Półka z książkami. U Beaty Motyl
Tekst: Agata Napiórska
Zdjęcia: Basia Kuligowska / PION
Cykl wspierają motyleksiążkowe.pl
Przedstawiam państwu Beatę Motyl, właścicielkę firmy Motyle Książkowe, która od ponad dwudziestu lat zajmuje się dystrybucją książek. Pani Beata wybrała sobie niełatwe zadanie: dystrybuuje głównie małych wydawców. Zobaczcie, co czyta i jak wyglądają jej półki z książkami w domu w Starej Miłosnej.
Jak to się stało, że zajęła się pani dystrybucją książek? Pasja czytania, a może przypadek?
I jedno i drugie. Wcześniej pracowałam w gdańskim wydawnictwie Phantom Press, w jego dziale handlowym. Potem prowadziłam biuro handlowe tego wydawnictwa w Warszawie, aż firma się rozpadła. To był tok 1993.
Dzikie czasy dla branży książkowej.
Oj tak, duży głód książek, siermiężne okładki, ogromne nakłady dochodzące do 100 000 egzemplarzy.
Szalone jak na dzisiejsze czasy!
W 2011 roku wszedł VAT na książki, nastąpiło wtedy drugie tąpnięcie na rynku księgarskim, ale już wcześniej, przed 2000 rokiem trzeba było bacznie przyglądać się zmianom rynkowym. Małe hurtownie i wydawnictwa powstawały jak grzyby po deszczu. Coraz więcej tytułów, mniejsze nakłady. Ludzie zaczynali od handlu z bagażników samochodów i łóżek polowych. Tak wyglądała cała ulica Kolejowa. Potem z tego „łóżkowego handlowania” powstały profesjonalne hurtownie i wydawnictwa.
Teraz mamy w Polsce około dwóch tysięcy wydawnictw.
Tak, ale 90% rynku zajmują duże wydawnictwa, których jest kilkanaście. Reszta to cała masa maluchów. Jest tego tyle, że rynkowi trudno wszystko pomieścić. Duże hurtownie nie chcą brać książek małych wydawców, bo czasem sprzedaje się po 20-30 egzemplarzy i dalej ani drgnie.
Dlaczego w takim razie wybrała pani tak trudną drogę, obsługę tej drobnicy?
Mam do pracy podejście misyjne, to raz, a dwa, jeśli wchodzi się na rynek bez większego kapitału, trzeba budować firmę małymi kroczkami. Naszą siłą było to, że skupiamy małych wydawców.
Ile ma pani tytułów w ofercie?
Około dziesięciu tysięcy.
A najmniejszy wydawca jakie ma nakłady?
Najmniejsi wydawcy to wydawcy jednej książki, często sami autorzy, którzy przychodzą do nas z nakładem od dwudziestu do stu dwudziestu egzemplarzy.
I pani te kilkadziesiąt egzemplarzy wysyła dalej w świat, do księgarń?
Tak, część zostaje do sprzedaży online, resztę, po kilka egzemplarzy biorą księgarnie. Teraz zresztą księgarnie zwykle biorą po jednym egzemplarzu z tytułu, również od większych wydawców.
Czyli rynek idzie w ilość. Małe nakłady, dużo tytułów. Po ponad dwudziestu latach doświadczenia na rynku, jak się pani wydaje, co jest ważne dla sukcesu wydawniczego?
Zdecydowanie pomysł, konsekwencja i upór. Czyli spójna oferta i dobry marketing z tzw. historią. Nie myśleć, co by tu wydać, żeby na tym zarobić. Bo jeśli ktoś myśli o wydaniu książki dziecięcej, a zupełnie się na tym nie zna, to choćby książka była świetna, może mu się to nie udać.
Jaki jest największy wydawca, z którym państwo współpracują?
Zaczynaliśmy dystrybucję od Wydawnictwa Czarne, któremu prowadziliśmy dział handlowy. Teraz mamy w ofercie około tysiąca dostawców. Dobrze współpracuje nam się z wieloma hurtowniami i księgarniami, które mają w ofercie tzw. backlistę, czyli starsze tytuły, a nie tylko nowości i bestsellery.
Co myśli pani o ustawie regulującej cenę książki?
Jestem za. Na rynku księgarni internetowych jest prawdziwa batalia cenowa o klienta. Klient zyskuje, ale wydawcy i przede wszystkim księgarze tracą na tym. Sprzedaż książek przeniosła się do internetu, a księgarnie stacjonarne się zamykają. Zwykle książki w księgarniach internetowych są tańsze niż u wydawców. Albo to, że książki można dostać w Biedronce.
To źle?
To, że klasyki leżą między cebulą a marchewką jest dla mnie wyrazem braku szacunku dla naszej kultury, dla autora, dla wszystkich osób, które pracowały nad powstaniem książki. Rozumiem jeszcze, że selekcjonujemy tytuły i umieszczamy w marketach wersje pocketowe, poradniki, kolorowanki, książki w niskiej grupie cenowej. Rozumiem ideę, żeby „książki trafiały pod strzechy”, ale książka to nie jest zwykły, masowy produkt. Trochę równamy kulturę w dół: zamiast kształtować gusta, dostosowujemy się do tego lekkie, łatwe i przyjemne i przede wszystkim tanie. A małe, niezależne księgarnie upadają.
Czy małe księgarnie nie upadają przypadkiem również przez księgarnie internetowe?
Gros rynku księgarskiego przejął internet – 40-50% książek z hurtowni trafia do dystrybucji internetowej. Jednak prawdziwi książkofile lubią podotykać, powąchać, sprawdzić fakturę książki, dotknąć okładki, zobaczyć w rzeczywistości jak jest wydana. Chodzą więc do księgarń.
