałam w głowie filmy Hala Hartley’a. Cały nadchodzący album pełen jest kontrapunktów i przeplatających się powtarzających motywów. Karol „Karolini” Kadłucki zrobił genialne, nowoczesne mixy. Jestem zaszczycona, że mogę z nim pracować.
MM: Słuchając „Anaemic Wishes” nie sposób oprzeć się wrażeniu, że jesteś szczęśliwie zakochana. Czy kiedykolwiek uważałaś, że tylko żal i smutek mogą stanowić inspirację dla prawdziwego artysty?
PC: Skądże znowu. Życiowe tragedie mogą być inspiracją dla głębokich dzieł, jasne, ale to tylko dlatego, że smutek często pobudza kreatywność. Jest wiele innych dróg w tworzeniu. Przede wszystkim oddanie się bez reszty pomysłowi, nad którym się pracuje. Nie trzeba koniecznie cierpieć katuszy.
MM: Na jakim etapie jesteś w pracy nad nowym albumem?
PC: Prawie skończyłam. Na album złoży się siedem piosenek. Większość wykonuję solo, ale możecie spodziewać się kilku ekscytujących kolaboracji. Cała płyta została stworzona jako próba wydostania się ze smutku. Są takie emocje, z których dobrze się wyzwolić, niekoniecznie dobrze jest brnąć w nie zbyt głęboko. Zobaczymy czy tak samo zadziała to na słuchaczy…
MM: A jakie masz plany i marzenia na najbliższą przyszłość?
PC: Dość anemiczne! Gdy skończę pracę nad albumem zajmę się komponowaniem muzyki do nowego filmu Anny Kasińskiej. Regularnie występuję z moim stand upem „I <3 Tubby”. Spędzam miło czas. To tyle… Jestem otwarta na wszystko…
*****
Marta Mach: Leaving you Polish fans and friends in despair, you’ve moved to Berlin some time ago. Tell me about your ordinary life there. How does it differ from life in Warsaw?
Pictorial Candi: I am much more physically exhausted but much happier in Berlin cause I feel like I fit in. I am a part time single mother, cos Marcin travels a lot, and taking my kid to school every day in the metro is pretty tiring. But then, I love the hood I live in. I love the turkish guy who cracks jokes when I buy his vegetables, I love the guys at the 24/7 open Spati across the street, I love the drugdealers that hang out across my house, they’re always so polite and I love the music they play from the boombox; I love the fish shop and the bio shop and the shop with wigs, and the lady who sews in her 1950’s open salon. Everyone is around the corner. Especially I love the people at the mexican restaurant downstairs who put free food and ibuprofene in a basket that I lower from my balcony. Life and death are gurgling here, it’s a tight match, nothing is stale or frozen, the pimp drowns in the puddle were the birds bathe, we’re all part of this constant fountain cycle. And it feels like everyone knows it, everyone is aware that we’re living it, that we’re being tossed around by this force. This is not so obvious in Warsaw, and it was killing me inside, slowly, sweetly and tragically. I feel like it has to do with the pain in Warsaw’s topology. You live on a land wounded by its history, with no healing in sight because the process is stalled. Berlin was different mainly cos it had the West which invested on the East after the wall came down but also, they had the advantage of having outsiders mix in, people with different baggage that helped heal the space, it is a matter of creating currents, letting people in is like creating new affluents to a main river. It pumped up the energy. This is not about politics, I swear, this is merely a comment on natural sciences, on boosting an ecosystem.
MM: You’ve just released your new single „Anaemic Wishes”. Tell us a little bit about how was the track created.
PC: I wrote this song after a steep downer. All things around me became senseless and all I could see was a flattened horizon with barely any hope in sight, just despair and a few anaemic wishes. In this scenario all I could do was hold on tight to my husband’s arm at night until nothingness passed. I wrote it so that I never have to go through that again, it hopefully works like a charm or a repellent. I made the music having in mind the style of Hal Hartley’s film scores. This whole next album is full of counterpoint lines and repetitive motifs interweaving. Karol “Karolini” Kadłucki made a killer, more modern mix of it and I am so happy and truly honored to work with him.
MM: Listening to „Anaemic Wishes” it’s pretty obvious that you are very happy in love. Have you ever shared the opinion, that only misery and disasters make the great inspiration for a true artist?
PC: Not at all. Misery and disasters can create deep work, sure, but that’s just cos these lowly feelings help you tap into the creative zone. But there are many other ways of producing good work, mainly falling in love with an idea and working at it will do the trick, no need to suffer.
MM: At what stage are you working now on upcoming album?
PC: I am almost finished with the album, it’s got 7 songs, mostly performed solo except for a few exciting collaborations. The whole album is conceived as a way of locking away sadness. There are certain emotions that you can sort of liberate from within, so that you don’t have to go into them so unnecessarily deeply. It’s not a sad album though, it’s meant to absorb the sadness, not instill it. We’ll see if it works for others…
MM: What are the anaemic wishes of Candelaria for the nearest future?
PC: Pretty anaemic! I’m playing a show on May 11 here in Berlin with John Moods. Finishing the album. I’ll be making the music to Anna Kasinska’s new film. Getting my stand up “I <3 Tubby” rolling. Getting in some good ol’ quality times. That’s it… I’m pretty much open to anything…