Zwykłe Życie to magazyn o prostym życiu wśród ludzi, miejsc i rzeczy.

Przepytała: Agata Napiórska

Co poniedziałek zmuszam jedną osobę do nadludzkiego wysiłku. Zadanie polega na tym, by wybrać jedną książkę, jeden film i jedną piosenkę, które w jakiś sposób są ważne dla ankietowanego. Może być to wybór podyktowany nastrojem chwili, może być tzw. życiówka. I trzeba uzasadnić.

10173369_10203332224327509_1138645503_n

Wojtek Bednarz, rocznik ’75, absolwent wydziału grafiki na krakowskiej ASP, od prawie siedmiu lat główny projektant Vistuli. Uwielbia dobrą kuchnię – byle tylko nie musiał gotować. Lubi też naturę – najlepiej martwą i najlepiej w muzeum. Ulubiona marka samochodu – taksówka.

Książka

Źródło, Ayn Rand

Ulubiona książka? Uwielbiam powieści – im grubsze tym lepsze, najlepiej, żeby się nie kończyły. Cały Truman Capote – podchodzę bezkrytycznie. Jestem fanem kryminałów, a w szczególności tych, które bardziej są powieścią obyczajową, a intryga jest tylko pretekstem do opowiedzenia o innych rzeczach – tutaj – Donna Tartt Tajemna Historia – znam prawie na pamięć, cały Mankell, a w szczególności seria o Kurcie Wallanderze. Jeśli jednak mam wybrać jedną i tylko jedną to chyba będzie to życiówka. I okazało się, że ten wybór nie był taki trudny. Źródło Ayn Rand. Książka, która mnie rozłożyła na łopatki, zjadłem ją i oblizałem okładkę. Jest tam wszystko – romans i sex (ups!), filozofia i ekonomia (wtf?!), ludzie bardzo źli i przebiegli, ludzie bardzo dobrzy, szarlatani, wizjonerzy, idealiści, kilka postaci historycznych i prawdziwa femme fatale. Niby to się mogło wydarzyć, ale jest to ubrane w tak surrealistyczną rzeczywistość, że w zasadzie jest to nierealne. Każdy charakter jest mocny, doskonale zbudowany, kompletny i tak mocno określony, że w zasadzie powinno to być to wkurzające – ale nie jest. Każdy jest trochę przewidywalny, ponieważ dokonywane wybory są w zasadzie oczywiste, ale w jakiś magiczny sposób zawsze czujesz się zaskoczony. Całość przypomina trochę obrazy Lempickiej (taki przykład, ponieważ mniej więcej to te same ramy czasowe) – czyli trochę umowne, estetyczne, ale z buzującymi emocjami. I oczywiście 800 stron…. Sama Autorka też wydaje się być całkiem niezłym tematem na książkę, ale to już inna historia. Absolutnie polecam!

925096-ayn-rand

Film

Ojciec Chrzestny, Francis Ford Coppola, 1972

Ulubiony film? Gdybym miał wybrać serial – byłoby łatwiej – wszystkie sezony Sześć stóp pod ziemią i tyle, ale to chyba nie ta kategoria. Ale film – będzie trudniej. To chyba dlatego, że oglądam bardzo dużo różnych rzeczy, do niektórych prawdopodobnie wstyd byłoby się przyznać. Ponieważ nie mam problemu z oglądaniem po kilka razy filmów, które lubię więc wracam do nich z różnych powodów. Są takie, przy których się relaksuję – na przykład Ukryte pragnienia Bertolucciego lub Powiększenie Antonioniego. Filmy Polańskiego – można wybierać w ciemno i zawsze będzie ok. Stare amerykańskie musicale – Amerykanin w Paryżu czy All That Jazz – dlaczego nie? Niektóre są dla mnie najzwyczajniej w świecie piękne i oglądam je jak obrazy. W tej kategorii jest na przykład Pociąg Kawalerowicza czy Piękna złośnica Rivetta (wymieniam drugi film z Jane Birkin, muszę się nad tym zastanowić). Przyznam się jednak, że chyba najczęściej wracam do filmów dla dużych chłopców – bez aluzji! Mam na myśli te z serii „zabili go i uciekł” lub przynajmniej trochę strzelanki. Jamesy Bondy, Jasony Bourny itp. To takie moje guilty pleasure. Francuski łącznik czy Bullit – Steve McQueene i wspaniała muzyka Lalo Schifrina – tu mnie macie! Tak czy inaczej absolutny top of the top to będzie Ojciec Chrzestny. Wiem, wiem, fanatycy próbują zapomnieć, ze to trylogia i że popełniono trzecią część, ale ja to kupuję w całości. Tutaj w zasadzie to chyba nie muszę pisać kto to zrobił i o czym to – trochę poszedłem na łatwiznę, ale trudno. Napiszę tylko, że co jakiś czas spędzam bezsenną noc, odpalam dvd, odpalam pierwszy karton papierosów, wypijam co mam pod ręką i o poranku z konkretnie zaczerwienionymi oczami zastanawiam się czy obejrzenie jeszcze raz pierwszej części byłby przesadą. Myślę, że nie muszę polecać.

003-the-godfather-theredlist

Piosenka

Aquarius, Hair,  1979

Ulubiona piosenka? Tutaj sprawa ma się trochę inaczej, ponieważ muzyka, która zazwyczaj mnie rozwala to taka bez zwrotek i bez refrenu. Ta ze zwrotkami i z refrenem, bo oczywiście także takiej słucham, jest zazwyczaj czymś w rodzaju gwiazdy tygodnia lub nawet jednego wieczoru i w postaci jednej sztuki piosenki jest zarzynana na maxa po stokroć i później już przez jakiś czas mam lekki odrzut na myśl, ze mógłbym na to przypadkiem trafić w radio jadąc rano do biura. Wybór jest dość schizofreniczny i często przypadkowy, nie będzie życiówki, ale jest kilka takich, do których mam sentyment i mogę powiedzieć, że zarzynam je od czasu do czasu i nadal nie boję się, że trafie na nie przez przypadek w środę o poranku. Ostatnio na przykład po raz kolejny zrobiłem sobie sesję z Under Pressure w konkretnej – najlepszej wersji – David Bowie & Annie Lennox. Jakiś czas później przerobiłem wszystkie wersje Someone To Watch Over Me – uwielbiam w wykonaniu Amy Winehouse. Lubię także nie tylko posłuchać, ale także z przyjemnością pooglądać „I Just Don’t Know What to Do with Myself” White Stripes – radość dla ucha i radość dla oka! Natomiast wybierając jedną to chyba będzie to Aquarius z Hair. Zawsze jak słyszę lub słucham tego utworu to jakoś tak bez powodu czuję się lepiej i może też dlatego, że jest zodiakalnym wodnikiem (bez jaj, nie przykładam do tego żadnego znaczenia) to tak jakby to była trochę moja piosenka. A może dlatego, że jest prawie tak stara jak ja i w zasadzie to zawsze gdzieś na nią trafiam. Od wczesnego dzieciństwa.