A w jaki sposób pani wybiera książki do czytania dla siebie?
Często wybieram je u siebie z wzorcowni, czyli tam, gdzie mamy wyłożone nowości i często pierwsze wrażenie zaczyna sie od okładki. Czasem jeżdżę na Kolejową, zwaną kiedyś zagłębiem książkowym, do zaprzyjaźnionej hurtowni i przeglądam poukładane tytuły. Podchodzę do książek emocjonalnie. Może to dobrze nie zabrzmi, ale raczej nie ślędzę trendów czy nowości. Lubię, kiedy książkę poleci mi ktoś bliski. Jestem wzrokowcem, otwieram na chybił-trafił i patrzę jak poprowadzony jest dialog, jaki jest rytm i czy tekst się klei, jeśli dobrze mi się czyta fragment, biorę książkę do domu. W ten sposób przeczytałam mnóstwo przypadkowych książek. Zawsze dużo czytałam, choć w domu rodzinnym takich tradycji nie było. Mam bardzo „eklektyczne” zainteresowania. Lubię fantastykę, zwłaszcza Terrego Pratchetta, kryminały Cobena i Grishama, thrillery historyczne, klasyczną literaturę rosyjską i skandynawską, kocham starożytny Egipt no i książki o szeroko pojętej „duchowości.”
Czyta pani codziennie?
Tak, zdecydowanie, co najmniej kilka stron.
O jakiej porze?
Najchętniej rano, w łóżku. Szczególnie lubię sobotnie i niedzielne poranki, pierwsze kilka godzin po przebudzeniu czytam. Mam wtedy światło słoneczne w pokoju.
Kawa, śniadanie, książka, wszystko w łóżku?
Śniadanie jem dopiero po czytaniu i bardziej herbata niż kawa.
Co ostatnio pani czytała?
Książkę z Czarnego Czerwony rynek. Na tropie handlarzy organów, złodziei kości, producentów krwi i porywaczy dzieci Scotta Carneya. Mocna książka. Musiałam po niej odpocząć.
A przy łóżku Pratchett.
Uwielbiam! Zarazili mnie nim ponownie moi synowie. Czytałam im od podstawówki cały „Świat Dysku”, a teraz czytam drugi raz sama dla siebie. Moglibyśmy całą rodziną brać udział w konkursie wiedzy o postaciach ze Świata Dysku.
Ma pani tutaj też półeczkę ezoteryczną.
Lubię takie książki, kryje się za nimi niesamowita wiedza. Bardzo się ten dział rozwija, coraz więcej jest takich pozycji na rynku.
Chyba selfpublishing temu sprzyja. Spójrzmy jeszcze na pani półki – jaki porządek! Czyli mamy tu poukładane seriami wydawniczymi – reportaże z Czarnego, kryminały (chyba wszystko Cobena), sporo sensacji i fantastyki. Do jakich książek chętnie pani wraca?
A wie pani, często wracam do Musierowicz i jej Jeżycjady. Po takich ciężkich reportażach lubię wrócić do mądrych i ciepłych opowieści rodziny Borejków do Idy Sierpniowej i jej starszej siostry Gaby.
Czyli najpierw zażyna się pani ciężką sensacją i mrocznym reportażem, a potem odtrutka w postaci rodziny Borejko?
Tak. Najpierw ciekawość świata, nawet tego okrutnego, a potem odtrutka. Mam ogromny sentyment do Małgorzaty Musierowicz. Czekam na każdą kolejną część. Dorastam z Idą. Myślę , że te książki posiadają, tak jak bajki Disneya drugą warstwę dla dorosłych. Lubię sobie od czasu do czasu wrócić do tych historii.
W Polsce statystyki czytelnictwa są przygnębiające.
Mam wrażenie, że idzie ku lepszemu – coraz więcej festiwali książkowych, targów itd.
Ale czy to nie jest tak, że to wciąż ci sami ludzie… co zrobić, żeby osoby, które nie czytają sięgnęły po książki?
Trzeba zarażać dzieci czytaniem od najmłodszych lat. Jeśli w domu są książki, jeśli rodzice czytają, dzieci mają dobry przykład, potem to zainteresowanie pączkuje. Najmilej wspominam te chwile, gdy przed snem leżeliśmy z synami, mam dwóch bliźniaków, i czytaliśmy bajki, opowieści, historyjki. Niektóre książki, zwłaszcza te wierszowane znali na pamięć.
Ile książek czyta pani rocznie, potrafi pani oszacować?
W wakacje, na urlopie czytam po trzy książki tygodniowo, w ciągu roku trochę wolniej, rocznie pewnie koło trzydziestu. Zawsze mam przy sobie kilka książek, wożę je w samochodzie, na wypadek, wolnego czasu.
Beata Motyl, ur. 1967 w Gdańsku. Od 1990 roku w branży księgarskiej. Na początku pracowała w wydawnictwie PHANTOM PRESS w Gdańsku i ich biurze handlowym w Warszawie, a kolejne księgarskie firmy, z którymi była związana to Hurtownia Jama z Gdańska, księgarnia wysyłkowa FAKTOR w Warszawie. W 1995 roku założyła wraz z mężem MTM FIRMA. W międzyczasie kończyła studia na Akademii Humanistycznej w Pułtusku na Wydziale Filologii Polskiej. Od września 2013 roku samodzielnie prowadzi motyleksiazkowe.pl. Jest mamą bliźniaków Filipa i Łukasza.