Powstaliśmy z gwiezdnego pyłu
Liczba okularników rośnie i wszystkie znaki na ziemi wskazują na to, że w najbliższej przyszłości w krajach rozwiniętych i rozwijających się okulary będzie nosiło nawet 90 procent społeczeństwa. Mowa tutaj oczywiście o okularach o szkłach minusowych dla krótkowidzów. Dlaczego tak jest? Oko ludzkie ewolucyjnie przystosowane jest do patrzenia na odległość sześciu metrów i zwyczajnie nie nadąża za rozwojem digitalizacyjnym. Jak często spoglądasz w dal na czubki zielonych drzew, by dać odpocząć oczom? Dystans oko – ekran komputera, czytnika czy smartfona wynosi średnio czterdzieści centymetrów. Dlatego optycy i okuliści będą mieli pełne ręce roboty. Przedstawiamy parę, która wychodzi naprzeciw naszym potrzebom: stworzyli oprawki przyszłości – z kosmicznych materiałów, trwałe, nowoczesne i do tego ładne.
Agata Napiórska: Pamiętacie waszą pierwszą myśl w stylu: „Będziemy robić oprawki do okularów”?
Joanna Jurczak: Taka myśl pojawiła się w mojej głowie na ostatnim roku studiów. Kamil kolekcjonował ciekawe oprawy okularów i zaczęło mnie to interesować. Nawiązałam kontakt z fabryką okularów. Chciałam stworzyć projekt dyplomowy. Nic wtedy z niego nie wyszło, ale ta myśl została. Po kilku miesiącach wróciłam do tego pomysłu. Kamila, miłośnika dobrych okularów, z naturalnych przyczyn też to zainteresowało. Tak zaczęliśmy go wspólnie rozwijać jako większą ideę.
AN: Kamil, co zawiera twoja kolekcja oprawek i gdzie je kupowałeś?
Kamil Pączkowski: Oj, okulary noszę od przeszło dwudziestu lat. W tym czasie przez mój nos przewinęło się mnóstwo opraw. Od znanych marek, jak Cutler & Gross czy Oscar Jacobson, po totalne vintage znajdowane na targach czy eBayu. Dziś w Polsce oferta jest bardzo duża. Kiedyś trzeba było kombinować, sprowadzać z zagranicy, kupować okulary przeciwsłoneczne i przerabiać je na optyczne. Obserwuję rosnącą na polskim rynku świadomość jakości, materiałów, kunsztu tworzenia opraw i jest mi niezmiernie miło, że dziś na moim nosie są piękne i eleganckie Sirène.
AN: Czym zajmowaliście się wcześniej?
JJ: Jestem projektantką. Skończyłam wzornictwo na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Wcześniej pracowałam jako art director.
KP: Ja jestem szefem działu designu studia projektowego THIS.
AN: Ile trwała praca nad stworzeniem marki? Jakie przeszliście etapy?
JJ: Nasza praca zaczęła się około czterech lat temu. Zaczęliśmy wtedy prowadzić pierwsze rozmowy z manufakturą. Przez następne lata pracowaliśmy nad projektami: tworzyliśmy prototypy, jeździliśmy do fabryk we Włoszech wybierać najbardziej interesujące nas materiały, a także na targi branżowe. Ten proces był dość długi. Fabryka żyje swoim własnym życiem, produkuje okulary dla znanych marek, między innymi ze Stanów. Musieliśmy się więc wpasować w jej plany i trwać przy swoim. Fabryka skończyła robić dla nas prototypy w zeszłym roku, a na początku roku 2017 rozpoczęła produkcję dopracowanych modeli Sirène. Okulary powstają w niewielkich seriach.
AN: Ile modeli składa się na serię?
KP: Obecnie nasza kolekcja składa się z dwunastu modeli. Do tego dochodzą warianty kolorystyczne, materiałowe, wersje optyczne i przeciwsłoneczne. Łącznie ponad pięćdziesiąt wariantów. Pracujemy już nad kolejnymi. Mamy bardzo dużo pomysłów i długofalową wizję tego, czym ma być Sirène.
AN: Jaki jest podział obowiązków w waszej firmie?
JJ: Podział obowiązków nie jest sztywny. Wspieramy się na każdym etapie.
Ja zajmuję się częścią wizualną – projektami opraw, wizerunkiem marki. Oprócz tego kontaktami i współpracą z fabryką, współpracą ze sklepami, tworzeniem materiałów promocyjnych.
KP: A ja staram się myśleć o całości, prowadzę rozmowy handlowe, nadzoruję sprawy administracyjne, promocyjne, wraz z partnerami prowadzę rozmowy z firmami z różnych stron świata.
AN: To jak wygląda wasz zwykły dzień pracy?
JJ: Aktualnie pracujemy bardzo dużo i właściwie każdy dzień jest inny. Wiąże się to z tym, że Sirène niedawno wystartowała.
KP: Mimo tego, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co będzimy robić danego dnia, każdy zaczynamy wspólnym śniadaniem, a kończymy kolacją. Staramy się jak najwięcej czasu spędzać we trójkę, bo też taki czas daje nam najwięcej radości.
AN: No właśnie, jesteście we trójkę. Punkt kulminacyjny, czyli prace nad wdrożeniem marki, przypadły prawie w tym samym czasie co początek waszego rodzicielstwa. Jak udaje się wam pogodzić jedno z drugim?
