Zwykłe Życie to magazyn o prostym życiu wśród ludzi, miejsc i rzeczy.

Processed with VSCOcam with g3 preset

Tekst i zdjęcia: Marta Knaś 

Natura miasta to jego rytm, trwa całą dobę, bez końca. Nieustanne kursowanie autobusów, otwieranie sklepowych witryn i pulsujące światła. Instytucje, architektura, uliczne latarnie i parki to pewne stałe elementy wokół których grawitujemy. Tak naprawdę, to my decydujemy o tym jakie jest miasto. To nasza kreatywność, kultura, etniczna różnorodność składają się na pewną abstrakcyjną osobowość, przypisaną punktom na mapie, niczym nie udokumentowaną.

Z reguły, miasto przygarnia każdego. Wiesz, że sprawy się ułożą, znajdziesz mieszkanie, Twoje imię będzie widniało na pocztowej skrzynce. Założysz konto w banku, staniesz się poważny, bo miasto wymaga od człowieka pewnego rodzaju podporządkowania. W zamian dostajesz swoje miejsce, być może zostaniesz tu na zawsze, może to tylko punkt przejściowy. Natura miasta udowodni Ci też, że nie ma sytuacji bez wyjścia. Cykl Twojego życia trwa bez ustanku i brniesz dalej, marząc, by poczuć, że w końcu stałeś się kowalem własnego losu.

Londyn 3

Gdy przeprowadzałam się do Londynu, nie zdawałam sobie sprawy z siły oddziaływania jakie miasto ma na ludzkie życie. W pewnym momencie zauważasz, że jest ono najprawdziwszym odbiciem. Choć masz czas, twój krok przyspiesza każdego ranka, bo właśnie ten ktoś przed tobą w metrze zaspał do pracy. Choć nie lubisz słodkiej kawy, pijesz ją, po prostu, śniadaniowe sieciówki otwierają swoje drzwi już o 6 rano. Mimo, że chciałbyś poczytać książkę, sięgasz po darmowe wydanie popołudniowego dziennika, który wciśnięto Ci do ręki na mokrym przystanku.

Natura miasta sprawia, że działasz automatycznie. Ramą Twojej rutyny staje się rozkład jazdy autobusów i godziny sztywno wyznaczonego lunchu. Jeśli życie składa się z tych najbardziej prozaicznych czynności, zastanawiałam się, czy każdą z nich mam wykonywać wbrew sobie. Gubić w zgiełku energię, być konformistką, przelecieć przez życie, które każdego tygodnia inaugurowałam godzinnym dojazdem na uniwersytet, a kończyłam w niedzielnej kolejce do stłoczonego marketu, gdzie produkty znikały w tempie zwiastującym poniedziałkową apokalipsę.

Processed with VSCOcam with c1 preset

Sęk w tym, że nie wpisywałam się w profil klasycznego imigranta. Fajne studia na dobrej uczelni, jasne mieszkanie z białymi ścianami. Ostatnie piętro, taras z drewnianych belek. Miałam szczęście. Pamiętam widok ze swojego okna, zawsze widać było przejrzyste niebo z samolotami zniżającymi w kierunku Heathrow. Potem, wierzchołki pojedynczych drzew, kiedy przychodziła wiosna, kwitnące liście sięgały bardzo wysoko. Jednak im niżej schodził mój wzrok, tym bardziej nasilał się nieład, wielokulturowy lament. Zdawałam sobie sprawę, że to nie to miasto, nie to miejsce. Nic nie przytłacza czasem bardziej jak krajobraz. Jego piękno lub całkowity zamęt.

Myśląc o metropolii, wyobrażamy sobie energię, pęd, które sprawią, że będziemy zdolni robić wielkie rzeczy. Cienka jest linia pomiędzy poczuciem inspiracji, a opresji. Duże miasto to często najzwyklejsza samotność i wzmożona świadomość, że jest się niewielkim elementem bardzo dużego obrazka.

Miasto korzysta też z naszej naiwności. Dlatego zamieniamy jedno na drugie, z nadzieją, że tam dalej będzie nam lepiej. Nie chodzi jednak o sprawność miejskiej komunikacji czy logiczny układ ulic, już dawno stwierdzono, że pragmatyzm i uczucia nie są najlepszą kombinacją. Lepiej jest wtedy, gdy ludzie patrzą ponad krawężniki i potrafią spojrzeć w oczy. Zatrzymać się na czerwonym świetle bez irytacji, wsiąść w autobus i całą drogę wyglądać przez okno.

Processed with VSCOcam with c1 preset

Taki wydał mi się Paryż, więc industrialne szeregowce zastąpiły Haussmanowskie kamienice. Nie ma nic piękniejszego niż moment, w którym twoje wyobrażenie o miejscu stopniowo się urzeczywistnia. To tu, każdy ma równoprawny dostęp do wszechotaczającego piękna. Zejść do metra pod secesyjnym, metalowym łukiem, przejść Luksemburskimi Ogrodami, w piątki, kupić butelkę dobrego, taniego wina i wziąć kilku znajomych, wszyscy spotkają się nad Sekwaną.

Dni płyną o wiele wolniej, bo jakoś tak szczęśliwiej. Czujesz, że miejscowi, po prostu to rozumieją, w niedzielę nikt nie potrzebuje centrów handlowych, a piękne towary zobaczysz tylko przez szklaną szybę. Pod domem, parę kawiarni, wszyscy piją noisette, koszyki na stołach wypełnia świeżo krojona bagietka. Papierowe książki to jeszcze nie przeżytek. Odnoszę wrażenie, że Paryż to centrum oporu. Przed zachodnim postępem, przed zobojętnieniem. Mimo zarzutów o arogancję, miasto przyjmuje Cię z rozbrajającą szczerością, taka jest jego natura. Tej, z reguły, nie da się oszukać.

Processed with VSCOcam with c1 preset

Często myślę o Polsce, bo tęsknię, bo tak się zmienia. Wielu uważa, że pięknieje, staje się bardziej interesująca. Miasta prześcigają się w kulturowych inicjatywach, odmienia się architektoniczny krajobraz. Kluby, restauracje, galerie. Rośnie dynamika miast, wyłaniają się metropolie na naszą własną skalę. Za tak szybką zmianą, idzie ryzyko. To rewolucje miast bez odwrotu. Czym były, czym są, czym się staną już całkiem niedługo. I kiedy patrzę na mapę, to myślę sobie, że ten kraj przedzielony Wisłą ma swój charakter. Bardzo mi się marzy, żeby go nigdy nie stracił.

Ostatecznie, szukamy miejsc, gdzie można się zatrzymać, rozejrzeć. Gdzie nie zamykamy się na krótkie momenty wytężonej obserwacji w których dochodzimy do całkiem mądrych wniosków. Gdzie nawiązywanie ludzkich relacji wypływa ponad powierzchowną warstwę. Dlatego tak wiele jest ścieżek ludzkiej migracji. Każdy dokądś jedzie, czasem wraca. Ktoś inny zostaje na dobre. Być może, właśnie teraz, idzie wzdłuż parkowego, bluszczowego płotu lub gubi się w siatce srebrnych wieżowców. Niezależnie gdzie jest, prawdopodobnie, miejsce to odkrywa przed nim jego szczerą naturę. Jest we właściwym punkcie.