JJ: Jurek urodził się w kwietniu 2016 roku, a Sirène wystartowała w czerwcu 2017. Z pewnością bycie rodzicem i prowadzenie firmy jest wymagające. Jednak obie te rzeczy są wspaniałe. W opiece nad Jurkiem pomagają nam moi rodzice, którzy mieszkają niedaleko. To ogromna pomoc. Niemniej Jurek uczestniczy w prowadzeniu Sirène. Jeździ z nami na spotkania. Ma kontakt z oprawkami i chętnie je zakłada albo bezceremonialnie zrywa nam ze śmiechem z twarzy. Mimo ogromu pracy pamiętamy, że bycie rodzicami jest dla nas obojga nadrzędne, więc staramy się zachować balans pomiędzy rodziną i pracą.
AN: Zarówno identyfikacja wizualna, jak i promocja Sirène są bardzo spójne, skąd pomysł na nazwę?
KP: Nazwa Sirène jest nawiązaniem do kilku wątków. Do produkcji okularów Sirène używamy kosmicznej technologii, wykorzystywanej do wzmacniania powłok statków kosmicznych. Metalowe części opraw pokryte są nanotytanową powłoką. Tytanowa technologia i sam tytan skojarzył się nam z książką Syreny z Tytana Kurta Vonegutta Jr., którego jestem fanem. Uwielbiam Vonneguta. Jako nastolatek połknąłem dużą część jego książek i one we mnie zostały. Syreny z Tytana to książka, która mieści w sobie wiele ciekawych koncepcji dotyczących sensu ludzkiego istnienia.
AN: Które z nich najbardziej cię zauroczyły?
KK: Szukanie odpowiedzi na pytanie, czy człowiek jest panem własnego losu. Nawiązanie do Vonneguta wydało nam się więc bardzo interesujące, bliskie naszemu postrzeganiu świata. Luźne odniesienia do kosmosu pojawiają się również w nazwach okularów, sesji zdjęciowej itd. W końcu wszyscy powstaliśmy z gwiezdnego pyłu.
JJ: Dodatkowo Sirène – Syrena, odnosi się do Warszawy, w której wszystko się zaczęło.
AN: Asiu, a jak wygląda przygotowanie pary opraw? Czy możesz opisać ten proces krok po kroku?
JJ: Na początku oczywiście rodzi się pomysł. Z koncepcji powstają rysunki, szkice. W moim wypadku zazwyczaj odręczne. Potem tworzę dokładnie zwymiarowane rysunki na komputerze, na podstawie których zostają wyfrezowane modele. Zazwyczaj do tego etapu przygotowuję kilka wersji tej samej koncepcji, żeby sprawdzić, którą chcę zrealizować. Następnym etapem jest doskonalenie formy, szukanie idealnych proporcji i kolejne próby z frezowaniem. Kiedy forma jest skończona, szukam dodatków, pracuję nad szczegółami. Nasze oprawy mają zestaw spójnych detali zaprojektowanych dla całej marki, takich jak tytanowe gwiazdki we frontach opraw acetatowych. Z kolei tytanowy symbol słońca mają oprawy z zakończeniem acetatowym oraz grawer symbolu słońca w oprawach o metalowych zausznikach.
AN: Fabryka, w której powstają wasze oprawki, mieści się we Wrocławiu. Wspomnieliście, że korzystacie z bardzo starej maszyny…
KP: Fabryka mieści się pod Wrocławiem. Precyzyjniej byłoby nazwać ją manufakturą, ponieważ większość pracy wykonywana jest ręcznie.
JJ: Do tworzenia nanotytanowych powłok na metalowych częściach opraw wykorzystywana jest maszyna, której używano wcześniej do wzmacniania poszyć statków kosmicznych.
AN: Mam jeszcze takie praktyczne pytanie: jak powinno się prawidłowo pielęgnować oprawki?
KP: Czyścić szmatką z mikrofibry i przechowywać w etui. Wysokiej jakości oprawy przetrwają kilka lat intensywnego użytkowania, choć fajnie je czasem zmieniać albo mieć kilka rodzajów. Większość okularów wymaga z czasem regulacji, dokręcenia śrubki. Tego typu regulację wykonują dobre salony optyczne za niewielką opłatą. Powinno się ją też wykonać zaraz po nabyciu opraw. Oprawy okularowe to dość plastyczne przedmioty, które dostosowują się do kształtu twarzy przez podgrzewanie acetatu czy gięcie elementów metalowych. To bardzo ważne, żeby okulary nie tylko dobrze wyglądały, ale też dawały komfort użytkownikowi.
AN: Jakie macie plany na najbliższą przyszłość?
KP: Sklep i marka, która sprzedaje nasze oprawki w Warszawie, Acephala, zabiera je ze sobą na pokaz mody podczas Mercedes-Benz Fashion Days w Kijowie. Jesteśmy bardzo ciekawi tego wydarzenia. Jedziemy razem z Acephalą, której projekty bardzo lubimy. Jesienią wybieramy się też na światowe targi optyczne Silmo do Paryża. To ma być międzynarodowa premiera Sirène.
JJ: A potem będzie jeszcze więcej podróży, do których się przygotowujemy i na które bardzo się cieszymy.
AN: A jeśli chodzi o jeszcze dalszą przyszłość? Jak wyobrażacie sobie swoją firmę za lat piętnaście?
JJ: Po pierwsze, mam nadzieję, że za piętnaście lat będziemy mogli zarządzać firmą za pomocą minipierścionków na palcu i nie będziemy siedzieć przy komputerach.
KP: Padniemy ofiarą szeregu wypadków. Jak każdy.
//
Rozmowa opublikowana pierwotnie w 15. numerze magazynu Zwykłe Życie #PRZYSZŁOŚĆ. Do kupienia TUTAJ.